Obozowe cuda Maksymiliana Marii Kolbe

Artykuł
ipn.gov.pl

77 lat temu, 29 lipca 1941 roku, Maksymilian Maria Kolbe zdecydował się oddać swoje życie za drugiego człowieka. O życiu świętego opowiada Tomasz Terlikowski, autor książki "Maksymilian M. Kolbe. Biografia świętego męczennika".

W Auschwitz istniała okrutna zasada, że jeśli ktoś ucieknie z obozu, to w zamian za to dziesięciu innych więźniów zostanie skazanych na śmierć głodową. 29 lipca 1941 roku podczas apelu Maksymilian Maria Kolbe zgłasza się na ochotnika, by ocalić Franciszka Gajowniczka, który był w grupie 10 skazanych na śmierć, za ucieczkę z obozu (blok 14A) jednego z więźniów.

- Wyobraźmy sobie sytuację, w jakiej do tego doszło - zaczyna swoją opowieść Tomasz Terlikowski. - Mamy apel, w którym bierze udział niezwykle okrutna osoba wicekomendant obozu Karl Fritzsch. Podczas apelu zostaje wybranych dziesięciu więźniów. Jednym z nich jest Franciszek Gajowniczek, który zaczyna płakać i mówić, że ma rodzinę, dzieci, że chciałby dla nich przetrwać tę wojnę - opisuje sytuację Terlikowski, dodając, że wtedy wydarza się pierwszy cud.

- Maksymilian zaczyna wychodzić z szeregu. Po trzech krokach, takie były standardy w Auschwitz, powinien zostać zabity. Esesmani powinni do niego strzelić, on nie miał prawa dojść do Fritzscha - tłumaczy. Cudem, zdaniem Terlikowskiego, był również fakt, że komendant w ogóle podjął z franciszkaninem rozmowę.

- Komendant obozu rozmawiający z duchownym. Więźniowie wiedzieli, jak to się powinno skończyć. Fritzsch powinien zabić Maksymiliana - mówi autor książki o świętym. Trzecim cudem był według Terlikowskiego fakt, że wicekomendant zgodził się, aby Kolbe oddał za kogoś życie. -  Mógł dodać jedenastego do tej dziesiątki, mógł się nie zgodzić – zauważa gość audycji.

Źródło: Polskie Radio

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy