Piotr Lisiewicz zmasakrował Mateusza Damięckiego

Artykuł

Natychmiast wycofać gazetę z kiosków i punktów sprzedaży – takie żądanie wysunął Pan wobec mojej redakcji. Sąd ma to nakazać jeszcze przed wydaniem wyroku, bo wystąpił Pan o „zabezpieczenie” swoich roszczeń. Dlaczego? Czy może w artykule, o który Panu poszło, zmyśliłem jakieś fakty? Nie, niczego takiego mi Pan nie zarzuca. Zarzuca mi Pan „fałszywą interpretację faktów”, odmienną od własnej, w Pana przekonaniu prawdziwej. I za to gazetę won z kiosków.

Czy nie odnosi Pan wrażenia, że na tyle długo pracuje Pan w Rosji Putina, że przesiąkł Pan tamtejszymi obyczajami?

Szanowny Panie Mateuszu, na swojej stronie internetowej oferuje Pan możliwość wysłania fanom swojego autografu, o ile przyślą kopertę i znaczek. Ja jestem skąpą pyrą z Poznania, więc znaczka, a nawet koperty nie wysłałem, ale autograf dostałem i tak – przy okazji przysłanego mi przez Pana pozwu.

Mój pełnomocnik udzielił Panu odpowiedzi mądrej i uczonej, językiem paragrafów. Ale mój żywioł to nie paragrafy, lecz gadanie po ludzku, spieranie się na argumenty. I te pragnę Panu niniejszym poddać pod rozwagę.

O czym nie rozmawia Pan na moskiewskich rautach

Otóż tekst, przez który zażądał Pan wycofania gazety z kiosków, zatytułowany był „Zarabiają u Putina, bronią Polski przed Kaczyńskim” i ukazał się w miesięczniku „Nowe Państwo”. Pisałem w nim o niewygodnej dla Pana i Pana kolegów aktorów sprawie: zarabiacie olbrzymie pieniądze w Rosji – kraju rządzonym przez ludobójcę, sprawcę śmierci setek tysięcy ludzi na Kaukazie, organizatora obozów koncentracyjnych, w których palono ludzi żywcem, w którego kraju mordowani są dziesiątkami niezależni od władzy dziennikarze.

Tak na marginesie: to nie są dla mnie sprawy abstrakcyjne, znane tylko zawodowo.

Współorganizowałem w Polsce – ponad podziałami, z kolegami od prawicy po Federację Anarchistyczną i Socjaldemokratyczną Alternatywę – Komitet Wolny Kaukaz. Poznałem dziesiątki Czeczenów i słuchałem naocznych relacji o rosyjskich torturach – wydłubywaniu oczu, przybijaniu języka do stołu, odcinaniu uszu i organów płciowych.

Dalej nie będę opowiadał, w każdym razie są to historie, których nie zapomina się do końca życia.

Powodują one, że nigdy nie zaakceptuję postawy takich ludzi jak Pan. Choć nie wątpię, że to nie są sprawy, o których rozmawia się na moskiewskich rautach filmowych, na których spotyka się Pan z tamtejszą śmietanką towarzyską.

Nawet Olbrychski zrezygnował z występów w Rosji

No więc wracając do polskich aktorów w Rosji: zarabiacie nie u jakichś przypadkowych przedsiębiorców, lecz w rosyjskim kinie, będącym oczkiem w głowie wspomnianego ludobójcy.

„Władimir Putin postanowił osobiście zadbać o narodową kinematografię. W związku z tym stanął na czele rządowego biura rozwoju przemysłu filmowego. Nowe stowarzyszenie nie będzie zajmować się finansowaniem filmów, ale pomoże twórcom w wynajdywaniu funduszy na realizację”

– informował 16 grudnia 2008 r. branżowy portal filmweb.pl. 

Poszły za tym konkretne obietnice: „Putin obiecał w najbliższej przyszłości 2 mld rubli (76 mln dol.) na produkcję filmową. A od 2010 r. rosyjska kinematografia ma otrzymywać rocznie około 4,3 mld rubli (164 mln dol.) z budżetu państwa”. Zostały one w dużym stopniu spełnione – jak wyliczano w mediach, państwowe finansowanie kina wzrosło z równowartości kilkunastu milionów dolarów rocznie w 2000 r. do ponad 200 mln w 2013 r.

Pan zarabia w serialu „Kak ja stał Ruskim”, czyli „Jak zostałem Rosjaninem”. Oto amerykański dziennikarz, w którego się Pan wciela, przyjeżdża do Rosji pełen strachu, po czym… zakochuje się w tym pięknym kraju. Niewinna komedia, przypadkiem wpasowująca się w promowanie takiego wizerunku kraju, jak życzy sobie satrapa.

Czy naprawdę chce Pan dowieść przed sądem, że rosyjska kinematografia i telewizja, w której Pana pokazują, są niezależne od Putina? Eduard Sagałajew, szef rosyjskiego Narodowego Stowarzyszenia Wydawców Telewizyjnych, powiedział o tym jakiś czas temu:

"Mogę jeszcze zrozumieć, dlaczego rosyjska telewizja jest tak służalcza wobec Putina. Ale nie mogę pojąć, dlaczego tak samo traktuje jego labradora”.

To nie są rzeczy wydumane przez krytyków państwa rosyjskiego, takich jak ja. Daniel Olbrychski, zdeklarowany rusofil, odznaczony wcześniej przez Putina, po napaści na Krym na jakiś czas zaniechał występów w Rosji, co uzasadnił na łamach „Twojego Stylu”:

„Żal był wielki, ale nie było wyjścia. I nawet nie tyle chodziło mi o Putina – choć również – co o to, jak wobec jego decyzji o zajęciu Krymu zachował się rosyjski naród. Oni go w osiemdziesięciu procentach poparli!”.

Jednym słowem, nawet Olbrychski, którego poglądy są zaprzeczeniem moich, nabrał obaw, czy nie uwiarygadnia rosyjskiej agresji i propagandy. Wcześniej z występów w Rosji rezygnowali też – w związku z sytuacją w Czeczenii – równie dalecy od moich poglądów aktorzy Teatru Ósmego Dnia.

A w Polsce zostajecie obrońcami demokracji

Wymowa mojego tekstu była taka, że aktorzy tacy jak Pan dopuszczają się hipokryzji. W Rosji, gdzie dorabiają się fortun, siedzą cicho i nie słyszymy ich protestów przeciwko zbrodniom czy łamaniu praw człowieka.

A po przyjeździe do Polski stajecie się czołowymi obrońcami wolności. Uważnie wysłuchałem wywiadu, jakiego udzielił Pan Kamili Biedrzyckiej-Osicy z Wirtualnej Polski. „Wraca strach, z którym ja nie chciałbym już mieć w tym wolnym świecie, w 2017 r., nic wspólnego. Strach dotyczący braku tolerancji, braku akceptacji (…). Bardzo, bardzo się boję, że ludzie zaczną dla jakiegoś wyższego dobra, które roi im się w głowie, dokonywać rzeczy, których nie cofniemy” – tłumaczył Pan. 

Napisałem też, że dziwnym trafem aktorzy zarabiający gigantyczne pieniądze w Rosji, kpią ze „spiskowych teorii” na temat Smoleńska. Przykładowo Pan na swoim blogu napisał list do Świętego Mikołaja, w którym zażyczył sobie następujących prezentów:

„I jeszcze poproszę »Smoleńsk« na blureja, / Książkowy poradnik »Jak rozpoznać geja« / CD z piosenkami barda uciśnionych / Żeby Polska była Polską ogolonych”.

Zapomniał Pan o bibliotekach

Co zarzuca mi Pan w swoim pozwie? Nie spodobał się Panu tytuł mojego artykułu: „Zarabiają u Putina, bronią Polski przed Kaczyńskim”. Nie przypadła Panu do gustu także okładka tego numeru „Nowego Państwa”: „Ambasadorzy Putina w polskim show-biznesie”, m.in. z Pańską podobizną. A także treść mojego artykułu.

Dlatego domaga się Pan:

„Usunięcia przedmiotowego artykułu autorstwa Piotra Lisiewicza pt. »Zarabiają u Putina, bronią Polski przed Kaczyńskim« oraz ww. zdjęcia wraz z podpisem ze strony portalu panstwo.net oraz zaprzestania ich dalszego rozpowszechniania poprzez wycofanie nakładu gazety »Nowe Państwo« nr 10 (140) 2017 ze sprzedaży”.

Podpowiadam uprzejmie: a co z bibliotekami? Przecież moi Czytelnicy mogą tam skserować mój artykuł i rozdawać go na ulicy. Nawet ja do tego jestem zdolny, mam doświadczenie, za młodu chodziłem po poznańskim Starym Rynku i sprzedawałem turystom odbijane na ksero fan-ziny. Albo – co za ciężkie czasy – Czytelnicy mogą zrobić screena zakazanego tekstu i rozsyłać w mediach społecznościowych. Nie pomyślał Pan o tym? 

Twarz aktora bezprawnie na okładce

No dobra, to teraz merytorycznie. Twierdzi Pan, że okładka „Nowego Państwa” powinna zostać skonfiskowana, bo Pańska twarz znalazła się na niej bez… Pana zgody. Nie, nie ściemniam, poniżej dokładny cytat z Pana pełnomocnika:

„Wymaga wskazania, że posłużenie się przez gazetę »Nowe Państwo« zdjęciem mojego Mocodawcy i opublikowaniem go na okładce w numerze 10 (140)/2017 nastąpiło bez jego zgody i nie zostało wykorzystane w związku z pełnieniem przez niego żadnych funkcji publicznych, co stanowi bezprawne naruszenie przez gazetę »Nowe Państwo« prawa mojego Mocodawcy do wizerunku”.

Mój pełnomocnik odpisał Pańskiemu mądrze i uczenie, jak to u prawników bywa, że Pan jesteś osoba publiczna, wypowiadasz się o polityce itp. A ja się zapytam po ludzku: czyś Pan na głowę upadł? Zdjęcia aktora nie wolno zamieszczać bez jego zgody? Naprawdę?

Dalej o całości mojej i redakcyjnej twórczości stoi:

„Przedstawiają one bowiem mojego Mocodawcę w obraźliwy sposób, sugerując, że jest ambasadorem Władimira Putina, co stanowi fałszywą interpretację faktów, mającą jedynie na celu przedstawianie mojego Mocodawcy w negatywnym świetle jako zwolennika i osobę popierającą system sprawowania rządów w Rosji oraz poczynań rosyjskiego rządu. Tymczasem mój Mocodawca stanowczo zaprzecza, jakoby wspierał w jakikolwiek sposób działanie rosyjskiego rządu oraz Władimira Putina, a z żadnych jego wypowiedzi oraz działań takich wniosków wywieść nie można”.

Zwracam uwagę, że pada owo sformułowanie „fałszywa interpretacja faktów”, które ma być powodem konfiskaty – tak to się nazywało przed wojną – numeru gazety. Na podobnej zasadzie każdy znany polityk mógłby składać pozwy codziennie. Bo ledwo padnie taka publiczna wypowiedź, to media biorą się za „interpretację faktów”. Jako że mamy media od lewa do prawa, to interpretacje te bywają bardzo różne, a  więc logiczne, że są wśród nich „fałszywe”.

Dla porządku zaznaczę jeszcze, że nie oskarżaliśmy Pana o pełnienie funkcji „ambasadora” takiego, co to ma paszport dyplomatyczny, lecz była to metafora albo przenośnia, co niby wie się samo przez się, ale w kontekście Pana pozwu tłumaczyć trzeba i takie rzeczy, czego dowodem fragment kolejny.

Domaga się Pan w nim, bym podpisał się pod czymś takim: „Oświadczam, iż zdjęcie to jest wytworem programu komputerowego i zostało użyte bezprawnie, bez zgody Pana Mateusza Damięckiego”. Z wielką chęcią podpiszę się pod pierwszą częścią zdania: tak, to fotomontaż. I to wie nie tylko ja, ale każde dziecko z podstawówki, które tę okładkę widziało.

Jak rozumiem, Pan obawia się, że lud zrozumie to dosłownie: była taka sytuacja, że Putin wykonał pierwszy klaps, w ręce trzymał worek z dolarami, a pan z Olbrychskim i młodym Stuhrem staliście sobie przed nim. Tylko co z naszkicowanym czarną kreską Kremlem w tle? I czy ten Putin nie jest trochę za wielki jak na rzekomą fotografię?

No i argument ostateczny, jaki przedstawia Pana pełnomocnik: „Przedstawienie w ten sposób wizerunku mojego Mocodawcy stanowi atak na jego osobę i jego dobrego imienia jako osoby publicznej wykonującej zawód aktora, ma na celu zniechęcenie jego widzów do projektów, w których w chwili obecnej bierze udział” (pisownia oryginalna).

Googlam sobie, w jakim projekcie możesz brać Pan udział, no i głównie to wyskakuje mi ciąg dalszy serialu „Kak ja stał Ruskim”. Wychodzi więc na to, że jak Ruscy poczytają mój artykuł, przestaną oglądać swój ulubiony serial. Lisiewicz źle o Damięckim napisał, to cała Rassija serialu nie ogląda!

Jak się zdaje, każdy, kto umie czytać ze zrozumieniem, wyczyta w moim artykule, że i owszem, zniechęcam lud na całego, ale do tez politycznych wygłaszanych przez Damięckiego.

Domagasz się Pan też ode mnie wpłaty 10 tys. zł, ale nie dla Pana, tylko na cel społeczny, co odnotowuję jako poszlakę, że w kinematografii dofinansowanej przez Putina płacą przyzwoicie (no dobra, sorry, nie spinaj się Pan, taki żarcik).

Ruski Standard

Panie Mateuszu, udziela Pan często wywiadów, ma Pan znajomych w mediach. Może lepiej byłoby zamieścić w nich polemikę z moimi tezami? Jeśli chciałby Pan zamieścić polemikę w „Nowym Państwie” czy „Gazecie Polskiej”, też nie ma sprawy. Niech Pan przedstawi argumenty, podobnie jak ja, a Czytelnicy zważą owe racje i wyrobią sobie zdanie. Bo pomysł wycofywania gazety z kiosków naprawdę pachnie rosyjskimi standardami. A jedyny „Ruski Standard”, jaki przyswoić jest w stanie wolny Polak, taki jak ja, to ten w płynie. Czego i Panu w przeddzień sylwestra życzę.

 

Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy