ZOBACZ! Dzika „restytucja” pożydowskiego mienia!

Gabriel Kayzer 30-05-2017, 13:35
Artykuł
Kamienica przy ul. Próżnej w Warszawie
Foto: Creative Commons Attribution ShareAlike 3.0 License

Fragmenty wywiadu z dziennikarzem śledczym Wojciechem Surmaczem na temat dzikiej „restytucji” mienia przedwojennych gmin żydowskich w Polsce.

Wywiad ukazał się w książce Gabriela Kayzera pt. „Klincz? Debata polsko – żydowska”.

Jaka powstał Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP?

 

Tę historię należałoby rozpocząć od tego, że – jak wynika z moich badań – w stworzenie w Polsce Związku Wyznaniowego Gmin Żydowskich byli zaangażowani funkcjonariusze Wywiadu Wojskowego. Po raz pierwszy usłyszałem o tym podczas spotkania ze swoim informatorem z warszawskiej gminy żydowskiej, który powiedział mi wprost: „Zanim zaczniemy rozmawiać, musi pan wiedzieć jedną rzecz... My wszyscy jesteśmy po wojsku”. Dlatego właśnie zacząłem później sprawdzać w Instytucie Pamięci Narodowej wszystkich prominentnych działaczy Związku Wyznaniowych Gmin Żydowskich. Podczas przeprowadzania kwerendy natknąłem się na ewidentne wątki ubeckie. Przewodniczącym Gminy Żydowskiej na Śląsku, w Katowicach, był były więzień obozu koncentracyjnego w Auschwitz, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, wielokrotny delegat na Światowy Kongres Żydów, ubek z bogatą kartoteką w IPN, Feliks Lipman, który zastrzelił się w 2002 roku. „Ojcem założycielem” Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP był zaś pułkownik Paweł Wildstein, absolwent Wydziału Dyplomatyczno-Konsularnego Akademii Nauk Politycznych i Inżynierskiej Akademii Łączności w Leningradzie, oraz Akademii Sztabu Generalnego im. gen. Karola Świerczewskiego w Warszawie.

Po co agentura zaangażowała się w tworzenie gmin żydowskich? Dlaczego? Członkowie Wojskowych Służb włączyli się w tworzenie tej organizacji, a później stworzenie gminy, gdyż chcieli położyć łapę na przedwojennym majątku komunalnym Żydów, czyli majątku przedwojennych gmin żydowskich w Polsce.

Przed wojną każda gmina była osobną jednostką, niezależną od innych gmin. Nawet wśród Żydów są bowiem różne wyznania. Są Żydzi ortodoksyjni, progresywni, reformowani, ultraortodoksyjni, itp. Te wyznania istniały także przed wojną i nie stanowiły jednej zwartej organizacji. Było to trochę tak, jak jest, na przykład, w świecie chrześcijańskim, gdzie istnieje Kościół katolicki, Kościół prawosławny, czy Kościół protestancki i każdy z nich jest od siebie prawnie niezależny i każdy z nich rządzi się trochę innymi prawami. Tak samo było przed wojną również wśród Żydów. Od 1989 roku już jednak tak nie jest. Teraz jest jedynie Związek Wyznaniowy Gmin Żydowskich RP. Aby zrozumieć jak do tego doszło, trzeba przede wszystkim prześledzić działalność peerelowskiego wywiadu. W 1981 roku w Wojskowej Służbie Wewnętrznej powstał oddział Y. Była to grupa bardzo dobrze wykształconych oficerów. Ich działalność dość precyzyjnie opisał Sławomir Cenckiewicz. Zajmowali się działalnością gospodarczą w różnych obszarach. To oni tworzyli m.in. system finansowy III RP, który do dzisiaj u nas funkcjonuje.

Może to potwierdzać działalność co poniektórych prawników, którzy zaczęli skupować dla siebie lub dla swoich klientów roszczenia do nieruchomości odebranych dekretem Bieruta zanim jeszcze upadł PRL, a więc w czasie, gdy było to nielegalne.

To, że grupa oficerów Wojskowej Służby Wewnętrznej współtworzyła polską gospodarkę wolnorynkową jest faktem. Przejmowania cudzych majątków ci oficerowie uczyli się zaś już w PRL-u. Zajmowali się oni bowiem wówczas przejmowaniem spadków po zmarłych za granicą bogatych Polakach. W raporcie Macierewicza jest nawet przytoczona historia jednego z pułkowników, który wyjechał do Kanady. Wyprodukowano mu papiery spadkobiercy i tam położył on łapę na majątku o wartości 186 tysięcy dolarów. Całkiem spora suma pieniędzy, jak na tamte czasy. Wywiad Wojskowy miał więc podobne zapędy już w okresie PRL-u. Istniała przecież potem również słynna Fundacja Pro Civili. Dla nich prowadzenie działalności przestępczej było więc czymś zupełnie naturalnym. W każdym razie z moich badań wynika, że po reformie Wojskowej Służby Wewnętrznej funkcjonariusze tej służby podzielili się na dwie grupy. Pierwsza grupa oficerów poszła do WSI, a druga poszła do świata prywatnego. Obie grupy pozostawały jednak w ścisłym kontakcie i działały porozumieniu. Według Antoniego Macierewicza i badań Cenckiewicza, w struktury państwowych i prywatnych spółek weszło około 2,5 tys. oficerów wywiadu. Moim zdaniem właśnie wtedy powstała grupa, która miała zająć się majątkiem żydowskim. Podzieliła się ona jednak jeszcze na kolejne dwie grupy. Pierwsza miała położyć łapę na majątku należącym do gmin, a druga na majątku prywatnym, który był dużo bardziej wartościowy. I ta druga grupa wytworzyła coś, co jest ewenementem na skalę światową. Myślę bowiem, że w żadnym kraju na świecie nie ma tak wielkiego czarnego rynku handlu roszczeniami, jak w Polsce. On jest w Polsce po prostu gigantyczny. Nieoficjalnie, wielkość polskiego rynku handlu roszczeniami porównywana jest z warszawską Giełdą Papierów Wartościowych, której kapitalizacja w 2016 roku wyniosła 508,5 mld zł.

Ten handel odbywa się między kancelariami adwokackimi. Jak wejdzie Pan do internetu, to znajdzie Pan tam bardzo duże kancelarie prawnicze z Warszawy, Gdańska, Poznania, Krakowa i Wrocławia, które handlują nieruchomościami należącymi kiedyś do Żydów. Robi się to w bardzo różny sposób. Czasami znajduje się fikcyjnych dawnych właścicieli, a czasami dociera się do rzeczywistych potomków spadkobierców, którzy żyją na przykład w Stanach Zjednoczonych. Daje się im 100 tys. złotych za kamienicę w centrum Warszawy o wartości 10 milionów złotych i później krok po kroku odzyskuje się taką kamienicę.

(…)

Czymś zadziwiającym jest to, że w suwerennym i demokratycznym państwie prawa, za jakie uważa się Polska, do zarządzania majątkiem należącym przed wojną do polskich Żydów dopuszczono obcokrajowców, w osobach amerykańskich Żydów, a także amerykańskie organizacje żydowskie. Dziwię się, że polscy Żydzi pozwolili narzucić sobie przez amerykańskich Żydów pewnego rodzaju kuratelę oraz dali im przyzwolenie na ingerowanie w swoje wewnętrzne sprawy. To ograniczenie suwerenności polskich Żydów pachnie mi neokolonializmem. W zamian za koraliki i paciorki oddano w ręce amerykańskich Żydów tysiącletnie dziedzictwo polskich Żydów.

Niestety, zwykli polscy Żydzi nie mieli i zresztą nadal nie mają w tej kwestii nic do powiedzenia. Dobrze jednak, że Pan wspomniał o tych międzynarodowych organizacjach żydowskich i całej tej siatce wzajemnych powiązań. Jest to bowiem na pewno istotne. Wróćmy jednak jeszcze do genezy, a więc tego, jak doszło w Polsce do uchwalenia wspomnianej przez Pana ustawy i w efekcie do przejęcia majątku żydowskich gmin. Otóż Światowy Kongres Żydów i jego emanacja w postaci World Jewish Restitution Organisation, bo to jest system naczyń połączonych, zauważyły, że ludzie z Polski interesują się majątkiem gmin. Do jego „odzyskania” przygotowywali się już od 1989 roku. Wiedzieli, że najłatwiej im będzie odzyskać majątek komunalny, bo on nie należał do osób prywatnych, ale do osób prawnych, czyli do instytucji. Sięgnięcie po ten majątek wydawało się stosunkowo najłatwiejsze. W ten oto sposób doszło do spotkania się ze sobą dwóch nurtów. Nurtu zagranicznego i nurtu wewnętrznego, czyli organizacji amerykańskich i polskiej grupy. W latach 90. Żydzi chcieli się jakoś dogadać z polskim rządem. Była taka sytuacja, że amerykańskie organizacje żydowskie chciały pomóc Polsce w uzyskaniu dużych odszkodowań od Niemców za straty podczas drugiej wojny światowej. Było to wówczas bardzo realne i dostalibyśmy od Niemców naprawdę potężne pieniądze. Po stronie polskiej nie było jednak dobrej woli by skorzystać z tej okazji. Panowała u nas pewna forma apatii i nikt nie odpowiedział na tę propozycję amerykańskich Żydów. Propozycja brzmiała ponoć następująco: „My wam pomożemy w uzyskaniu dużej kasy od Niemców, bo wiemy, jak to się robi i ciągle od nich coś dostajemy. Jeżeli trzeba, to pomożemy wam w amerykańskich sądach, gdyż mamy przetarte szlaki, znamy pewne mechanizmy i możemy wam również udostępnić nasze najlepsze kancelarie prawnicze. W zamian jednak za to, ponieważ macie tutaj troszkę naszego majątku, to my was o niego poprosimy”. Nie doszło jednak do żadnej ugody i Żydzi w końcu wycofali się z tej propozycji.

(…)

Amerykańskie organizacje zaczęły lobbować u Kwaśniewskiego i ściągnęły go do Izraela, tam się spotkał z przedstawicielami Światowego Kongresu Żydów. Z drugiej strony cały czas działali członkowie Wojskowych Służb Wywiadowczych, którzy wydeptywali własne ścieżki i mieli własne dojścia. Żydzi lobbowali więc u prezydenta Kwaśniewskiego, a Polacy lobbowali u premiera Millera. Okazuje się, że ci nasi okazali się skuteczniejsi i udało się im uzyskać przewagę. W pewnym momencie doprowadzili bowiem do przepchnięcia korzystnej dla nich formuły ustawy o związkach wyznaniowych, dzięki której wreszcie mogli wkroczyć do akcji. Dzięki swoim zakulisowym zabiegom doprowadzili do sytuacji, że uchwalono ustawę o Związku Wyznaniowym Gmin Żydowskich, która de facto monopolizowała ich jednowładztwo nad polskimi Żydami. Wszystkie bowiem organizacje żydowskie zostały wrzucane do jednego worka, który nazywano Związkiem Wyznaniowym Gmin Żydowskich RP. Od tamtej pory bez zgody tej organizacji nie można założyć np. gminy żydowskiej. Jeżeli przyjeżdża na przykład do Polski piętnastu Żydów ze Stanów Zjednoczonych, Australii, czy z Kanady i chcą założyć sobie tutaj gminę, to oni nie mogą pójść tak, jak inne wyznania do MSWiA, ale muszą pójść do Związku Wyznaniowego Gmin Żydowskich RP. To Związek wydaje im zgodę, a nie ministerstwo. Jeżeli Związek się zgodzi, to mogą założyć gminę. Jeżeli jednak nie wyrazi zgody, to koniec.

(…)

Zapewniam Pana, że nie znajdzie Pan drugiego takiego kraju na świecie, w którym jeden żydowski związek wyznaniowy kontrolowałby inne. W żadnym innym państwie Żydzi by sobie na coś takiego nigdy nie pozwolili. W Stanach Zjednoczonych, w Izraelu, w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, we Francji, a więc w każdym cywilizowanym państwie, nie jest możliwa taka centralizacja wyznaniowa, jaka ma miejsce w Polsce. Nie ma przecież jednego wyznania żydowskiego. Wśród Żydów występuje bardzo wiele podziałów. Nie tylko pod względem wyznaniowym, ale również pod względem politycznym i światopoglądowym. Tak, jak jest zresztą wszędzie. Tymczasem w Polsce wygląda to tak, jakby tych podziałów wśród Żydów w ogóle nie było. Jest jeden słuszny nurt i tylko jedna organizacja ma prawo tworzyć w Polsce żydowskie gminy i tylko one mają prawo do świadczenia usług polskim Żydom.

(…)

Gdy została przyjęta wspomniana przez mnie ustawa o Związku Wyznaniowym Gmin Żydowskich RP, amerykański nurt otworzył sobie nagle taką furteczkę, polegającą na tym, że w ramach realizacji zapisów tej ustawy, strona amerykańska wspólnie ze stroną polską mają powołać do życia fundację, która może uczestniczyć w odzyskiwaniu majątku przedwojennych gmin żydowskich. To jest ciekawe, że tutaj weszli w tę sprawę akurat Żydzi ze Stanów Zjednoczonych, a nie z Niemiec, z Rosji, czy z Izraela. To jest więc kolejny dziwny zapis, zaraz po tym, że to jest centralny, główny żydowski związek wyznaniowy. Najważniejsze jest jednak to, że w tej ustawie, w żadnym miejscu nie pada słowo: „zwrot”, ani „restytucja”. Stenogramy z prac komisji sejmowej, która tworzyła tę ustawę są ogólnie dostępne w archiwum sejmowym. Posłowie, którzy byli jej pomysłodawcami i uchwalili ją w sejmie, mówią na nich tak: „Ponieważ Związek Wyznaniowy Gmin Żydowskich RP nie jest pełnoprawnym spadkobiercą organizacji żydowskich, które działały w Polsce przed wojną, to nie możemy mówić o zwrocie, ani o restytucji, gdyż tu nie ma relacji „właściciel” – „spadkobierca”. My tu mamy bowiem zupełnie inną relację w postaci „organizacja żydowska” – „inna organizacja żydowska”. Ponieważ nie ma zaś żadnej ciągłości między nimi, to będziemy pisać o przeniesieniu własności”. To jest więc kolejny ewenement na skalę światową. Mówimy bowiem de facto bierzemy, ale nazywamy to „przeniesieniem własności”. Jak zabiorę Panu samochód, to ja zabieram Pana własność. Innymi słowy – „przenoszę tę własność” na siebie.

(…)

Po zakończeniu procesu lobbowania, podczas którego okazało się, kto jest bardziej skuteczny, doszło wreszcie do spotkania się ze sobą tych dwóch nurtów i trzeba było dogadać się, co zrobić z tą furtką w ustawie, a więc z Fundacją Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego. Trzeba było ją bowiem powołać i zastanowić się, jak się tym wszystkim podzielić. Dochodzi więc do spotkania przedstawicieli Światowego Kongresu Żydów i World Jewish Restitution Organisation z osobami z polskiej strony. Z tego spotkania zostały sporządzone stenogramy. Szefem polskiej organizacji był wtedy Piotr Kadlcik. Na to spotkanie przychodzi również Andrzej Zozula i jeden z tych ubeków, co się później zastrzelił w Katowicach. Na tym spotkaniu zaczyna się między nimi prawdziwy handel. W pewnym momencie na stenogramie spisanym w formie aktu notarialnego, który znajduje się w KRS i jest jednocześnie umową zawartą między tymi organizacjami, pada nawet sformułowanie: „To teraz dokonamy rozbioru Polski i podzielimy się majątkiem żydowskim. My bierzemy Zachód, a wy Wschód. My Południe, a wy Północ”. Być może były to wolne żarty, ale widać jaki mieli stosunek do mienia polskich Żydów. To jest najbardziej bulwersująca rzecz, która rozwścieczyła i wkurzyła świat Żydów. To było bowiem coś, co Żydzi nazywają „szande”, czyli wstyd, kompromitacja, blamaż. Wstyd u Żydów jest zaś gorszy od korupcji. Wstyd w tej historii polega na tym, że oni już na samym początku, jak jeszcze nie mieli tego majątku, umówili się, że go przehandlują. Odbiorą i sprzedadzą!

Co w takim razie stało się z pieniędzmi ze sprzedaży odzyskanych przez Fundację nieruchomości? Zostały w Polsce czy też wyprowadzono je do Stanów Zjednoczonych?

Pytanie o to, gdzie są pieniądze cały czas wisi w powietrzu. (…)

Czy w czasie tej burzy, jaka się rozpętała w związku z Pana tekstem, miał Pan jakieś wsparcie od polskich Żydów?

Miałem bardzo duże wsparcie. To poparcie napływało jednak z dwóch stron. Wspierali mnie zarówno żydowscy ortodoksi, jak i Żydzi progresywni. Wspierały mnie więc dwa skrajne skrzydła. Tylko centrum zawsze działało przeciwko mnie, bo było związane z organizacjami czerpiącymi bezpośrednie korzyści majątkowe z odzyskiwania pożydowskiego mienia. Ortodoksi i progresywni uważali się zawsze za poszkodowanych i pominiętych. Gdy dowiedzieli się, że naprawdę tak jest, to się wściekli. Dostawałem również takie nieformalne poparcie ze strony Izraela. Napływały do mnie bowiem informacje, że izraelski wywiad to czyta i analizuje. Oni dobrze wiedzieli, jak jest, ale chodziło o „szande”, czyli o to, że ja obnażyłem prawdę o Żydach i pokazałem światu. Ten wstyd był dla nich niedopuszczalny.

Źródło: Wydawnictwo

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy