- No cóż, po pierwsze kochałam tę nową, wolną, tworzącą się Polskę, byłam zachwycona zmianami, tempem, rozwojem. Nawet jeśli widziałam błędy to rozumiałam, że każda tak wielka zmiana, musi je mieć. Robiłam swoje najlepiej jak umiałam, a resztę zostawiałam innym. No i oczywiście, uważałam że to na zawsze! Że tak już będzie zawsze, będziemy się rozwijać, bogacić, mądrzeć, modernizować, sięgać dachu świata. I tak będzie we wszystkich dziedzinach, bo wolni ludzie potrafią wiele, a w Polsce talentów, mądrości, rozsądku, pracowitości, wyobraźni i czego tylko, wydawało się, ludziom nigdy nie brakowało.

W najczarniejszych snach nie myślałam, że przyjdzie dzień „dobrej zmiany”. Poprawy, tak, oczywiście, ale nie zmiany! Okazało się, że 27 lat to długo, wychowały się nowe pokolenia, dziwnych Polaków, których ja nie znam. Nawet ich nie przeczuwałam, myślałam że to margines. Nie wiedziałam, że tacy są, tak myślący – mówi na łamach „Gazety Wyborczej” Krystyna Janda.

I dalej : - Jestem zrozpaczona. Jako Polka. Jako aktorka nie, bo mam dobry czas, wszystko się staje, dzieje, dookoła nowy teatr, wielu utalentowanych ludzi. Prowadzę dwa teatry, w których gra ponad 450 aktorów z całej Polski, najwybitniejszych, realizujemy teksty ważne, aktualne, mamy publiczność, która nas finansuje i nasze pomysły, utrzymuje. Ale jestem zrozpaczona i patrzę z pesymizmem na przyszłość kilku nadchodzących lat lub co nie daj Boże, kilkunastoletnią. Regres, zacofanie, mentalny mrok, obyczajowa piwnica. Ciemny strachliwy prymitywny katolicyzm i ogólny lęk i konformizm, bo tak się rozwijają te mechanizmy. Przecież to znamy. Ale chyba najbardziej smuci mnie brak ideałów w klasie opozycji politycznej. Koniunkturalizm i brak wyższego szlachetnego myślenia o dobru ogółu. Gry polityczne mnie nie interesują – mówi Janda.

- Demokracji już nie ma. To znaczy nie ma zabezpieczeń demokratycznych. Władza jest w jednych rękach, jednej partii. I ustawodawcza i wykonawcza. Więc jak to się nazywa? Co to jest? - mówi Krystyna Janda.