Andrzej Kołodziej: Nasza solidarność zrodziła się z potrzeby serca

Gościem programu "Polityczny Poker" Andrzej Kołodziej — przewodniczący strajku Stoczni im. Komuny Paryskiej w 1980 roku i sygnatariusz Porozumień Sierpniowych. W rozmowie z Adrianem Stankowskim opowiedział o okolicznościach wybuchu strajku, który miał miejsce dokładnie w sierpniu, dokładnie 80 lat temu.

-Nasze działania opieraliśmy na naszych marzeniach. Chcieliśmy wywalczyć jakąś przestrzeń wolności, chcieliśmy zrzucić okowy totalitarnego państwa. Mnie, jako 20-latkowi, niepodległa Polska znana była jedynie z literatury, opowiadań dziadków.

Przypomniał, jak dużym ryzykiem była organizacja strajku.

-Presja państwa totalitarnego i wpływ ZSRR było nieustannie z tyłu głowy, ale bylem już po różnych doświadczeniach z polską bezpieką, po aresztowaniach, wiedziałem, jakie mogą być konsekwencje naszego działania. Ale byliśmy przekonani, że jeśli chcemy coś osiągnąć, to musimy stanąć do walki bez względu na konsekwencje.

-Mimo młodego wieku od dwóch lat działałem w opozycji demokratycznej, w wolnych związkach wybrzeża. Chcieliśmy wspólnie przywrócić pamięć o rewolcie z 1970 roku. Analizowaliśmy działania z tamtego okresu, dlatego zmieniliśmy taktykę i w roku 1980, nie chcieliśmy powtórzyć tragedii sprzed 10 lat, kiedy to doszło do rozstrzeliwania niewinnych ludzi idących do pracy. Dlatego my nie chcieliśmy opuszczać stoczni.

Opowiedział, jak trudno było uporać się z piętnem wydarzeń z 1970 roku.

- Przyszedłem pierwszego dnia do pracy, nikogo nie znałem, ale poszedłem tam wywołać strajk. Jednak nigdy nie zakładałem, że stanę się przywódcą strajku. Przecież byli tam doświadczeni stoczniowcy, którzy brali udział w rewolcie z 1970 roku. Jednak ta presja tragedii, jakiej wtedy doświadczyli paraliżowała ich. Oni mnie poparli, ale czuli się silni w zwartej masie, nikt nie chciał występować indywidualnie. Dlatego ciężko było powołać jakiś komitet strajkowy.

Przywołał również budzącą się w stoczniowcach potrzebę wspólnej, solidarnej walki z totalitaryzmem

-Wtedy rodziła się solidarność, która rodziła się z potrzeby ducha. Jeszcze zanim powstał związek zawodowy "Solidarność". Tamta solidarność była między nami, strajkującymi a ludźmi z miasta, rodzinami wspierającymi. Bez tego wsparcia nie mielibyśmy szans odnieść żadnego sukcesu. Naszymi ideałami były wiara, uczciwość, wolność, niepodległość. Ten strajk to był ruch społeczny, żadna organizacja, to był wybuch wewnętrznej potrzeby ludzi, która nagromadziła się przez lata totalitaryzmu. Nasza solidarność zrodziła się z potrzeby serca. I osiągnęliśmy niebywały sukces.

 

Źródło: TV Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy