Gwiazda NBA broni Polaków. Przeczytaj wywiad w "Gazecie Polskiej"

Artykuł

Zrozumienie losu Polaków pod okupacją niemiecką i Żydów, którzy doświadczyli Zagłady, upewnia mnie w tym, że nie możemy dopuścić, by takie potworności kiedykolwiek się powtórzyły – mówi Ray Allen, amerykański koszykarz, dwukrotny mistrz NBA i członek prezydenckiej Rady ds. Pamięci Holocaustu w USA, w rozmowie z "Gazetą Polską"

 


Twoja wizyta w Polsce jest szczególna. Odwiedziłeś niemiecki obóz zagłady Auschwitz-Birkenau. To zawsze trudna wizyta.
Samo oglądanie filmów i zdjęć z obozu sprawia, że trudno to pojąć. Ale dopiero osobista wizyta w Auschwitz jest przeżyciem, z którym niczego nie da się porównać. Daje możliwość uzmysłowienia sobie potworności tego miejsca, tego, czego doświadczyli ludzie w nim osadzeni, walczący o przeżycie. To straszne uczucie.

Podczas wizyty w Polsce poznałeś także Polaków ratujących Żydów w czasie II wojny światowej – Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Jak myślisz, dlaczego podejmowali tak wielkie ryzyko?
Jedni są bardziej odważni, drudzy mniej. Niektórzy zostali tak wychowani, ukształtowani, że czują wewnętrzną potrzebę pomagania innym, niezależnie od konsekwencji, jakie z tego powodu mogą wynikać dla nich czy ich rodzin. Jeśli twój przyjaciel, który jest Żydem i którego znasz od lat, cierpi, nie odwracasz się od niego, tylko starasz się mu pomóc, wierząc, że i on by ci pomógł. Jeśli widzisz dzieci, którym odmówiono prawa do życia, starasz się zrobić wszystko, by je ratować.

Zagrożenie życia własnego i swojej rodziny – w okupowanej Polsce to właśnie groziło za pomoc Żydom.
Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata niewątpliwie przekraczali samych siebie. Widząc potworności, jakich doświadczali Żydzi, ich cierpienia, zapominali o własnym życiu. Mieli świadomość, że uratowanie choćby jednej osoby w istocie jest ocaleniem całej rodziny.

Mówisz o ratowaniu ludzi, których się zna, ale przecież ci Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata przeważnie pomagali ludziom całkowicie sobie obcym.
Oczywiście, jeśli się kogoś zna osobiście – bo to twój sąsiad, bo z nim chodziłeś do szkoły lub widywałeś go idącego do synagogi – może to być główną motywacją do działania. Lecz niekoniecznie tak musi być. Jeśli uznajesz, że powinieneś służyć bliźniemu, wierzysz w Boga i uważasz, że ludzie powinni się o siebie wzajemnie troszczyć, nie musisz kogoś znać, by próbować go ratować.

Coraz częściej zdarza się, że niemieckie obozy zagłady nazywa się „polskimi obozami”, choć przecież takie nigdy nie istniały. Niemcy sami dali władzę Hitlerowi w latach 30., głosowali na niego, popierali jego politykę. A 80 lat później wydaje się, jakby o tym zapominali. Jak mógłbyś to skomentować?
Cóż, niestety historia ma tendencję, by się powtarzać. Widać to choćby na przykładzie mody, filmu, ale też prawdziwych zdarzeń. Na świecie wciąż popełniane są zbrodnie, dokonuje się ludobójstw. Patrząc na to, co się dzieje w różnych krajach, myślę, że to z jednej strony problem władzy i przywództwa – niektórzy chcą bogactw dla siebie i gdy zdobywają władzę, stają się dyktatorami, ograbiają współobywateli. Z drugiej strony tracimy kontakt z rzeczywistością, żyjemy w świecie, w którym trudno sobie wyobrazić wszystkie te potworności i okrucieństwa, więc je negujemy.

To stąd próba negacji niemieckiej odpowiedzialności?
Ludzie chcą czuć się dobrzy, więc gdy sprawcą tych zbrodni jest twój kraj, ktoś z twojej rodziny – wypieramy to ze świadomości. A przecież sensem pamiętania o tych doświadczeniach jest to, by nie dopuścić, aby kiedykolwiek się powtórzyły. Dlatego też o tym rozmawiamy, bo chcemy, by ludzie wiedzieli, że niezależnie od koloru skóry, miejsca zamieszkania, kraju pochodzenia wszyscy jesteśmy tacy sami, jesteśmy równi, nie ma lepszych i gorszych. To jest lekcja, którą powinniśmy wynieść z Holocaustu.

Wyniosłeś taką lekcję?
Opuszczając obóz Auschwitz-Birkenau, nie sposób nie zadać pytania, co z tymi Niemcami było nie tak, skąd w nich to zło, dlaczego uważali, że powinni innych ludzi traktować w tak okrutny sposób.

Wspólnie widzieliśmy film „Azyl”, opowiadający historię warszawskiego zoo, w którym dyrektor Żabiński wraz żoną ukrywali Żydów przed Niemcami. Zanim przyjechałeś do Warszawy, znałeś podobne wydarzenia?
Starałem się jak najwięcej dowiedzieć o tej historii, ale przed przyjazdem do Polski nie znałem jej dobrze. Tutaj jednak doświadczyłem jej w dwójnasób.

To znaczy?
Wizyta w Warszawie była bardzo intensywna, niesłychanie pouczająca. Zaczęła się od odwiedzenia miejsca, gdzie znajdował się wjazd do warszawskiego getta, potem byłem w klasztorze, w którym siostry Franciszkanki Rodziny Maryi ukrywały setki, jeśli nie tysiące Żydów, dzieci.

Spotkałeś też Sprawiedliwych…
Tak. Spotkanie z szóstką Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Rozmowy z nimi, historie, które opowiadali, uświadamiają nam, jak bardzo ryzykowali, bo sami byli na łasce losu. Przecież – jak wspomnieliśmy – w razie wpadki śmierć groziła zarówno im, jak i ich rodzinom. To było czyste bohaterstwo. Potem odwiedziłem zoo i spotkałem się z Mosze Tiroshem, który był jednym z dzieciaków ukrywanych w ogrodzie.

Było widać, że jesteś poruszony. Mimo wszystko film a rzeczywistość to dwie różne rzeczy…
To doświadczenie wprost nie z tego świata – poznać Mosze i z pierwszej ręki poznać przeżycia dziecka zamkniętego w tej piwnicy, a potem oglądać o tym film w kinie. Dzięki tym wszystkim spotkaniom i rozmowom dane mi było otrzeć się o tamtą rzeczywistość. Zobaczyć ją oczami bezpośrednich świadków. Zrozumiałem również, jak samym Polakom, w kraju okupowanym przez Niemców, trudno było przetrwać, zadbać o bezpieczeństwo własnych rodzin. Zrozumienie losu Polaków pod okupacją niemiecką i Żydów, którzy doświadczyli Zagłady, upewnia mnie, że nie możemy dopuścić, by takie potworności kiedykolwiek się powtórzyły.

Czy wiesz, że średnia rekompensata za niewolnictwo w obozie koncentracyjnym, jaką Niemcy zdecydowali się wypłacić w latach 90. więźniom, to równowartość 5 tysięcy dolarów? Taką sumę dostała moja babcia za pobyt w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück. Co o tym sądzisz?
Nie ma pieniędzy, które mogłyby coś takiego zrekompensować. Żadną sumą nie da się zadośćuczynić tej podłości, potworności, temu nieludzkiemu traktowaniu, jakiego doświadczyli więźniowie obozów koncentracyjnych. Za pieniądze nie da się kupić życia. Owszem, one mogą je nieco ułatwić, ale w istocie nie mają żadnego znaczenia, jeśli każdego dnia przeżywasz koszmary, jakich doświadczyłeś w czasie pobytu w obozie. A przecież mówimy o ludziach 80-letnich, których całe życie było naznaczone tymi przeżyciami i którzy oddaliby wszystko, by móc o tym zapomnieć. Kwota, o której mówisz, to dla tych, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, zwykła obelga. Nie ma żadnego znaczenia i niczego nie jest w stanie zmienić.

Na koniec pytanie o to, czym chciałbyś się podzielić z młodymi ludźmi. Wiele Twoich wystąpień publicznych odnosi się do młodych osób. Co chciałbyś im powiedzieć jako odnoszący sukcesy sportowiec i szczęśliwy ojciec rodziny?
Wierzcie w siebie. Żyjcie pełnią życia, nie ustawajcie w staraniach. Wierzcie w to, że w każdym z was jest ukryta wielkość, musicie tylko ten potencjał wielkości rozpoznać. W każdym z was drzemie moc zmieniania świata. Przykładem jestem ja. Byłem przeciętnym, zwyczajnym dzieciakiem, któremu udało się dokonać niezwyczajnych rzeczy, a te zwróciły na mnie uwagę świata. Dzięki temu o mojej wizycie w Polsce, jej celu, dowiedzą się młodzi nie tylko w Polsce, lecz także na całym świecie. A przecież tak by nie było, gdybym kiedyś, dawno temu, nie uwierzył w siebie, nie uwierzył w to, że gdy dorosnę, będę mógł czynić świat lepszym – nie tylko dla siebie, lecz także dla moich bliskich, mojej rodziny, dla ludzi wokół, którzy mnie nie znają i których ja nie znam.

Nasz wywiad przeczyta wielu ludzi w Polsce – także młodych – którzy Cię znają, ale i takich, którzy dotąd nie słyszeli o twoich sukcesach. Jaka jest recepta Reya Allena?
Każdy dzieciak, obojętne z jakiego kraju, stoi przed szansą. Musi tylko chcieć każdego dnia wstać z łóżka, zakasać rękawy, dawać z siebie wszystko w tym, co robi. Musi konsekwentnie dążyć do celu, musi na każdym kroku starać się być kimś lepszym, coraz lepszym w tym, co robi, a na pewno dopnie swego.
 



współpraca: Piotr Jackowski

JUŻ DZIŚ NOWE WYDANIE "GAZETY POLSKIEJ"!

Źródło: GAZETA POLSKA

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy