Środowe koszenie: Po roku wciąż nie rozumieją | FELIETON

Mateusz Kosiński, TelewizjaRepublika.pl |
Dzisiejszym felietonem otwieram autorski cykl, w którym zamierzam opisywać różne formy koszenia, w życiu politycznym, społecznym i kulturowym. Mam nadzieję, że pozostanę z państwem na łamach Republiki jak najdłużej. Nie ukrywam – jest to dla mnie duży zaszczyt.
A skąd te koszenie? Powód jest banalny. Wychowałem się w moim rodzinnym Elblągu, na blokowisku z wielkiej płyty. Każdy z podwórkowych kompanów miał swój przydomek. Najroślejszy został „Grubym”, obcięty przez matkę na zero „Łysym”, kolega niepostawny, ale skoczny i gotowy podziobać „Kogutem”. Ja z racji nazwiska byłem nazywany „Kosą”. I tak zostało do dziś.
Skosiła mnie z nóg dzisiejsza rozmowa Jarosława Kuźniara z Maciejem Maleńczukiem. Panowie rozmawiali zupełnie tak, jakby miniony rok miał miejsce w jakiejś próżni, jakby w kraju nie zmieniło się nic. My – światła elita, oni – nie rozumiejący świata, głupi, źli. Tak, jakby Polska, niczym zamknięta szklana kula z prószącym śniegiem, ograniczała się do przejażdżki dwóch celebrytów. W drogim samochodzie, po naszpikowanych kawiarniami ulicami Świętokrzyską i Nowym Światem. Kuźniar i Maleńczuk genezy zmian nie znajdą wśród pochylonych nad caffe latte i lampką Prosecco hipsterów. Może to dobrze? Pycha wszak kroczy krok przed upadkiem.
Najbardziej absurdalnym zarzutem wystosowanym przez Maleńczuka było to, że w jego młodości nikomu nie chciałoby się maszerować lub przebierać w te kretyńskie, paramilitarne ciuchy. Przecież można pójśc na piwo, poderwać dziewczynę. Jesteśmy nudni. Te słowa krakowskiego muzyka to wielki sukces młodego pokolenia. Znam ludzi zaangażowanych politycznie i społecznie w niemal każdej możliwej prawicowej frakcji, od „Korwina” po „Gowina”. Nie są to bynajmniej ludzie nudni. Większość z nas potrafi czerpać z życia często nawet zbyt pełnymi garściami. Jednak nie zapominamy o pryncypiach. Pamięć o nich jest kluczowa.
Królem przedwojennej „nocnej” Warszawy był Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Człowiek o duszy artysty, zawsze skory do zabawy, a równocześnie znający swoje dziedzictwo i mający świadomość obowiązków wobec ojczyzny. Bo gdyby obedrzeć go z tych imponderabiliów, to czym rózniłby się od zwykłego, zapijaczonego artysty? Ta różnica robi wielkość.
Tak więc maszerujmy, wciąż przed siebie.
Źródło:

