Roman Staniewski o rocznicy wybuchu powstania: Ten dzień daje taką wewnętrzną presję, by oddać hołd poległym

Artykuł
Telewizja Republika

- Dla mnie ten dzień ma presję wewnętrzną, ze trzeba iść oddać hołd poległym, bo żyjących i tak prawie już nie ma. Na naszej kwaterze na Powązkach Wojskowych leży 250 żołnierzy. Trzeba pamiętać o tym i oddać im cześć. Po to są budowane pomniki, po to są upamiętniające samo powstanie kamienie na szlaku walk, by to wszystko przetrwało w pamięci - mówił w TV Republika Roman Staniewski ps. "Stanisław Kwiatkowski", powstaniec warszawski. Gościem programu był także inny żołnierz powstania, Jakub Nowakowski "Tomek".

Presja wewnętrzna

- Ja rocznicę powstania obchodzę za każdym razem, gdy jest to możliwe. Był okres taki, że pracowałem za granicą i byłem od tego odcięty, ale te tematy cały czas mnie drażą i są bliskie mojemu sercu. Pamiętam wszystko jak było, jednak dopiero teraz, po emeryturze, interesuje się naszymi sprawami - mówił Roman Staniewski ps. "Stanisław Kwiatkowski".

- Jestem tym, który z naszego środowiska przekazuje materiały powstałe w wyniku działalności konkretnych żołnierzy do archiwów państwowych. Doszedłem do przekonania, że jeszcze żyjący żołnierze zupełnie zapominają, że najlepiej będzie, gdy różne przedmioty i dokumenty zostaną przekazane do właściwych komórek i będą świadczyły, jak wiązały się one z powstaniem i jak ono przebiegało - dodał.

- Dla mnie ten dzień ma presję wewnętrzną, ze trzeba iść oddać hołd poległym, bo żyjących i tak prawie już nie ma. Na naszej kwaterze na Powązkach Wojskowych leży 250 żołnierzy. Trzeba pamiętać o tym i oddać im cześć. Po to są budowane pomniki, po to są upamiętniające samo powstanie kamienie na szlaku walk, by to wszystko przetrwało w pamięci - tłumaczył powstaniec.

"Trzeba chwalebnie polec" 

 

Jakub Nowakowski wspominał powstańczy czas. - Początek powstania miałem pechowy, a zakończenie osobiście dla mnie było o tyle przyjemne, że się wreszcie nastrzelałem do tych Niemców za wszystkie czasy. Byliśmy nastawieni na to, że nas Niemcy wymordują, nie bardzo wierzyliśmy, że będą czegokolwiek przestrzegać. Twierdziliśmy, że to nasza ostatnia walka i trzeba chwalebnie polec. Tak wyglądał koniec powstania na Żoliborzu - powiedział Jakub Nowakowski ps. "Tomek".

Jakub Nowakowski wspominał początek powstania, gdy wpadł w ręce Niemców i znalazł się w grupie ujętych powstańców. - Znalazł się wśród nas kolega doskonale mówiący po niemiecku i tak zabajerował tych Niemców, kadził im tak, że oni nas tylko przetrzymali przez noc w szopie i wypuścili. Wyszedłem z tej przykrej sytuacji, dowiedziałem się o rozkazach i o bitwie stoczonej na Żoliborzu z Niemcami. Większość załogi Żoliborza widząc przewagę Niemców, wycofała się do Kampinosu, ale naczelne dowództwo wezwało ich do powrotu. Wrócili 3. dnia Powstania, a 4. dnia zgłosiłem się do swojego oddział, który dołączył do zgrupowania „Żniwiarz”. Poszedłem w tę walkę pod wodzą Tadeusza Huskowskiego, brata Stanisława Huskowskiego „Alego”, postaci historycznej, uczestnika akcji na Kutscherę i Koppego - mówił powstaniec.

"Tomek" wspomniał także dramatyczne natarcia powstańców na Dworzec Gdański. - Podczas ataku na Dworzec Gdański zostałem ranny, a obok mnie zginął mój kolega, Andrzej Dażwański „Jędrek”, który starał się zająć pozycję lekkiego karabinu maszynowego. Ostrzał był tak gęsty, że pół metra nad ziemią powstał pułap ogniowy, który było widać, bo Niemcy strzelali pociskami świetlnymi. Kto oderwał się od ziemi, w najlepszym wypadku zostawał ciężko ranny - opowiadał gość TV Republika.

 

 

Źródło: Telewizja Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy