Oto krótka historia donosów totalnej opozycji do UE!

Magdalena Złotnicka 16-09-2017, 09:04
Artykuł

Nie dość, że obywatele Polski bezczelnie odsunęli PO od władzy, to jeszcze arogancko nie za bardzo chcą być wyprowadzani na ulicę, by obalać rząd, który sami wybrali. Biedna opozycja nie ma więc wyjścia – ze swoją krzywdą i poczuciem odrzucenia musi lecieć na skargę do instytucji Unii Europejskiej i zagranicznych mediów - pisze Magdalena Złotnicka w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".

W każdym chyba przedszkolu znajdzie się dziecko, które nie respektuje zasad zabawy i chce rządzić. Zazwyczaj jest ono wykluczane przez grupę rówieśników. Rzadko bywa na tyle rozsądne, aby po prostu zgodzić się na przyjęte przez wszystkich reguły. Najczęściej rzuca swoim kolegom: „Jesteś u pani!”, po czym leci „nakablować”.

Zachowanie owego dziecka z przedszkola bardzo przypomina mechanizm działań obecnej opozycji i jej sympatyków. Zamiast zaakceptować reguły demokracji – o której zresztą paradoksalnie bardzo chętnie mówią przy każdej okazji – i przyjąć do wiadomości, że Polacy odsunęli poprzednią ekipę od władzy, co chwila biegają na skargi.

Wałęsa się wstydzi, Tusk ma nadzieję

Nadawanie na rząd i wywodzącego się z obozu PiS prezydenta zaczęło się właściwie zaraz po tym, jak ekipa Beaty Szydło objęła władzę. Rządzący podjęli działania mające na celu odpolitycznienie Trybunału Konstytucyjnego, a także rozpoczęli inne reformy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w grudniu 2015 r. poskarżyć się zagranicy postanowił były prezydent Lech Wałęsa. Oberwało się m.in. Prezydentowi RP. „[Prezydent] pracuje dla partii rządzącej. Łamie konstytucję. Nie jest dobrym prezydentem! Przysięgał, że będzie przestrzegał prawa. Można oczywiście zmieniać prawo, ale tak długo jak ono obowiązuje, należy go przestrzegać. Wstydzę się za tego prezydenta” – mówił w wywiadzie udzielonym „Die Welt”.

Miesiąc później żalić się na sytuację w kraju zaczęła dwójka polityków, którzy już od jakiegoś czasu urzędowali za granicą. Na początku 2016 r. były premier Donald Tusk, szef Rady Europejskiej, podczas spotkania z socjalistycznymi eurodeputowanymi w Parlamencie Europejskim stwierdził, że ma nadzieję, iż „wasze słowa i wasze działania pomogą złagodzić zachowanie partii Kaczyńskiego. (...) Jak wiecie, dla większości polityków reprezentujących nową władzę jestem wrogiem numer jeden”. Również w styczniu portal 300polityka.pl opublikował dokument, który miał stanowić podstawę wystąpienia komisarz Elżbiety Bieńkowskiej na forum Komisji Europejskiej. W zestawie tzw. talking points polska komisarz podkreślała m.in., że „jako Komisja nie powinniśmy antagonizować Polaków wobec unijnych instytucji i procesu integracji, ale musimy otwarcie i szczerze rozmawiać z rządem polskim”.

Platformiane copy-paste

Nie tylko politycy lubią „zakablować”. Przedstawiciele Komitetu Obrony Demokracji także uznali, że trzeba donieść zagranicy. Polecieli do Strasburga, aby przekonywać europosłów do interwencji. – Trzeba przekonać Europę, że jej zdecydowane i wyraziste stanowisko może nam pomóc wrócić na drogę członków wspólnoty – wyjaśniali.

Dodajmy, że w styczniu 2016 r. organy UE rozpoczęły wstępną fazę procedury kontroli praworządności w naszym kraju.
We wrześniu 2016 r. Parlament Europejski przyjął kolejną rezolucję odnośnie do sytuacji w Polsce, w której wyrażano „zaniepokojenie” rozwojem sytuacji dotyczącej TK. Wcześniej odbyła się debata. – Polacy nie głosowali na paraliż TK, czystki w mediach. Polacy nie głosowali na niszczenie służby cywilnej, nieuprawnioną ingerencję w prywatność – mówił w jej trakcie europoseł PO Janusz Lewandowski.

Dość zabawne były także wpisy polityków PO na Twitterze. „Debata w Strasburgu to głos zaniepokojenia przyjaciół Polski. Demokratyczny świat to widzi. Nie dał się oszukać rządowej propagandzie!” – wszyscy wklejali dokładnie tę samą frazę. Odezwał się także Lech Wałęsa: „Moja zdecydowana prośba do Parlamentu (Europejskiego – przyp. red.). Nie dajcie się wodzić za nos. To, co robią w Polsce rządy, to jest niebezpieczne, niewłaściwe i na to solidarność międzynarodowa pozwolić nie może” – ogłosił na Twitterze.
Z kolei w listopadzie 2016 r. „frakcja niemiecka” KOD, czyli przedstawiciele Komitetu w Berlinie, przedstawiająca się jako „KOD DE”, napisała list do Martina Schulza, Jean-Claude Junckera, Fransa Timmermansa oraz Donalda Tuska, apelując w nim o pomoc w „przywróceniu w Polsce demokracji”.

Ryszard Petru list pisze

Na początku lutego 2017 r. Polskę odwiedziła kanclerz Niemiec Angela Merkel. Spotkała się nie tylko z przedstawicielami władzy, ale także z opozycją. W niemieckiej ambasadzie rozmawiali z nią Grzegorz Schetyna, szef PO, i przewodniczący PSL-u Władysław Kosiniak-Kamysz. – To, co ważne, to rozmowa o przyszłości Donalda Tuska i tego, jaką ocenę ma polski rząd. Rozumiem z wypowiedzi pani kanclerz, że te rozmowy jeszcze trwają, zaczynają się. To, co ważne – na co zwracała uwagę – pytałem o kwoty, o migrację… Co może wynikać z ustaleń na Malcie, jakie jest zagrożenie wynikające z podpisanych umów. Mówiliśmy także, jak intensyfikuje się migracja przez wschodnią polską granicę do UE – opowiadał później Schetyna. Przyznał się również, że poruszono temat jakości demokracji w Polsce i sytuacji dotyczącej TK.
Gorszy nie mógł być także Ryszard Petru, lider Nowoczesnej. W kwietniu 2017 r. wysmażył list do Guya Verhofstadta, przewodniczącego Grupy ALDE (Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy) w Parlamencie Europejskim, do której należy Nowoczesna. Petru podziękował w nim za troskę o Polskę i stan demokracji w naszym kraju i jednocześnie usłużnie doniósł, że jego zdaniem Polska „przestaje być demokratycznym państwem”.

Do tradycji epistolarnej dołączyła też pisarka Maria Nurowska, która w maju 2017 r. rozsyłała do osób zainteresowanych petycję do Antonio Tajaniego, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. List był wysyłany rzekomo z adresu mailowego pensjonatu, którego właścicielką jest Nurowska. Treść petycji otrzymują wszystkie zainteresowane osoby, które zgłoszą pisarce chęć wysłania dokumentu do UE. „Piszę do Pana w imieniu zwykłych obywateli, którzy do tej pory stronili od polityki, ale ona wdziera się przemocą w nasze życie. Dotychczasowe ostrzeżenia ze strony Unii nie odnoszą żadnego skutku, bowiem prezes zwycięskiej partii, Jarosław Kaczyński, jednoosobowo podejmuje decyzje, nie licząc się z niczym i z nikim, a w szczególności z własnym narodem” – brzmiał fragment tego dzieła.

CAŁOŚĆ CZYTAJ W NAJNOWSZYM NUMERZE "GAZETY POLSKIEJ"

 

Źródło: "Gazeta Polska"

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy