Dr Błochowiak: Koronawirus - ani pandemia, ani epidemia

Dr Mariusz Błochowiak w programie "W punkt"
TV Republika

Gościem redaktora Ryszarda Gromadzkiego w dzisiejszym wydaniu programu „W punkt” na antenie Telewizji Republika był dr Mariusz Błochowiak – fizyk i autor opracowania wstępu do książki „Fałszywa pandemia”.

– Nie określiłbym koronawirusa ani pandemią, ani epidemią. Pandemii czy epidemii przypisujemy coś nadzwyczajnego, ponadprzeciętnego, na przykład ponadprzeciętna liczba zgonów lub ciężkich zachorowań. Pandemia dotyczy całego świata, epidemia jest na bardziej ograniczonym obszarze. W przypadku koronawirusa nie mamy też do czynienia z czymś takim niż większa śmiertelność - wskazał gość Telewizji Republika. 

–Światowej klasy naukowcy określili śmiertelność koronawirusa na poziomie grypy. W różnych państwach sytuacja wygląda inaczej, ponieważ wszystko zależy od pewnego podłoża, czyli np. zakażeń szpitalnych, tego, czy ktoś był szczepiony na grypę, czy nie. Z badań naukowych wynika, że ta umieralność jest na poziomie grypy, więc absolutnie nie ma tutaj żadnego problemu - dodał. 

– Jeśli mamy zwiększoną śmiertelność czy umieralność, to trzeba zapytać, z jakiego powodu: czy to wirus sam w sobie, co jest niemożliwe, bo już zostało określone, że to jest na poziomie grypy; czy też z powodu innych czynników, np. zakażenia szpitalne czy zła klasyfikacja zgonów – czyli przypisuje się śmierć na koronawirusa osobom, które zmarły np. na raka czy tzw. choroby współistniejące - podkreślił dr Błochowiak. 

– Pytanie, na ile statystyki zgonów są prawdziwe. We Włoszech, po tym jak przejrzano ponownie karty zgonu osób, którym wcześniej przypisano śmierć z powodu koronawirusa, to później przypisano im być może 12 procent - wskazał gość redaktora Gromadzkiego. 

– Śmiertelność określa się jako stosunek liczby zgonów do liczby osób zakażonych. Tutaj mamy już taki przykład, że te statystyki są zafałszowane. Jeśli mamy w szczycie epidemii 30-40 zgonów, a średnio dwadzieścia kilka, to jest jakieś 0,02 procent, więc to zupełnie na poziomie szumu statystycznego, suma nieistotna z punktu widzenia statystyki - ocenił fizyk. 

 – W mojej ocenie Ministerstwo Zdrowia kłamie, ponieważ w Niemczech wykonywano sekcje zwłok. Profesor Klaus Puschel wykonał ponad sto autopsji. I po tych stu autopsjach stwierdził, że każda osoba miała chorobę współistniejącą. A Ministerstwo Zdrowia podało wówczas oficjalnie, że na 1000 osób wtedy 200 nie miało chorób współistniejących - wskazał. 

– Tylko pytanie, jak oni to określili, skoro w Polsce nie przeprowadza się sekcji zwłok, bo ciała są palone. Absolutnie nie wierzę tym danym - podkreślił rozmówca Telewizji Republika. 

– WHO nie jest jakąś instytucją wiarygodną, ale w odniesieniu do Szwecji stwierdziła, że należy ten kraj uważać za wzór. I mamy do czynienia z czymś takim, że nagle w Szwecji mamy wielki przyrost zgonów. Bo oczywiście trzeba patrzeć na zgony na milion mieszkańców czy 100 tys. mieszkańców, nie w liczbach bezwzględnych. Bo każdy kraj ma inną liczbę ludności. Jeżeli się na to w taki sposób nie patrzy, to też jest manipulacja. Tak samo podawanie liczby zakażeń, ale bez informacji, ile testów zostało przeprowadzone. Albo sumowanie zgonów. Równie dobrze moglibyśmy sumować zgony od II wojny światowej czy od Chrztu Polski i to też byłyby liczby piorunujące - ocenił. 

 

 

Źródło: TV Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy