Ruszył proces dziennikarek Biełsatu. Reżim Łukaszenki grozi im więzieniem

Artykuł
PAP/EPA/STRINGER

W Mińsku rozpoczął się jeden z najgłośniejszych procesów związanych z protestami na Białorusi. Przed sądem stanęły dwie dziennikarki TV Biełsat: Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa. Władze zarzucają im „kierowanie protestami” podczas prowadzenia relacji online.

Proces ma charakter polityczny i jest związany z profesjonalną działalnością dziennikarek – twierdzą obrońcy praw człowieka. Reporterki są sądzone za prowadzenie relacji online. Z artykułu o „działaniach poważnie naruszających porządek publiczny” grozi im do trzech lat pozbawienia wolności.

Dziennikarki zostały doprowadzone z aresztu, gdzie przebywały niemal trzy miesiące.

Zgodnie z białoruskimi przepisami reporterki są w klatce. Na salę wpuszczono tylko część osób przybyłych do sądu, w tym media państwowe i niektórych akredytowanych dziennikarzy mediów niezależnych.

28-letnia Kaciaryna Andrejewa i 24-letnia Daria Czulcowa 15 listopada prowadziły relację online z brutalnego rozpędzenia przez OMON spontanicznej akcji upamiętnienia pobitego na śmierć Ramana Bandarenki. Bandarenka zmarł trzy dni wcześniej w szpitalu na skutek brutalnego pobicia przez „nieznanych sprawców”. Próbował zniechęcić ich do obcinania wywieszonych na płocie biało-czerwono-białych wstążek, będących symbolem białoruskiego protestu.

Obława na placu

Na Placu Przemian, mińskim podwórku, gdzie Bandarenka był widziany po raz ostatni, powstało spontaniczne upamiętnienie. Zostało ono zniszczone 15 listopada przez siły milicji. Tego wieczoru na Placu Przemian doszło do brutalnych zatrzymań i obławy na zebranych tam ludzi.

Andrejewa i Czulcowa nadawały z mieszkania na 13. piętrze, jednak służby wyśledziły je, wtargnęły do środka i zatrzymały.

Kobiety zostały najpierw ukarane siedmiodniowym aresztem za udział w nielegalnym proteście. Potem wszczęto wobec nich postępowanie karne. Miały m.in. za pośrednictwem relacji online „kierować protestami”, spowodować blokady transportowe i narazić służby transportu miejskiego straty.

Absurdalne zarzuty

„Te zarzuty są absurdalne, a cała sytuacja nie ma nic wspólnego z postępowaniem sądowym, bo przecież one nie zawiniły w ogóle. Dziennikarki wykonywały swoją pracę. Pytanie brzmi tylko, na co się zdecyduje reżim” – mówiła dyrektorka nadającej z Polski białoruskojęzycznej telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy.

„Ciągle mam nadzieję, że jednak nie zapadnie wyrok więzienia” – oświadczyła. Według niej represje wobec reporterek mają konkretny cel: zastraszenie mediów.

Według szefa niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Andreja Bastuńca należy się liczyć z tym, że w czasie procesu zapadnie wyrok więzienia.

W związku z trwającymi od lata ub.r. protestami przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich na Białorusi trwa fala represji. Zatrzymano ponad 33 tys. osób, zapadło już wiele wyroków karnych. Represje dotknęły również dziennikarzy.

Obie dziennikarki zostały uznane przez organizacje praw człowieka za więźniarki polityczne. Pomimo wezwań do władz Białorusi o ich uwolnienie od listopada pozostają w areszcie.

Źródło: PAP, Twitter, Biełsat

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy