Terlikowska: Podgrzewanie aborcyjnej histerii

Małgorzata Terlikowska 21-10-2016, 10:09
Artykuł

Po dwóch latach przerwy powrócili do mediów. Pani Agnieszka i pan Jacek znów opowiadają dziennikarzom o tym, jak nie pozwolono im zabić

Czemu ma służyć odgrzewanie tej historii? Czemu ma służyć epatowanie wyglądem chorego dziecka? Dwa lata temu przez kilka tygodni media roztrząsały sprawę zgody na aborcję, klauzuli sumienia, roli lekarza. W efekcie medialnej nagonki wywołanej tą sprawą z funkcji dyrektora Szpitala Świętej Rodziny w Warszawie został odwołany prof. Bohdan Chazan. Bo jako lekarz nie zgodził się na zabicie dziecka. Sprawa niby oczywista do bólu. Lekarz broni życia, lekarz ratuje życie, lekarz swojego pacjenta nie zabija. Bo jest lekarzem, który ma leczyć, a nie katem wykonującym wyrok śmierci. Próbuję zrozumieć działanie pani Agnieszki i pana Jacka, i nie potrafię. Czy to dalszy ciąg zemsty na lekarzu, który nie zgodził się na aborcję, a może to szukanie usprawiedliwienia dla swoich wyborów? Nie wiem, o co tak naprawdę chodzi rodzicom, którzy latami starają się o dziecko, i nagle – kiedy okazuje się, że jest ono chore – chcą zrobić wszystko, żeby to dziecko zniknęło. Tyle że ono nie zniknie, ono jest. Maleńkie, śmiertelnie chore, cierpiące, więc tym bardziej potrzebujące matczynego ciepła. 

Po co media tę sprawę znów rozgrzebują? Czy to szukanie taniej sensacji? Czy to brutalne wykorzystywanie dramatu pani Agnieszki i pana Jacka do walki o aborcję (a przecież są zapowiedzi, że przynajmniej warto zakazać aborcji eugenicznych), a przy okazji do rozprawienia się z tymi, którzy są przeciwnikami zabijania dzieci? Śledząc medialne doniesienia, mam nieodparte wrażenie, że pojawienie się znów tych ludzi nie jest przypadkowe. Nie przypadkiem media przypomniały sobie o tej sprawie w sytuacji, kiedy przepuszczają kolejny atak na prof. Chazana. Atak paskudny. Nagle objawiły się liczne pacjentki, które przypomniały sobie, jak zostały przez ówczesnego dyrektora Szpitala Świętej Rodziny źle potraktowane. W internecie krąży także petycja, której autorzy domagają się odebrania profesorowi Chazanowi prawa wykonywania zawodu. I w tej atmosferze na scenę wkraczają bohaterowie sprzed dwóch lat, którym prof. Chazan odmówił aborcji.
W TVN24 pani Agnieszka i pan Jacek jeszcze raz opowiedzieli o tym, jaka spotkała ich krzywda. Nie takiego obrotu spraw się bowiem spodziewali. Kiedy zobaczyli dwie kreski na teście ciążowym (po kilku wcześniejszych poronieniach) – jak niemal wszyscy – byli bardzo szczęśliwi. Wielokrotnie popodkreślali, że bardzo pragnęli tego dziecka, że było ono chciane. Tyle że dziecko było chore: „ Podjęliśmy z mężem decyzję, że skoro dziecko nie może przeżyć, to chcemy żeby odeszło jak najszybciej i bez bólu. Dlatego zdecydowaliśmy się przerwać" – opowiadała kobieta w TVN2 4. Prof. Chazan aborcji odmówił, nie wykonał jej też prof. Dębski, do którego kobieta została skierowana przez lekarza prowadzącego, argumentując, że jest już po 24. tygodniu ciąży. Chłopczyk urodził się żywy. Żył 10 dni. Dwa lata temu, łamiąc tajemnicę lekarską, w studiu TVN24 wygląd chłopczyka komentował prof. Dębski. Teraz głos zabrali rodzice. Postanowili opowiedzieć, jak ich syn wyglądał. Miał rozszczep twarzy, nie posiadał części czaszki. Czy to wysterczające powody, żeby nie miało ono prawa się urodzić i umrzeć w godnych warunkach? Bo jest brzydkie? Bo jego dni i godziny są policzone? Nawet to krótkie życie nie jest pozbawione sensu i znaczenia. Dowodem świadectwa rodziców, którzy mogli swoje umierające dzieci choć chwilę potrzymać w ramionach. Te godziny, a czasem tylko minuty to był najpiękniejszy czas w ich życiu. Cierpienie zamienili na dobro.
Mam wrażenie, że w tej całej dyskusji o aborcji eugenicznej, a temu służy epatowanie tą historią, umyka jedna bardzo ważna kwestia, Dziecko chore z gruntu traktowane jest jak intruz, a jedyną radą lekarzy w takich przypadkach jest aborcja. Czasem ta gorliwość lekarzy aż szokuje, przede wszystkim matkę, której nawet przez myśl taki pomysł nie przeszedł. A może warto to myślenie odwrócić. Ten czas ciąży to ostatni moment, by realnie odczuć obecność dziecka, by doświadczać tego, jak porusza się ono w brzuchu, jak kopie. Nawet jeśli przyjdzie nam być rodzicami tylko przez chwilę po narodzeniu. Niech tych pozytywnych doświadczeń i wspomnień nie przesłoni poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Uczucia, które na pewno nie pojawią, tylko nie mogą być jedynymi.
„Jeśli nie możesz dodać życiu dni, dodaj dniom życia” – to słowa francuskiej dziennikarki, mamy śmiertelnie chorej dziewczynki, która nagle usłyszała diagnozę, że jej córeczka umrze, bo cierpi na chorobę genetyczną, która będzie postępowała błyskawicznie i będzie upośledzała kolejne funkcje życiowe jej dziecka. Swoją historię opisała w książce „Ślady małych stóp na piasku”. Niesamowite było to, że nie koncentrowała się na tym, że dziecko za chwilę umrze, tylko na tym, co może zrobić, żeby te ostatnie dni z dzieckiem pozostawiły po sobie piękne wspomnienia. I nie miała do nikogo pretensji za los, jakiego doświadczyła.
Bohaterowie programu TVN24 cały czas mają żal, mają pretensję, i, oby to było tylko moje wrażenie, mszczą się. Odgrywają się na lekarzu, który w ich bardzo chorym dziecku zobaczył człowieka, którego oni nie chcieli, czy nie potrafili zobaczyć. Wierzę, że lekarze opiekujący się tym małym chłopczykiem przez dziesięć dni jego życia zrobili wszystko, by dziecko to nie cierpiało. Potwierdza to zresztą jego mama: „Zarówno lekarze, jak i pielęgniarki robili wszystko by oszczędzić mu tego bólu. Dostawał morfinę”. Pytam więc jeszcze raz, o co w tym wszystkim chodzi? O zawiedzione nadzieje? O zemstę? Czy o instrumentalne wykorzystanie ludzi, których spotkało nieszczęście, do walki o zabijanie? Czy naprawdę państwo Agnieszka i Jacek chcą dołączyć do grona bojowników o to, by chore dzieci nie miały prawa się urodzić? Nie liczę, że ktoś odpowie mi na te pytania.

Małgorzata Terlikowska

 

 

Źródło: Telewizja republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy