Fałszywe zdjęcia syryjskiej lesbijki miały podburzać nastroje w świecie, tak samo jak „ranny” pod Sejmem

Andreas von Retyi 20-12-2016, 06:00
Artykuł
yooutube

Nawet jedno dobrze zmanipulowane zdjęcie, nawet jeden nakręcony komórką „prawdziwy” filmik ukazujący de facto zainscenizowane wydarzenie może posłużyć do podburzania opinii publicznej w skali świata, a co dopiero w wymiarze krajowym. W Polsce rośnie lawino ilość takich internetowych manipulacji służących podbudowaniu obrazu faszystów, czyli po prostu obozu patriotycznego, którzy ośmielili się wydrzeć władzę szlachetnym lewakom i genderowcom. Zainscenizowany w sobotę przez kodziarzy filmik pt. „Ranny pod Sejmem jako ofiara brutalności PiS-owskiej policji” włącza się w nurt manipulacji światowego mainstreamu, o czym wiele dowiedzieć się można z nowej książki „George Soros. Najniebezpieczniejszy człowiek świata”. Poniżej stosowny, wielce pouczający fragment publikacji.

Wspomnienie o jeszcze jednej kłamliwej historii, mianowicie historii młodej żołnierki Jessiki Lynch. Również jej uwolnienie z irackiego więzienia w czerwcu 2003 roku było jedną wielką inscenizacją.

Historia obraca się wokół tragedii młodej dziewczyny – ci, którzy pociągają za sznurki machiny PR wiedzą doskonale, co się sprzedaje i w jaki sposób najskuteczniej wyciskać łzy z oczu. Ta opowieść również okazała się bezczelnym kłamstwem. Są to zadziwiające dzieje młodej Aminy Abdallah Arraf al Omari, syryjskiej lesbijki. Po raz pierwszy pojawiła się w sieci 19 lutego 2011 roku jako blogerka, która w swoim internetowym pamiętniku opisywała swoje trudne życie jako muzułmańska lesbijka w Syrii. Pisała o sobie, swoim pochodzeniu – była urodzoną w Virginii córką Amerykanki, a jej ojciec pochodził ze starej syryjskiej rodziny. Co ciekawe, pisała również od początku o swojej postawie politycznej. Wyraźnie stała po stronie syryjskiej opozycji. Zachodnie media zauważyły blog dopiero w maju 2011 roku. Zastanawiające było, że mimo swojej orientacji seksualnej i łamaniu praw człowieka w Syrii młoda kobieta bez strachu występowała dość otwarcie, nie tylko na blogu. Amina udzieliła nawet wywiadu dla CNN, w którym wyraziła swoją wiarę w to, że zmiana polityczna mogłaby przyczynić się do zwiększenia praw homoseksualistów. W swoim blogu Amina twierdziła, że członkowie jej rodziny są w rządzie oraz w Bractwie Muzułmańskim. Aktywność polityczna była dla niej zatem czymś naturalnym. Z biegiem czasu jej postawa wobec rządu stawała się coraz bardziej krytyczna i opisywała dramatyczne sytuacje, w których agenci rządowi grozili jej gwałtem i prawie ją uwięzili.

Już podczas syryjskiej rebelii do gry włączyła się jeszcze jedna osoba, która 6 czerwca 2011 roku przedstawiła się jako kuzynka Aminy i ogłosiła, że blogerka została zatrzymana przez uzbrojone osoby w cywilnych strojach i wywieziona. Nagle Amina stała się powszechnie znana i wszędzie zaczęto tworzyć kampanie: działacze broniący praw człowieka protestowali przeciwko pozbawieniu jej wolności, w co wkrótce zaangażowało się 15 tysięcy osób (wolontariuszy). Znów bardzo szybko rosła fala oburzenia. Jednak już dzień później niektórzy dziennikarze, jak na przykład Liz Henry i Andy Carvin, zaczęli wyrażać poważne wątpliwości co do prawdziwości całej historii. W międzyczasie okazało się bowiem, że publikowane przez Aminę zdjęcia, które miały rzekomo przedstawiać ją samą, należały… do całkiem innej osoby.

Jelenie Lečić, Chorwatce żyjącej w Wielkiej Brytanii i pracującej w londyńskiej Royal College of Physicians, jeden z przyjaciół zwrócił uwagę na zdjęcia opublikowane w brytyjskim Guardian online. Jelena wyznała później w programie BBC Newsnight z 8 czerwca 2011 roku, że jest wściekła z powodu wykradzenia jej zdjęć z konta na Facebooku przez „Aminę” (jakoby syryjska lesbijkę): jej profil miał zabezpieczenia przed dostępem nieznanych osób, a jednak nie zadziałały. Każdy mógł zatem wykorzystać jej zdjęcia i powiązać je z dowolną historią. Lečić stwierdziła, że nigdy wcześniej nie słyszała o tej Syryjce i nie wiedziała, że jej prywatne zdjęcia były wykorzystywane przez cały ten czas.

12 lipca 2011 roku Ali Abunimah i Benjamin Doherty powiadomili na swoim portalu Electronic Intifada o nowych rewelacjach, wedle których istniało wysokie prawdopodobieństwo, że za fałszywą tożsamością „Aminy” skrywał się w rzeczywistości niejaki Tom McMaster. Już kilka godzin po tym artykule MacMaster ujawnił się na blogu „Aminy” i przyznał, że faktycznie jest odpowiedzialny za ten wielki przekręt.

W ten sposób niby wyjaśniono całą sprawę. A może jednak nie? Jasne stało się przede wszystkim to, że nie tylko Jelena Lečić była niebezpiecznie wodzona za nos, ale wraz z nią także cały świat! Bez intensywnych dociekań pojedynczych dziennikarzy oraz bez szczęśliwego przypadku, który sprawił, że Jelena Lečić stosunkowo szybko trafiła na publikacje swoich zdjęć w prasie, wszystko to wyszłoby na światło dziennie zdecydowanie później albo wcale.

Nadal nie ma jednak odpowiedzi na pytanie, jakie motywy kierowały owym Tomem McMasterem, by uknuł to ogromne oszustwo internetowe o doniosłych skutkach, wprowadził je w życie i kontynuował przez kilka miesięcy. Na „wybryk młodości” było już trochę późno w przypadku tego 40-letniego żyjącego w Edynburgu Amerykanina. Czy McMaster rzeczywiście był jedynym wykonawcą i jedynym „mózgiem” tej operacji?

Wszystko to wydawało się wyjątkowo dziwne. Do całej historii trzeba dorzucić jeszcze żonę McMastera, Brittę Froelicher. Określa się ją jako „Associate Fellow” (członek stowarzyszony) w Centrum Studiów Syryjskich na uniwersytecie St-Andrews w Edynburgu, a dodatkowo jako „Middle East Peace Education Programme Associate” (współpracownik programowy ds. edukacji na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie ) w organizacji znanej jako American Friends Service Committe (Komitet Pracy Przyjaciół Amerykańskich). Znów jest to bardzo interesujący fakt, gdyż zgodnie z ich własną deklaracją, ta kwakierska organizacja co najmniej raz, w 2000 roku, otrzymała dotację w wysokości 50 tysięcy dolarów od Sorosowej Open Society Foundations.

Dlaczego przy wszystkich tych zdarzeniach wciąż pojawiają się Open Society Foundations?

„Amina” z pewnością nie powstała tylko dla czystej uciechy, na pewno nie tylko jako dziwaczny internetowy żart, pozbawiony poważnych, politycznych celów. Właśnie pozostająca w tle Britta Froelicher wskazuje na coś dokładnie odwrotnego, a mianowicie na to, że było to działanie celowe, zaplanowane. Ta nieprawdopodobna historia pokazuje, jak szybko wpływa się na nastroje i kształtuje opinie, oraz jak fatalne może to mieć skutki. Nie ma znaczenia, czy oszustwo zostaje zdemaskowane, czy też nie, skoro osiąga się pożądany cel.

Z tego właśnie punktu widzenia należy rozpatrywać historię „Aminy”, która trwała całe miesiące, zanim przekręt został ujawniony. W ciągu tych miesięcy cała operacja wywierała wyraźny wpływ na opinię publiczną w świecie. (…)

*

Na temat manipulacji obrazami medialnymi – choć z innej perspektywy – wypowiada się również laureat nagrody Grimmego (Nagroda Pokojowa Księgarzy Niemieckich przyznawana co roku podczas frankfurckich Targów Książki – przyp. red.), Klaus Scherer, zajmując się przede wszystkim przypadkami internetowymi. W filmie dokumentalnym z 2015 roku wskazał wiele przykładów świadomie mylącej dokumentacji wizualnej – czy były to zafałszowane ilustracje fotograficzne, czy też sekwencje filmowe, służyły za każdym razem manipulowaniu opinią publiczną, kształtowaniu nastrojów i dezinformacji politycznej.

Wśród przykładów znalazły się szokujące sekwencje filmowe ukazujące dwunastoletniego chłopca w towarzystwie bojownika ISIS. Dziecko kieruje lufę karabinu w stronę dwóch Rosjan i po kolei, z zimną krwią zabija tych dwóch ogolonych na łyso jeńców.

Kiedy przyjrzeć się jednak tej scenie w sposób uważny, wszystko wydaje się nieautentyczne, sztuczne i upozowane. Potwierdził to także ekspert BND [Federalnej Służby Wywiadowczej], który przeanalizował ten materiał. Nie ma żadnych ran postrzałowych. Ubrania skazańców wyglądają na świeżo wyprasowane, ślad strzału nie odpowiada sytuacji – nic nie wydaje się autentyczne. W rzeczywistości takie sceny wyglądają inaczej. Efekt szoku u widzów został jednak osiągnięty, a o to chodziło.

Regularnie zdarza się, że również dzieci są na różne sposoby traktowane przedmiotowo przez „potężnych ludzi”, oczywiście zawsze w kontekście przemocy i bezwzględności. Szczególnie istotne jest zatem, by podkreślać rolę zafałszowań oraz manipulacji oraz ujawniać ich mechanizmy.

Łatwo dostępny materiał wyrywany jest z kontekstu, by wpływać na publiczne nastroje. Scherer pokazuje zdjęcie małej dziewczynki z pieskiem na ramieniu, przy czym obie te istoty są poważnie ranne. Dziecko przedstawia się jako ofiarę ukraińskich żołnierzy. Jednak Scherera dowodzi, że zdjęcie jest starsze, że jest portretem nagrodzonym na konkursie fotograficznym w Australii. A zatem żadnej wojny ani ofiary. Niczemu nie można więc wierzyć. Nie można wierzyć również „dowodom fotograficznym” rzekomo pokazującym dzieci, które dostały się pod ostrzał syryjskich snajperów. Sceny te były wytworem norweskiej ekipy filmowej, która nakręciła je na Malcie i oszukała za ich pomocą miliony ludzi. Istnieje wystarczająco wiele innych przykładów manipulacji i propagandy, i to ze wszystkich stron, tak że nawet fachowcy często nie są w stanie właściwie ocenić sytuacji.

(…) W mediach głównego nurtu relacje w dużej mierze zależne są od tego, co podoba się elitom, a co nie. Zdarzają się co prawda tak jaskrawe prawdziwe przypadki, że po prostu nie da się ich tuszować, manipulować. Pełnią one wewnątrz tego wielkiego systemu funkcję alibi, by całkiem nie nadwyrężać wiarygodności.

BBC bardzo ostrożnie wypowiadało się na temat innego, równie szokującego zdjęcia, którego nie udało się zweryfikować przez niezależne źródła – tak przynajmniej brzmiała wówczas krótka informacja. Każdy jednak wpatrywał się wówczas z przerażeniem w to zdjęcie, które ciężko nawet opisać. Widać na nim dziecko, które niczym w biegu przez płotki przeskakuje nad gęsto ułożonymi białymi workami na zwłoki, jakby było to czymś naturalnym. Zdjęcie ukazało się wraz ze znamiennym podpisem: „Syryjska masakra w Hula potępiana jest z rosnącym oburzeniem”. W końcu odezwał się autor zdjęcia, pracujący na całym świecie Marco di Lauro. Był zdumiony, że znów zobaczył swoje zdjęcie w takim kontekście i wyjaśnił, że zostało ono wykonane podczas wojny irackiej. Było to dziewięć lat wcześniej, 27 marca 2003 roku!

BBC zareagowało oczywiście niezwłocznie na to doniesienie i usunęło zdjęcie ze swojej strony internetowej. To, co istotne, już się jednak stało: przesłanie zostało przekazane opinii publicznej i zadziałało wzmocnieniem reakcji na aktualne wydarzenia, przede wszystkim dlatego że wiele mediów zaniedbało później poinformować o prawdziwym pochodzeniu obrazu. Również di Lauro podejrzewał, że chodziło o świadomą akcję propagandową. W wielu wypadkach nie da się jej udowodnić w sposób pewny, tak jak nie można w pełni wykazać prawdziwych celów niektórych organizacji pozarządowych. Pytania same się nasuwają z powodu istniejących pokrętnych powiązań i wzajemnych związków. Kto w tych organizacjach działa i na jakim obszarze? Jakie grupy są wspierane? Jakie cele powszechnie się wyznacza? Czego się właściwie dokonuje i ku czemu zmierza? A przede wszystkim: kto na tym korzysta?

Takie pytania pomagają często powiązać obraz z prawdziwymi okolicznościami, a przynajmniej wyrobić sobie jakieś pojęcie na ten temat. Za wiele jest w mediach czystych przypadków i głupich pomyłek, za wiele zdarzeń pasuje do konkretnych politycznych kalkulacji, by mogły to być właśnie po prostu czyste przypadki i głupie pomyłki.

Żadna organizacja, która ma zamiar manipulować opinią publiczną, by osiągać swoje szkodliwe dla ogółu cele, nie zrobi tego otwarcie, ale będzie grać przy zasłoniętych kartach i posłuży się chwalebnymi, szczytnymi intencjami. Samo zapewnienie o takich intencjach nie wystarcza jednak w dzisiejszym, złożonym społeczeństwie; to za mało by nas przekonać.

Andreas von Retyi

 okladka_george_soros_najniebezpieczniejszy_czlowiek_swiata_670_01

Źródło: Biały Kruk

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy