Policjanci mają pomocników. Coraz więcej interwencji obywatelskich

Artykuł
Flickr/Jaap Arriens/ CC BY 2.0

"Przestępców ścigają policjanci – to oczywistość, ale coraz częściej dochodzi do zatrzymań obywatelskich. Gdy przypadkowi świadkowie przestępstwa wkraczają do akcji, bo patrolu nie ma w pobliżu, łapią delikwenta i oddają później w ręce mundurowych. W taki sposób najczęściej wpadają pijani kierowcy, ale nie tylko..." – pisze dzisiejsza "Gazeta Polska Codziennie".

Zawsze do obywatelskich zatrzymań dochodzi pod wpływem impulsu. Przysłowiowy Kowalski, który nie jest obojętny wobec tego, co widzi, reaguje, gdy kierowca wyraźnie nietrzeźwy wsiada do auta, kieszonkowiec wyciąga cudzy portfel, wandale dewastują przystanek… Takich sytuacji nie da się przewidzieć i każda wygląda inaczej, ale to wcale nie oznacza, że nie jest opisana w polskim prawie.

W Kodeksie postępowania karnego, w dziale dotyczącym środków przymusu znajduje się artykuł 243, który mówi właśnie o takich zdarzeniach. Wprawdzie określenie „obywatelskie zatrzymanie” formalnie nie występuje, ale w paragrafie pierwszym czytamy: „Każ- dy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości”. Z jednym, ale ważnym zastrzeżeniem, które podkreślono w paragrafie drugim tego samego artykułu: „osobę ujętą należy niezwłocznie oddać w ręce Policji”.

I Polacy coraz chętniej korzystają z takich możliwości. Na podwójnym gazie Do zdarzenia doszło w miniony wtorek (15 sierpnia) na drodze między Zakopanem a  Nowym Targiem. Wczesnym wieczorem tą trasą jechał samochód, którego kierowca najwyraźniej miał problemy z zapanowaniem nad autem. Mówiąc wprost – jechał zygzakiem, raz rzucało go na pobocze, a po chwili znajdował się na przeciwległym pasie. Inni kierowcy obserwowali to z  przerażeniem, bo w każdej chwili mogło dojść do tragedii. Oczywiście powiadomili policję, ale zanim patrol drogówki dotarłby na miejsce, mogło być za późno. Dlatego obserwowali, co robi kierowca, który – nie mieli co do tego wątpliwości – był pijany. Gdy zjechał na pobocze, zatrzymali jego samochód, podbiegli do delikwenta, aby uniemożliwić mu dalszą jazdę. Ten jednak zamknął się od środka i mógł ruszyć w każdej chwili. Wtedy interweniujący wybili szybę i zabrali kluczyki. Po kilku minutach pojawili się policjanci i  chcieli, aby zatrzymany mężczyzna „dmuchał”, czyli próbowali sprawdzić stan jego trzeźwości, ten jednak odmówił. Został więc przewieziony do szpitala na badania, gdzie pobrano mu krew. Analiza miała wykazać, ile promili krążyło w  jego organizmie, bo to, że był pijany, nie pozostawiało wątpliwości – zapaszek, który roztaczał wokół siebie, był bardzo charakterystyczny.

Także w sierpniu, kilka dni wcześniej, do obywatelskiej interwencji doszło w  wielkopolskim Śmiglu. Tym razem nie chodziło o kierowcę samochodu, ale o motocyklistę. Przypadkowi świadkowie widzieli, że mężczyzna brał udział w  imprezie zakrapianej alkoholem, wlewał w siebie napoje z procentami, a pomimo to wziął kask i chciał wsiąść na motocykl. Ludzie, którzy obserwowali scenę, nie pozwolili na to. „Mężczyzna był w  takim stanie, że miał trudności z dmuchnięciem w alkotest. Okazało się, że wydychanym powietrzu miał ponad dwa promile” – mówił portalowi Koscian.net asp. sztab. Radosław Nowak, rzecznik k ściańskiej policji. Jeszcze ważna uwaga – nie chodziło o dwudziestoparolatka, który często nie zastanawia się nad konsekwencjami. Pijanym motocyklistą okazał się 60-letni mężczyzna. Taki wiek powinien zobowiązywać do rozwagi. Przy okazji policjanci z Ko- ściana podziękowali mieszkańcom Śmigla za szybką i stanowczą reakcję. „Nietrzeźwy kierowca jest zagrożeniem dla siebie i innych użytkowników dróg. W  tym wypadku, dzięki czujności świadków, nie doszło do tragedii” – podkreślił asp. sztab. Nowak.

Zdecydowana większość obywatelskich zatrzymań dotyczy pijanych kierowców. Wprawdzie rzadziej, ale w  taki sposób wpadają również sprawcy innych przestępstw. W  tym kryminalnych. Przykładem tego są wydarzenia z początku sierpnia z Katowic, a ich prawdziwym bohaterem został mężczyzna, który zachował się wręcz wzorowo. Niemal w samo południe na skrzyżowaniu ulic Szewskiej i Zbożowej brutalnie zaatakowana została 70-letnia staruszka. Bandyta podbiegł od tyłu, zerwał z szyi kobiety złoty łańcuszek i próbował uciec. Zapewne był przekonany o swojej bezkarności, bo w okolicy akurat nie było policjantów, ale nie przewidział jednego... Na pobliskiej budowie pracował pewien mężczyzna, zauważył moment napadu, usłyszał krzyk okradzionej kobiety, a  przede wszystkim widział, w którą stronę ucieka bandzior. Nie wahał się ani chwili! Ruszył w po- ścig za przestępcą i po kilkuset metrach zdołał go dogonić. Obezwładnił i przytrzymał do czasu przyjazdu radiowozu. Rabusiem okazał się 34-letni mieszkaniec Katowic, który miał na koncie więcej grzeszków. Teraz stanie przed sądem i mamy nadzieję, że wyrok będzie surowy.

Cały artykuł Grzegorza Brońskiego znajduje się w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"

Źródło: "Gazeta Polska Codziennie"

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy