Schetyna i jego alternatywna osobowość. Jak mieszkanie dla "swoich" za grosze to "zgodnie z prawem". Inaczej akcja "CZYSTE RĘCE"

Artykuł
Flickr/UNIDO/Attribution-NoDerivs 2.0 Generic (CC BY-ND 2.0)

Jeszcze niedawno "Gazeta Wyborcza" zarzuciła premierowi Mateuszowi Morawieckiemu uwłaszczenie na kościelnej ziemi. Głos w sprawie entuzjastycznie zabrał Grzegorz Schetyna, "żądając wyjaśnienia wszelkich niejasności". Przypominamy zatem liderowi KE czasy, kiedy był jeszcze szefem MSW, i kiedy to dochodziło do przejmowania mieszkań "za grosze".

Po sensacji "Wyborczej", uderzającej w premiera Morawieckiego, głos w sprawie zabrał Grzegorz Schetyna. - Składamy projekt ustawy "czyste ręce". Ona ma wyjaśniać niejasności w takich sprawach jak ta premiera Morawieckiego. Współmałżonkowie najważniejszych osób w państwie muszą także składać oświadczenia majątkowe –zapowiedział.

„To wierzchołek góry lodowej i ta transakcja budzi wielkie zdziwienie i rodzi wielkie pytania. Chcemy i apelujemy do marszałka Sejmu, żeby zwołał pilnie Sejm i przyjął ustawę” – mówił z kolei Sławomir Neumann.

Warty przypomnienia jest fakt, że zrzeszony w Koalicji Europejskiej jest też Leszek Miller z SLD. Dlaczego to istotne? Sprawę tłumaczy portal Niezalezna.pl.

"Warto więc przypomnieć historię jednego z osiedli w Warszawie. Nieco zapomnianą, a dość ważną. Nieoficjalnie nazwane „zatoką czerwonych świń” to osiedle na terenie Wysokiego Wilanowa, w kwartale al. Wilanowskiej, Lentza, Królowej Marysieńki i Kosiarzy. Osiedle zbudowano w latach 80. na zlecenie Urzędu Rady Ministrów - urzędu państwowego w czasach PRL-u. Kto tam zamieszkiwał? Głównie politycy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a później Sojuszu Lewicy Demokratycznej – w tym Józef Oleksy, Jerzy Szmajdziński, Janusz Zemke, dawniej także Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller" – czytamy.

„W wybudowanych na początku lat 90. blokach mieszkały kolejne ekipy rządowe: Pawlaka, Buzka, Millera” – pisało w 2006 roku wp.pl.

Autor tekstu tłumaczy, że „po 1945 roku państwo przejęło wiele kamienic w Śródmieściu, na Starym Mieście, rząd budował też nowe służbowe mieszkania na Wilanowie i Sadybie”.

„Otrzymanie stanowiska szło w parze z przydziałem takiego lokalu, zwykle na stałe. Większość urzędników, zwłaszcza po rozszerzeniu w 1983 roku listy uprawnionych także do wyższych rangą członków partii i posłów, korzystała z przywileju.

I tak – jak czytamy – „URM w latach 70. i 80. zbudował 786 mieszkań. Ekipa Tadeusza Mazowieckiego zastała w 1989 roku tylko 28 wolnych.”

W związku z tym „rząd musiał więc zająć się nie tylko zmianą przepisów (skrócono listę uprawnionych do służbowego lokum), ale i budową (w latach 1992-1993 powstał między innymi kompleks przy Grzesiuka). Mimo zaostrzenia przepisów rozdawnictwo trwało, bo jeśli urzędnik zdecydował się oddać własne mieszkanie do puli miasta, służbowe dostawał na czas nieokreślony” – czytamy.

Jak przypominało wp.pl rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego w 1991 roku zdecydował, że umowy mają być zawierane na czas określony.

„Nie przeszkodziło to samemu premierowi w uzyskaniu praw własności do ponad 200-metrowego mieszkania przy ulicy Królewskiej. URM przydzielił mu je, powołując się na nieobowiązujące przepisy z 1988 roku. Kolejne ekipy już nie dawały, ale pozwalały wykupić lokale za 20 procent ich wartości. Szef URM w latach 1994-1995 Michał Strąk, gdy zaczęło ich brakować, przekształcił jeden z rządowych hoteli w blok zakładowy - mieszkania wykupiono na pniu”. Sprawie przyjrzała się wówczas Najwyższa Izba Kontroli.

W szczególności chodziło o sprzedaż w czerwcu 1997 roku 10 mieszkań przy ulicy Bernardyńskiej.

„Wśród szczęśliwych nabywców był między innymi szef gabinetu prezydenta Kwaśniewskiego Marek Ungier, który za 110-metrowy lokal wart ćwierć miliona zapłacił 49 tysięcy złotych” – pisze wp.pl.

Tabloid „Fakt” przypomniał w kwietniu 2015 roku, że „mieszkania te Kwaśniewscy i inni dygnitarze wykupili sobie od gminy na własność w latach 1996–98 dosłownie za bezcen!”

„Kwaśniewscy za swoje mieszkanie (77 metrów) zapłacili jedynie 1235 zł i 17 groszy! Podobnie na własność swoje służbowe mieszkania wykupili państwo Oleksy, Szmajdzińscy czy Millerowie. Jak to możliwe? Okazało się, że ceny były tak drastycznie niskie, ponieważ mieszkanie sprzedano na podstawie wycen z... 1990 roku!” – czytamy na fakt.pl. Wspomnieć należy, że prowadzone postępowanie do niczego nie doprowadziło.

„W 2008 r. umorzono je z powodu przedawnienia. A mieszkanie wykupione za bezcen w rodzinie pozostało” – dodaje tabloid.

Portal Glosgminny.pl pisał w marcu 2016 roku, że „w podobny sposób w posiadanie mieszkań na osiedlu nazywanym potocznie „zatoką czerwonych świń” mieli także wejść obecny (wówczas) szef SLD Leszek Miller, Jerzy Szmajdziński czy zmarły w 2015 roku Józef Oleksy”.

„Rzeczpospolita” przypominała, że „prokuratura wzięła pod lupę łącznie 45 mieszkań na warszawskim Wilanowie, przy ulicach Wiktorii Wiedeńskiej i Marconich, które za wyjątkowo atrakcyjne kwoty, wykupili od gminy byli i obecni lewicowi politycy. Po dwóch latach badania sprawy, śledczy orzekli: nie ma dowodów, że złamano prawo” - czytamy w tekście z listopada 2008 roku.

"Sprzedaż mieszkań służbowych funkcjonariuszy resortu jest zgodna z ustawą, a decyzja w tej sprawie została podjęta 5 lat temu" – mówił Grzegorz Schetyna, pytany przez portal gazetaprawna.pl o sprawę w czerwcu 2009 roku.

W ten sposób odniósł się do sprzedaży atrakcyjnych mieszkań na warszawskich Kabatach. „Głównie dawni i obecni prominenci - będą mogli wykupić lokale za 10 proc. wartości" – alarmował w maju 2009 roku „Newsweek”. Pytanie: ile dziś są warte te nieruchomości?

Źródło: niezalezna.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy