"Żyjący dowód": Chłopiec stracił nogi w trakcie aborcji chirurgicznej

Artykuł
Nik Hoot. "Żyjący dowód".
Facebook, Nik Hoot .Living Proof

Nik zaraz po urodzeniu trafił do adopcji. Kiedy skończył trzy lata, zaczął zadawać trudne pytania: „dlaczego ja nie mam nóg? Dlaczego brakuje mi palców?”. Jak wytłumaczyć małemu chłopcu, że stracił je, kiedy próbowano dokonać na nim chirurgicznej aborcji?

Urodził się w 1996 roku w Rosji, jako ekstremalny wcześniak. Jego biologiczni rodzice pochodzili z Syberii i niemal jedyne, co o nich wiadomo, to to, że w 24. tygodniu ciąży zdecydowali się dokonać aborcji. Choć brzmi to przerażająco, na przykład w Wielkiej Brytanii obecnie aborcja jest możliwa na tym etapie rozwoju dziecka nawet bez podania konkretnej przyczyny, a w Polsce, jeżeli występuje duże prawdopodobieństwo „ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu”.

Adopcyjni rodzice Nicka mieszkają w USA, a oprócz niego mają jeszcze troje biologicznych i pięcioro innych przysposobionych dzieci. Od początku byli zdeterminowani, aby dać mu szansę na jak najbardziej normalne życie i pokazać, że nie jest gorszy od swoich rówieśników. Zadbali o to, żeby możliwie wcześnie otrzymał protezy i – zgodnie z tym, co mówi mama – nauczył się na nich chodzić w ciągu dwóch tygodni, co można uznać za rekordowe tempo.

Gra w piłkę nożną, koszykówkę, baseball i uprawia zapasy. W tym ostatnim odnosi spektakularne sukcesy i wygrywa większość walk, także z pełnosprawnymi zawodnikami. „Chodzi o samodyscyplinę. Jest wiele rzeczy, których nie lubisz, cała ta ciężka praca, żeby utrzymać kondycję. Będziesz musiał zderzyć się z wieloma barierami, ale w końcu uda ci się je pokonać” – mówi w jednym z wywiadów.

Dobrze zna swoją historię i nie ukrywa, że to, co się stało ciąży w jakiś sposób nad jego życiem. Zastanawia się, czy wyglądałoby ono inaczej, gdyby tamten dzień, w którym nieznany mu człowiek, próbując go zabić, oderwał części jego ciała, nigdy się nie wydarzył. Sam siebie nazywa „żyjącym dowodem” – na to, że aborcja nie może być dobrym rozwiązaniem.

Wie, że gdzieś na świecie żyje jego biologiczna siostra. Już nie pyta, czemu to jemu próbowano odebrać szansę. Teraz skupia się na tym, żeby jak najlepiej wykorzystać to, co dostał, a jego przykład samozaparcia inspiruje wielu, na czele z młodszym rodzeństwem, które widzi w nim wzór do naśladowania. Mama wspomina jednak czasami, jak bardzo marzy o tym, żeby jej syn mógł poczuć morze i piasek pod stopami, żeby na plaży zanurzył stopy w błocie. „Chciałabym, żeby nie musiał żyć z konsekwencjami wyboru dokonanego przez kogoś innego” – mówi.

Nik zdecydował się zrobić sobie tatuaż z napisem „I can only imagine” (Mogę sobie tylko wyobrazić) i różami na końcach liter. Kiedy mama spytała go, czy miał na myśli coś konkretnego, odpowiedział, że chce w ten sposób symbolicznie upamiętnić dzieci, które nigdy nie dostały szansy na życie. „Mogę sobie tylko wyobrazić, kim by były w przyszłości” – tłumaczy.

Źródło: aleteia.org, Facebook

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy