Zmotoryzowana straż Majdanu poluje na "tituszków"

Artykuł
Flickr/CC/mac_ivan

Pod znakiem potyczek między demonstrantami a milicją na dojeździe do dzielnicy rządowej oraz polowania na "tituszków”, chuliganów działających na zlecenie władz, minęła z poniedziałku na wtorek kolejna noc protestów antyrządowych w stolicy Ukrainy, Kijowie.

Zdaniem opozycji „tituszkowie” zostali opłaceni i przywiezieni do Kijowa z prowincji, by sprowokować konflikt między milicją a uczestnikami protestów na Majdanie Niepodległości, gdzie od dwóch miesięcy rozbite jest miasteczko namiotowe zwane Euromajdanem.

Do prowokacji nie dopuścili kierowcy Automajdanu - zmotoryzowanej straży kijowskich protestów - którzy przez całą noc jeździli po mieście i wyłapywali podżegaczy.

Trzech „tituszków” zatrzymano przy sklepie całodobowym w dzielnicy Podół, w którym – jak mówili świadkowie – próbowali oni wybijać szyby. - Skąd przyjechałeś? Ile ci zapłacili? Nie wstydzisz się, że pracujesz dla bandytów – wykrzykiwali do młodego człowieka w dresach członkowie jednego z patrolów Automajdanu.

Wyraźnie przestraszony chłopak, przyparty drewnianymi pałkami do ściany sklepu, wyjaśniał, że jest z położonego na północ od Kijowa Czernihowa, a do stolicy przyjechał z kolegami, by zarobić trochę pieniędzy.  - Znaleźliśmy w internecie ogłoszenie, w którym proponowano 200 hrywien (ponad 70 zł) za udział w demonstracji – mówił.

Podczas tego przesłuchania członkowie patrolu zachowywali się agresywnie, jednak nie użyli wobec zatrzymanego przemocy. Został on umieszczony w jednym z samochodów i odwieziony do sztabu protestów na Majdanie Niepodległości. - Nie bój się, nikt nie będzie cię bić. Nie jesteśmy tacy, jak ty i twoi koledzy. Po przesłuchaniu możesz się do nas przyłączyć – tłumaczyli młodemu człowiekowi.

Jeden z liderów opozycji, Witalij Kliczko, ogłosił następnie, że plany władz dotyczące rozpędzenia Majdanu przy pomocy „tituszków" zostały pokrzyżowane. Termin „tituszko” pochodzi od nazwiska chuligana, który wiosną 2013 roku na oczach milicji pobił dwójkę dziennikarzy.

- Gdy po Kijowie włóczą się "tituszkowie", a milicji nie widać, ludzie muszą się samoorganizować, by bronić porządku na ulicach. "Tituszkowie" zostali przywiezieni do stolicy, żeby palić samochody, rozbijać sklepowe witryny, kraść i prowokować bójki, aby stworzyć wrażenie, że robią to ludzie protestujący na Majdanie – mówił.

We wtorek w godzinach rannych sytuacja na dojeździe do dzielnicu administrcji Janukowycza była spokojna. Demostranci trwali na swych stanowiskach za szkieletami spalonych w nocy milicyjnych autobusów, a milicjanci stali ok. 100 metrów dalej. Między dwiema grupami widać było modlącego się księdza.

Źródło: pap

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy