Zagrożenie hybrydowe, cyberzagrożenia, a także wojna propagandowa - dezinformacja silną bronią Rosji

Artykuł
pixabay

Dzięki decyzjom, które podjęto na szczycie NATO w Warszawie w 2016 r. i które umocniono na ubiegłorocznym spotkaniu Sojuszu w Brukseli, militarna agresja przeciwko krajom bałtyckim i Polsce nie jest już czymś, co moglibyśmy rozpatrywać w kategoriach wysokiego ryzyka (…). Jeżeli zaś chodzi o zagrożenia hybrydowe, nadal musimy stawiać im czoła – mówi szef łotewskiej dyplomacji. Z ministrem EDGARSEM RINKĒVIČSEM, rozmawiał dla "GPC" publicysta Telewizji Republika ALEKSANDER WIERZEJSKI.

 

Pięć lat temu, kiedy Rosja zajęła ukraiński Krym, większość analityków uznawała tę sytuację za skrajnie niebezpieczną. Jak dziś wygląda to z perspektywy Łotwy?

W ciągu ostatnich pięciu lat byliśmy świadkami zaskakujących zmian. Coś, czego nie mogliśmy sobie wyobrazić jeszcze kilka lat wcześniej, np. fakt, że jedno państwo, a mianowicie Rosja, może zająć terytorium innego państwa, w tym przypadku Ukrainy, stało się rzeczywistością. Trudno było wcześniej oczekiwać, że coś takiego może się stać w XXI w. To całkowicie zmieniło myślenie nie tylko na Łotwie czy w innych krajach bałtyckich, ale w całym NATO i Unii Europejskiej. To doświadczenie również pokazało nam, że chodzi nie tylko o zagrożenie militarne. Wierzę, że NATO sobie z tym poradzi. Ale to, nad czym musimy pracować, to zagrożenie hybrydowe, cyberzagrożenia, a także wojna propagandowa. (…) Choć robimy wiele w tym kierunku, nadal widzę, że zagrożenia na tym polu dla naszych demokracji i naszych narodów są bardzo wysokie.

Łotwa, Litwa i Estonia były pierwszymi zachodnimi państwami, które zwróciły uwagę na zagrożenie ze strony rosyjskiej propagandy. Dlatego rozwinęły też narzędzia do walki z nią.

Kiedy pięć lat temu wraz z polskimi i szwedzkimi politykami podnosiliśmy ten temat na posiedzeniach UE i NATO, patrzono na nas z politowaniem. Mówiono nam: „Zawsze trzeba pamiętać, że wolność słowa jest świętością”. Zgadzamy się z tym. Ale propaganda nie jest wolnością słowa i wolnością prasy. To coś, co musimy traktować jako narzędzie w wojnie informacyjnej. Pracujemy nad tym zagadnieniem od wielu lat, starając się uczulić opinię publiczną. Współpracujemy z łotewskimi dziennikarzami, by stworzyć antidotum na tzw. fake newsy. Podczas ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych na Łotwie ustanowiliśmy dobrą współpracę z mediami społecznościowymi, przede wszystkim z Facebookiem, by rozwiązać problemy z [nielegalnym] finansowaniem kampanii politycznych, działalnością tzw. botów w sieci, a także spróbować zatrzymać polityczne kampanie, którymi de facto sterowano zza granicy.


Jednym z możliwych zagrożeń może być próba nastawienia społeczeństwa przeciwko obecności zagranicznych żołnierzy na Łotwie. Jak taka wojna propagandowa wygląda w praktyce?

Na Łotwie stacjonuje dowodzony przez Kanadyjczyków batalion NATO, którego część stanowią polscy żołnierze. I jesteśmy bardzo wdzięczni za wasz udział w tej operacji. Od samego początku rozlokowania wojsk rozwijaliśmy z naszymi kanadyjskimi i polskimi przyjaciółmi, oraz innymi państwami, które są częścią batalionu NATO, strategię walki z niektórymi zagrożeniami. Jak wiadomo, kiedy niemieccy żołnierze przybyli na Litwę, przeciwko nim wymyślono historię o tym, że byli uczestnikami rzekomego nękania lokalnych mieszkańców. Na Łotwie takich insynuacji nie było. Częściowo dlatego, że stworzyliśmy kontrnarrację, zanim pierwsi Kanadyjczycy, Polacy czy Włosi przyjechali do nas. Bardzo ważne było również to, że mieliśmy mocny społeczny program przeciwdziałania propagandzie.

 

Czytaj więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie". 


 

 Czytaj także:

Ponad 240 mln Europejczyków wystawionych na działanie rosyjskiej propagandy. Putin otumania Europę przez Internet

Źródło: Aleksander Wierzejski / Gazeta Polska Codziennie

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy