Liziniewicz: ekolodzy i opozycja biorą przyrodę za zakładniczkę w potyczkach politycznych!

Artykuł
Telewizja Republika

Od czterech lat słyszymy o protestach ekologów, a ich akcje przybierają czasami na sile na tyle, że można już mówić o ekoterroryźmie. Właśnie o tym był dzisiejszy odcinek „Końca systemu”. W drugiej części programu gościem red. Doroty Kani był red. Jacek Liziniewicz, Gazeta Polska Codziennie.

– Protesty ekologów oczywiście miały miejsce wcześniej, ale były dużo mniej spektakularne. To też łączy się z finansami, bo jak spojrzymy na finanse np. Greenpeace, to widać, że coraz mniej te organizacje czerpią korzyści z odpisów od podatków Polaków, a coraz więcej od osób prawnych. Tymi osobami prawnymi są przeważnie finanse z zagranicy – tłumaczył w programie Liziniewicz.

Jego zdaniem jest to szerszy front polityczny. – Z przyrodą nie dzieje się nic nadzwyczajnego w Polsce. Przypomnę, aby złapać odpowiednią skalę – Puszcza Białowieska to 60 ha z czego wycięto niewielki procent suchego świerka, czyli martwego drewna, które już faktycznie nie żyło. Zwróćmy uwagę, że np. w Rosji trwają pożary tajgi, gdzie spłonęło już ponad 5 mln ha czyli obszar kilkadziesiąt razy większy niż cała Puszcza Białowieska – podkreślił.

W związku ze wzmożonymi protestami ekologów media zainteresowały się źródłami finansowania tych organizacji. Okazało się, że większość pieniędzy płynie do nich z zachodnich grantów. Najbardziej widoczne w Polsce są WWF oraz Greenapeace. 

– Tuż po wojnie w Karpatach było o 30% mniej lasów niż obecnie, a teraz wmawia się, że są to lasy pierwotne – to absurd – nadmienił. 

– W tej akcji chodzi wyłącznie o to, aby móc sprawować kontrolę nad kolejnym obszarem w Polsce. Park narodowy to kolejne źródło dochodów, kolejne stanowiska itd. – wyjaśniał Liziniewicz. 

Zamek w Stobnicy

– Ekolodzy i specjaliści od afery w Puszczy Białowieskiej współpracowali z ludźmi od dewelopera, który stawia ten zamek. Przepisy tego obszaru są tak niejasne, że można je dowolnie interpretować – mówił dziennikarz Gazety Polskiej.

– Przyroda jest brana za zakładnika. Ludzie w większości mieszkający w miastach dawno już stracili kontakt z tą przyrodą, ale są fanami National Geographic i filmów o delfinach więc siłą rzeczy czują związek z tą przyrodą i bardzo dobrze tyle tylko, że często są wykorzystywani jako narzędzia do zwyczajnej politycznej walki – zaznaczył.

KWESTIA PRZEKOPU MIERZEJI WIŚLANEJ. CZY TO ZABURZY EKOSYSTEM?

– To jest absurdem. Jeszcze kilkaset lat wstecz mierzeja nie była mierzeją. Takie inwestycje, jak ta robi się na całym świecie. Nie jest to inwestycja duża, mało tego tam jest chuchane i dmuchane na to, aby rzeczywiście nie było strat przyrodniczych – tłumaczył nam Liziniewicz.

Jak mówił dochodzi do pewnego absurdu, bo „przez to, że są tak restrykcyjne wytyczne budowa tej inwestycji będzie trwać dwa razy dłużej niż powinna”.

– Tymczasem każdy kto pojedzie na Mierzeję Wiślaną wie, że w Krynicy, jak zaczyna się dyskoteka, to nie kończy tak, aby ptaków nie straszyć i jak quady jeżdżą po mierzei to nikt w to nie wnika. Mówienie tutaj, że koparka będzie straszyć ptaki jest totalnym absurdem - dodał.

Organizacje ekologiczne a polityka

– Pan Kossakowski mówi, że on walczy z PiS, bo to są największe szkodniki polskiej przyrody, ale jak prezydent Trzaskowski betonuje jeziorko Czerniakowskie to już uszło uwadze pana Kossakowskiego, który jest z Warszawy, bo przecież on jest zajęty walką z PiS. Właśnie w taki sposób oni traktują przyrodę – instrumentalnie, bez żadnego zahamowania, tylko po to, aby zbijać punkciki polityczne – skwitował Liziniewicz. 

 

Źródło: Telewizja Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy