W dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie": Nowe fakty w sprawie pedofilskiego „eksperymentu Kentlera”

Olga Doleśniak-Harczuk 22-06-2020, 09:36
Artykuł
fot. ilustracyjne / pixabay.com

„Prominentny seksuolog i psycholog, Helmut Kentler od początku lat 70. pilotował mieszkania, w których pedofile mieli „resocjalizować niesfornych chłopców”. O sprawie zrobiło się głośno w 2013 roku, pod koniec 2016 natomiast opublikowano pierwszy raport dotyczący działalności Kentlera. W ubiegłym tygodniu historia znów wdarła się na czołówki. Tym razem za sprawą raportu naukowców Uniwersytetu Hildesheim. Senat Berlina już zapowiedział, że zlecił prace nad kolejnym dokumentem. Tym razem naukowcy przyjrzą się, czy projekt znany jako „eksperyment Kentlera” był wdrażany również w innych landach Niemiec.

O tzw. „eksperymencie Kentlera”  w styczniu 2017 roku jako pierwsze media w Polsce pisał miesięcznik „Nowe Państwo” i „Gazeta Polska Codziennie”. Artykuły dotyczyły sięgającego lat 70. XX w projektu Helmuta Kentlera, który zakładał oddawanie nieletnich pod opiekę pedofilom. Proceder ten nie tylko uznano w tamtym czasie za postęp w dziedzinie tzw. wyemancypowanego wychowania seksualnego, ale i finansowano z publicznych pieniędzy. W tamtym czasie wiedzę o pedofilskim procederze opieraliśmy na raporcie dr. Teresy Nentwig z Uniwersytetu w Getyndze, teraz nowych ustaleń dostarczyli naukowcy z Uniwersytetu Hildesheim.

Prace nad białymi plamami w historii „eksperymentu Kentlera” ruszyły 1 stycznia 2019 roku i trwały do 15. czerwca b.r. W skład zespołu badawczego weszli: Prof. Dr. Meike Baader, Prof. Dr. Wolfgang Schröer, Dr. Carolin Oppermann i Dr. Julia Schröder. Grupa zajmowała się sprawą Kentlera od lata 2018 roku na wniosek senatu Berlina. Specjaliści z Hildesheim w swoich badaniach oparli się w dużej mierze o wcześniejsze ustalenia dr. Teresy Nentwig, ale jak wyjaśniają w raporcie, we wcześniejszych dokumentach zabrakło informacji dotyczących tego, na ile Jugendamt i urzędnicy zajmujący się przydzielaniem dzieci rodzinom zastępczym, byli wtajemniczeni w działania Kentlera. I to m.in. próbowano naświetlić w 58-stronicowym dokumencie.

Świetlana postać w akcji

W 2017 i 2018 roku nie ustalono którzy urzędnicy senatu berlińskiego i Jugendamtu podjęli decyzję o wcielenie w życie idei Helmuta Kentlera, dokumenty wyparowały z archiwów lub były niedostępne. Czytając  jeszcze plan pracy nad udostępnionym 17 czerwca raport zespołu z Hildesheim dowiadujemy się, że dotarcie do jakichkolwiek dokumentów, które pokazałyby skalę pedofilskiego procederu w Berlinie Zachodnim od lat 70. XX w było bardzo utrudnione.  Sam proces pozyskiwania dostępu do akt a następnie możliwość ich przeanalizowania był bardziej niż żmudny. Zanim pożądane akta trafiały do naukowców, były przekazywane do senatu Berlina, gdzie częściowo je zanonimizowano zgodnie z wytycznymi ochrony danych osobowych.

To, co od początku było najbardziej kontrowersyjne a dla senatu Berlina bardziej niż niezręczne, to fakt, że projekt doktora Kentlera wdrażano za wiedzą, zgodą i przy wsparciu instytucji, które powinny stać na straży dobra dzieci. Z raportu socjologów Uniwersytetu w Hildesheim wyłania się wyraźniejszy, ale nie ostateczny obraz skali uwikłania tych instytucji w wykorzystywanie nieletnich przez notowanych za pedofilię mężczyzn. Tak jak w raporcie gr. Nentwig, nie ma nazwisk, nie wiadomo kto na dobrą sprawę dał Kentlerowi prawo do eksperymentowania na nieletnich, autorzy mówią co prawda o „siatce”, ale brak konkretów co do jej członków. Jak czytamy: „Wychodzimy z założenia, że istniała sieć osób, które tolerowały, wspierały i legitymizowały napaści pedofilskie w mieszkaniach rodzin zastępczych. (…) Należy założyć, że wielu współpracowników administracji senatu Berlina jak i dzielnicowych Jugendamtów było uwikłane w te siatki i umożliwiali kontakty chłopców z pedofilami (…) Z zeznań świadków wnioskujemy dodatkowo, że dalsze osoby z administracji senatu nie sprzeciwiały się zakładaniu tych jednostek opiekuńczych, ale je tolerowały, również dlatego, że były one wspierane przez „świetlane postacie”. (str.30). Mianem „świetlanej postaci” a nawet „papieża” określano nie kogo innego, jak Helmuta Kentlera. I on to uwielbienie potrafił perfekcyjnie zagospodarować. Jak wynika z akt, w chwili, gdy po stronie Jugendamtu pojawiały się sceptyczne tony co do eksperymentu Kentlera, ten idealizował pedofilskich opiekunów pisząc o jednym z nich w taki sposób: „Negatywne doświadczenia życiowe X są istotne zwłaszcza w danym kontekście – jak mi tłumaczył, to, że sam uporał się ze swymi trudnościami zmotywowało go do pomocy chłopcom będącym w podobnym co on niegdyś położeniu”. Fakt, że w Jugendamtach cierpliwie słuchano tych mglistych teorii może wprawić w osłupienie.

Prokuratura nie widzi problemu

Jest jeszcze coś. Z raportu wynika, że pedofile sami, bez konsultacji z Jugendamtami przysposabiali chłopców zabierając ich do domu, czasem z jednostek opiekuńczych a dopiero po jakimś czasie dostawali zgodę na prowadzenie rodziny zastępczej od Jugendamtów. Rekomendacji udzielał Kentler. W przypadku pedofila, Fritza H., który od 1973 do 2003 roku miał pod swoją opieką dziesięciu chłopców, sprawa wyglądała tak, że sam wyszukał sobie chłopca w domu dziecka ( H. był nauczycielem techniki w tej placówce) i zabrał go do domu. Dopiero po pięciu miesiącach Fritz H. wystąpił do Jugendamtu z wnioskiem o zalegalizowanie opieki nad chłopcem.  Nikt się nie dziwił, urzędnicy wydali zgodę a resztą zajmował się zakulisowo Kentler dbając by nic nie zmąciło eksperymentu (pisząc m.in. peany na cześć doświadczonych życiowo opiekunów, którzy ulitowali się nad losem niesfornych dzieci).

Jak wynika z ustaleń autorów raportu, jest w tym pewien wzór. Ktoś samowolnie zakładał rodzinę zastępczą a potem tylko zgłaszał się po kwitek do Jugendamtu. Fritz H. na początku nawet podawał, że będzie wychowywał chłopców wraz z partnerką życiową, co nie było prawdą, ale nikt tego nie weryfikował. I nawet jeżeli istniały podejrzenia, że opiekun dopuszcza się względem podopiecznych czynów karalnych, sprawie szybko ukręcano łeb. Jak bowiem inaczej interpretować przytaczaną w raporcie (str.38) decyzję prokuratury w Berlinie datowaną na 11.1.1980 rok, gdzie czytamy: „Szanowny Panie H., niniejszym informuję, że zawiesiłem prowadzone dochodzenie ws. podejrzenia popełnienia przez pana czynu nadużycia seksualnego (…) Z wyrazami szacunku XX (Prokurator). Jak zwracają uwagę autorzy, w aktach nie ma ani jednej wzmianki o wszczęciu takiego dochodzenia, o fakcie dowiedziano się z pisma z informacją o jego umorzeniu. Jedynym dowodem na to, że urzędnicy Jugendamtu musieli zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji jest odręczna notatka urzędnika skreślona na piśmie z prokuratury „Pan H. przekazał nam to pismo”. Jednak na tym koniec.

Więcej o najnowszym raporcie w sprawie działalności Helmuta Kentlera w dzisiejszym wydaniu „Gazety Polskiej Codziennie”

Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy