Białoruś: w Mińsku niespokojna noc po zakończeniu wyborów prezydenckich

Artykuł
Demonstracje protestacyjne i starcia z milicją wybuchły w Mińsku po ogłoszeniu wyników oficjalnego badania exit poll, według którego w niedzielnych wyborach prezydenckich zwyciężył Alaksandr Łukaszenk
PAP/EPA

Gigantyczny korek, trąbiące samochody i coraz większe grupy ludzi przetaczające się przez centrum miasta – widać i słychać było w niedzielę przed północą na ulicy Starożeuskiej w białoruskiej stolicy.

„Idziemy spacerować, oddychać świeżym powietrzem, może biegać” – powiedział PAP jeden z trzech młodych chłopaków, którzy przed północą szli ulicą Starożeuską w samym centrum miasta. „Idziemy do +Obelisku+” – powiedzieli mając na myśli pomnik „Mińska – Miasta Bohatera”. To właśnie tam skrzykiwali się na protesty powyborcze internauci w sieciach społecznościowych gdy jeszcze działał Internet.

Żadnych pewnych informacji na temat tego, co dzieje się w Mińsku i reszcie kraju, nie ma. W stolicy Białorusi zablokowano wszystkie komunikatory internetowe i sieci społecznościowe. W pewnym momencie od strony Obelisku słychać było głuche wystrzały. Wcześniej pocztą pantoflową dziennikarze przekazali, że w Mińsku zastosowano wobec demonstrantów granaty hukowe.

Ludzie, którzy idą ulicą, zdają się nic nie słyszeć. Podnoszą ręce, przybijają piątki, wychodzą na jezdnię, gdzie w beznadziejnym korku trąbią setki samochodów. Z niektórych dobiega muzyka – najczęściej to „Chcemy Zmian” legendarnego Wiktora Coja albo miejscowa wersja „Murów” Jacka Kaczmarskiego.

Wszyscy zmierzają w kierunku Obelisku. Idą po kilkadziesiąt osób, czasem tworząc większą grupę. Na oko jest w niej może kilkaset osób. Coraz głośniej huczą granaty, w oddali widać dym. Po ulicach w obie strony jeżdżą karetki – niektóre mają włączone sygnały dźwiękowe, inne tylko świetlne. W tłumie pojawia się plotka, że pod Obeliskiem w ludzi wjechała wojskowa ciężarówka. Jedni mówią, że ktoś jest ranny, inni, że zginął. Nikt jednak nie jest w stanie tej informacji zweryfikować.

Ludzie są radośni, krzyczą: „Niech żyje Białoruś”, czasami: „Odejdź!”. Nie wyglądają na przestraszonych chociaż w powietrzu co jakiś czas huczy. W pewnym momencie z naprzeciwka zaczynają biec ludzie. Zaraz za nimi pojawiają się ustawione ciasno tarcze oddziałów do rozpędzania demonstracji. Przed nimi jedzie armatka wodna.

„Pod kolumną widzieliśmy armaty hukowe i gumowe kule” – rzuca biegnący w kierunku centrum dziennikarz w niebieskiej kamizelce z napisem „Press”. Już po chwili ludzie rozbiegają się – jedni robią zwrot w tył, inni uciekają na lewo przez park. Na pytanie o rannych reporter odpowiada, że nikogo nie widział. Karetki i straż pożarna na ulicach, jego zdaniem, to zabieg psychologiczny by zniechęcić ludzi.

Kilkaset metrów dalej huczą klaksony, tworzą się długie korki. W zasadzie przez całe centrum przetaczają się w różnych kierunkach grupy ludzi, milicji nie widać. Z naprzeciwka po ulicy Bahdanowicza idzie grupa chłopaków. „Byliśmy pod Obeliskiem, przegonili nas, ale zrobiliśmy kółko i znowu tam idziemy” – mówi Alaksiej. Zaczyna się wymiana plotek przenoszonych pocztą pantoflową. Mówią, że podobno w niektórych miastach ogłoszono oficjalne zwycięstwo Cichanouskiej. „No to co, żegnaj Saszko!” – rzuca któryś z nich.

W sztabie Cichanouskiej, który ma kontakt telefoniczny z niezależnymi obserwatorami nic nie wiadomo o rzekomych zwycięstwach. Poinformowano tylko, że wiadomo o sześciu lokalach wyborczych w Mińsku, w których komisje odważyły oficjalnie przyznać zwycięstwo Cichanouskiej.

O 1.30 pod sztabem Cichanouskiej ulica huczy. Samochody jadą bez przerwy, kierowcy cisną klaksony.

Źródło: PAP

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy