Wolny głos na Białorusi

Artykuł
fot: pixabay

Minęło już 10 lat istnienia telewizji Biełsat. Niewiele brakowało, żeby nie było czego świętować – w tym roku MSZ poważnie rozważało, czy nie przestać finansować stacji. Ostatecznie jednak, Biełsat został wpisany do budżetu państwa i ma zapewnioną stabilność. Znów bohatersko rozwiązaliśmy problem, który sami sobie stworzyliśmy. Pozostaje jednak pytanie: co dalej?

Polacy w większości, siłą rzeczy, nie oglądają Biełsatu. Wokół stacji panuje wiele nieporozumień i fałszywych mniemań. Chętnie wykorzystuje je białoruska propaganda, dla której Biełsat nie jest wygodny. W internecie mnoży się od wpisów trolli i pożytecznych idiotów „tylko pytających”, dlaczegóż to polski podatnik ma finansować telewizję dla Białorusinów, która na dodatek, rzekomo, jest niszowa. To, że pytania te są tendencyjne i nie kryją się za nimi dobre intencje, nie znaczy, że nie trzeba na nie odpowiadać. Wprost przeciwnie.


Co do zarzutu niszowości – w dobie internetu tak naprawdę wszystko staje się niszowe i jednocześnie nic takie nie jest. Są potężne koncerny medialne, które teoretycznie mają ogromne pieniądze i zasięg, a tak naprawdę siła ich oddziaływania jest bardzo mała. I są amatorskie strony czy profile, których zasięg dociera daleko. Jest też cała strefa stanów pośrednich. Biełsatu nie ma w białoruskich kablówkach ani w naziemnej telewizji, ale jest w internecie i na platformach satelitarnych. Do jego oglądania przyznaje się blisko 10 proc. dorosłych Białorusinów. 

Przez pierwsze lata władze białoruskie praktycznie ignorowały Biełsat. Od paru lat już się nie da. Nie przez przypadek nie ma od pewnego czasu miesiąca, żeby dziennikarza, pracownika albo choćby osoby wypowiadającej się dla stacji nie represjonowały KGB, milicja czy usłużne władzy prokuratury i sądy. 

Białoruś to nasz sąsiad i kraj strategicznie niezwykle ważny dla Polski. Na jego terytorium zamieszkuje sporo polskiej ludności. Jest wiele zabytków i pamiątek polskiej kultury i państwowości, są polskie groby. Mamy też z Białorusią wspólną historię i bohaterów (Tadeusz Kościuszko, Wincenty Konstanty Kalinowski, Eliza Orzeszkowa). Z białoruską kulturą miały też dużo wspólnego tak ważne dla Polski postaci, jak Adam Mickiewicz czy Józef Piłsudski. Tak więc nie da się odkleić polskości od białoruskości, spraw polskich od białoruskich. Koniec końców stacjonuje tam armia rosyjska i silne są wpływy rosyjskie. Dziś granica polsko-białoruska to niemal granica dwóch światów, NATO/UE i Unii Eurazjatyckiej/Związku Białorusi i Rosji. Ale właśnie tego nie powinniśmy akceptować. 

Nie możemy się z tym pogodzić też ze względu na naszych rodaków na Białorusi i ze względu na naszą historię. Całego świata nie zbawimy, ale akurat to, co dzieje się tak blisko Warszawy, nie powinno być nam obojętne. Białoruska dyktatura mimo pięknych deklaracji nie jest wszak przychylna ani Polsce, ani Polakom.

Ze wszystkich naszych wschodnich sąsiadów mamy z Białorusią (a ściślej – z białoruskim narodem) zdecydowanie najmniej punktów zapalnych. To nasz potencjalny partner, zwykłym Białorusinom Polska dobrze się kojarzy. I to ci zwykli Białorusini potrzebują Biełsatu jako instytucji kulturalnej i punktu odniesienia. Na antenie stacji emitowane są choćby reportaże interwencyjne o problemach zwykłych ludzi np. w starciu z urzędnikami, białoruska inteligencja ma miejsce, gdzie może się dowiedzieć czegoś o białoruskiej kulturze i historii, ma styczność z ojczystym językiem, może też przedstawić swój dorobek, talenty i punkt widzenia.

 

Więcej, w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie”

Źródło: Marcin Herman / Gazeta Polska Codziennie, twitter

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy