Edukacja w czasie pandemii. Minister: Blisko 100 proc. placówek pracuje stacjonarnie

Artykuł
Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski
Fot. PAP/Tomasz Gzell

W kilkudziesięciu placówkach oświatowych zajęcia nie rozpoczęły się lub je zawieszono; niektóre placówki miały ograniczenie nauki stacjonarnej zaledwie na kilka dni, w kilkunastu zdecydowano się na tryb mieszany - poinformował w czwartek minister edukacji Dariusz Piontkowski.

We wtorek rozpoczął się rok szkolny 2020/2021, w którym szkoły wracają do stacjonarnego nauczania. Tego dnia odbyły się w szkołach inauguracje, od środy prowadzone są lekcje. W szkołach obowiązują wytyczne sanitarne opracowane przez resorty edukacji i zdrowia oraz głównego inspektora sanitarnego.

W czwartek szef MEN podsumował pierwsze dni nowego roku szkolnego. Przypomniał, że w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych uczy się ponad 4,5 mln dzieci i nastolatków, w przedszkolach - 1,5 mln dzieci; łącznie - jak mówił - ze szkołami dla dorosłych jest to ok. 6 mln osób.

Podkreślił, że podstawową zasadą, którą powinni wszyscy przestrzegać wszędzie, nie tylko w szkołach i placówkach edukacyjnych, to zasada, że osoba chora, mająca objawy infekcji górnych dróg oddechowych nie powinna przychodzić do pracy, nie powinna przychodzić do szkoły. "To podstawowa zasada, która utrudni rozprzestrzenianie się zarówno wirusa, tego nowego jak i grypy, czy innych chorób wirusowych" - wskazał. Przypomniał, że w wytycznych też sanitarnych zapisano zasady postępowania w przypadku pojawienia się większego zagrożenia epidemicznego. "To też rozporządzenia, które przypominają jak organizować kształcenie na odległość, gdyby była potrzeba przechodzenia na taką formę zajęć" - dodał.

"Te wytyczne, zasady muszą być na tyle elastyczne, by dyrektorzy mogli dopasować je do warunków panujących w konkretnej szkole i do stanu zagrożenia epidemicznego. Widzimy, że przytłaczająca większość dyrektorów bardzo dobrze sobie z tym poradziła (...) znając swoje placówki potrafili stworzyć przepisy, które pozwalają bezpiecznie i w sposób zorganizowany wrócić dzieciom do szkoły. Mówiliśmy też także, że dyrektorzy mają prawo do tego, by w szczególnych sytuacjach większego zagrożenia epidemicznego, bądź niekorzystnych warunków lokalowych wprowadzić jakieś dodatkowe obostrzenia. I z tego, co wiemy, część dyrektorów szkół się na to zdecydowała" - poinformował.

"Zdajemy sobie sprawę, że od czasu do czasu, któraś z placówek przejdzie na system mieszany bądź system kształcenia na odległość stąd przypominamy, że od kilkunastu miesięcy funkcjonuje platforma edukacyjna epodeczniki.pl" - przypomniał.

"Ten bezpieczny powrót do szkół, o którym mówimy staje się rzeczywistością i przytłaczająca większość szkół w Polsce - podobnie jak w innych krajach europejskich - funkcjonuje w modelu stacjonarnym" - podkreślił Piontkowski.

Przypomniał, że w szczególnych sytuacjach dyrektorzy szkół w porozumieniu z organami prowadzącymi i przy pozytywnej opinii inspektora sanitarnego będą mogli decydować o przejściu na kształcenie w systemie mieszanym (łączącym kształcenie stacjonarne oraz kształcenie na odległość) bądź całkowicie zdalnym. Zastrzegł, że decydujący głos będzie miał w tej kwestii inspektor sanitarny.

"W przytłaczającej większości szkół, niemal w 100 proc. (...), prawie wszystkie funkcjonują w trybie stacjonarnym" - powiedział Piontkowski. Wskazał, że nieliczne placówki w pojedynczych województwach nie rozpoczęły roku szkolnego. W części nie zakończono remontów i to był powód nie rozpoczęcia zajęć. "Na prawie 50 tys. różnego rodzaju placówek edukacyjnych w Polsce w kilkudziesięciu placówkach zajęcia na razie się nie rozpoczęły lub je zawieszono. Niektóre placówki miały czas ograniczenia zajęć stacjonarnych zaledwie na kilka dni. W zaledwie kilkunastu zdecydowano się na tryb mieszany" - podał minister.

Przywołał podane w środę przez resort dane mówiące, że na ponad 48,5 tys. szkół i przedszkoli w trybie mieszanym pracuje 12 placówek. W 47 przypadkach w skali kraju nauka realizowana jest w trybie zdalnym. Dopytywany o dane na czwartek podał, że "różnica jest minimalna, jedna, dwie placówki". "To jest tak, że część placówek (...) miało zalecenie inspektora sanitarnego, aby zawiesiły zajęcia tylko na pierwsze dwa lub trzy dni. Część więc już wróciła do zajęć stacjonarnych, pojawiły się pojedyncze placówki, które decyzja inspektora przeszły na system zdalny" - wyjaśnił Piontkowski.

"Widać, że nie było potrzeby zamykania szkół w skali całego państwa, że pozostawienie decyzji lokalnym władzom przynosi efekty. Sam fakt, że gdzieś pojawia się zakażenie, np. na południu Polski, nie oznacza, że musimy zamykać placówki na północy kraju, czy w całym państwie" - ocenił. "Podobnie zachowują się rządy innych państw europejskich. I efekty są tam bardzo podobne jak w Polsce" - dodał.

Minister pytany był na konferencji m.in. o to ilu nauczycieli zostało już przeszkolonych na temat kształcenia na odległość, odpowiedział: "Trzeba wyraźnie powiedzieć, że to nie jest tak, że przed epidemią nie było żadnych szkoleń i nagle, jakiegoś dnia, one się rozpoczęły. Szkolenia trwały wcześniej, z różnych dziedzin, także z tych związanych z kształceniem na odległość". Szef MEN podał, że były one organizowane nie tylko przez ministerstwo edukacji, czy ministerstwo cyfryzacji, ale także Ośrodek Rozwoju Edukacji, Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji. Dodał, że wielu nauczycieli w ostatnich latach pracowało kontaktując się ze swoimi uczniami czy innymi nauczycielami zdalnie.

"Trzeba też pamiętać, że ogromna część zadań doskonalących nauczycieli znajduje się w gestii samorządów. (…) W ramach swoich kompetencji poszczególne województwa także organizują szkolenia nauczycieli" – powiedział Piontkowski.

Poinformował, że dokonano przesunięcia dużej części środków unijnych, które są w dyspozycji ministra edukacji na działania związane z kształceniem na odległość. "Wśród tych pieniędzy jest 50 mln zł na uruchomienie dodatkowego programu, który pozwoli na przeszkolenie liderów kształcenia na odległość w poszczególnych województwach. Potem ci liderzy będą szkolili nauczycieli w mniejszych ośrodkach" – wskazał.

Szef MEN pytany był też o to, czy sytuacja epidemiczna wpłynęła na wzrost liczby uczniów w edukacji domowej. "Z tych informacji, które mamy, liczba uczniów uczestniczących w tego typu edukacji (domowej - PAP) to 10, 11, może 12 tys. osób. Z tego roku nie mamy jeszcze pełnych danych, ale na razie nie wygląda na to, by nastąpił jakiś gwałtowny wzrost liczby uczniów w edukacji domowej" - powiedział. Dodał, że w ostatnich kilku latach na ten rodzaj edukacji przechodziło "kilkaset bądź tysiąc kilkaset" uczniów rocznie. "Jeśli mówimy o 6 mln osób uczestniczących w różnego rodzaju wychowaniu i edukacji, to nie jest to liczba bardzo duża" - podkreślił Piontkowski.

Przypomniał też, że edukacja zdalna nie jest tożsama z edukacją domową. "Edukacja domowa to jest sytuacja, w której rodzic deklaruje, że wykształci swoje dziecko, ale formalnie będzie ono związane z jakąś szkołą, w której będzie zdawało egzaminy kwalifikacyjne potwierdzające, że zdobyło odpowiednią porcję wiedzę". 

Źródło: PAP

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy