Życie w czerwonych strefach we Włoszech: blokady dróg, szturm na sklepy i apteki

Artykuł

Punkty kontrolne na drogach z 500 policjantami i żołnierzami, zamknięte szkoły, bary i część sklepów, masowe gromadzenie zapasów i środków higienicznych - tak wygląda życie w 11 tzw. czerwonych strefach, czyli ogniskach zachorowań na koronawirusa we Włoszech.

Na liście całkowicie zamkniętych miasteczek i osad w rejonie między Lodi w Lombardii i Padwą w Wenecji Euganejskiej na północy, w których mieszka ponad 50 tys. osób, są m.in.: Codogno, gdzie zanotowano pierwsze zachorowanie na terytorium Włoch, a także Pizzighettone, Pieve Porto Morone, Sesto Cremonese, Casalpusterlengo, Vo, Schiavonia, Mira, Mirano, Terranova Passerini.

 

Na mocy dekretu wydanego przez rząd obowiązuje surowy zakaz opuszczania tych miejscowości i wjazdu do nich pod groźbą kar finansowych. "Czerwonych stref" pilnuje kilkadziesiąt patroli, a premier Giuseppe Conte zaapelował do obywateli o współpracę. Zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów zamknięte są szkoły, urzędy, prywatne firmy i inne miejsca pracy oraz obiekty sportowe. Nie działa transport publiczny, na stacjach w tym rejonie nie zatrzymują się pociągi.

 

Lokalne władze apelują do mieszkańców tych zamkniętych miasteczek, aby radykalnie ograniczyli wychodzenie z domu, co oznacza - jak podkreślają media - praktyczną samoizolację domową kilkudziesięciu tysięcy osób. Media informują o kilku prawdopodobnych przypadkach ucieczek ze strefy zachorowań.

 

Obrona Cywilna apeluje do ludności, aby nie ulegała panice. Jej oznaki jednak są widoczne - zauważa się. Ludzie masowo gromadzą zapasy, wykupują maseczki, trwa szturm na nieliczne otwarte sklepy i apteki.

 

Kolejne zalecenie, jakie powtarzane jest w mediach, to takie, aby w razie stwierdzenia poważnych objawów , nie udawać się do lekarza lub na pogotowie, ale by wzywać pomoc lekarską telefonicznie korzystając z udostępnionych numerów alarmowych.

 

Mieszkanka Casalpusterlengo koło Lodi, skąd pochodziła jedna ze śmiertelnych ofiar wirusa, powiedziała Ansie: "Panuje tu klimat oczekiwania, ale nie desperacji". "Nie ma paniki" - dodała. Według przekazanych przez nią informacji do otwartego miejscowego sklepu ludzie chodzą w maseczkach ochronnych.

 

"Wiemy o licznych przypadkach w okolicy, ale głównie są one bezobjawowe. Ludzie ci odbywają kwarantannę w domu. Wytłumaczono nam, że nie powinniśmy być szczególnie zaalarmowani" - podkreśliła rozmówczyni włoskiej agencji.

 

Specjalnym kordonem otoczono też miejscowość Vo w Wenecji Euganejskiej, gdzie mieszkał zmarły 78-letni mężczyzna. Dróg dojazdowych pilnują tam karabinierzy i policjanci. Trwa postępowanie, by wyjaśnić źródło zakażenia w tej małej społeczności.

Źródło: PAP

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy