Zachód od kilku lat wiedział o agresji Rosji na Ukrainę

Artykuł
TWITTER@CHRISTOPHERJM

Prezydent Rosji Władimir Putin – według relacji "Kommiersanta" – zagroził w 2008 r. na kwietniowym posiedzeniu Rady Rosja-NATO w Bukareszcie, że w odpowiedzi na zaproszenie Ukrainy do Sojuszu Moskwa może zainicjować oderwanie od tego kraju jego wschodnich regionów i Krymu.

O groźbach Putina napisał w 2008 r. rosyjski dziennik "Kommiersant", który powołał się na źródło w delegacji jednego z krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego. Gospodarz Kremla mówił o tym na zamkniętym dla mediów posiedzeniu.

Putin – według dziennika – uniósł się, gdy mówił o Ukrainie. Miał powiedzieć zwracając się do prezydenta USA George W. Busha:

"Przecież rozumiesz, George, że Ukraina nie jest państwem! Czym jest Ukraina? Część jej terytorium – to Europa Wschodnia, a część, znaczna, została jej podarowana przez nas!". "Kommiersant" podkreśla, że "w tym miejscu niedwuznacznie dał do zrozumienia, że jeśli Ukraina jednak zostanie przyjęta do NATO, to państwo to przestanie istnieć".

Doniesienia, że Putin groził w Bukareszcie inwazją na Ukrainę potwierdził wówczas minister obrony narodowej Polski Bogdan Klich. Jego zdaniem, tego typu "groźby" nie powinny mieć miejsca w stosunkach międzynarodowych. – Prezydent Putin tak naprawdę groził rozpadem Ukrainy – zaznaczył Klich.

– Słuchałem w zdumieniu tego wystąpienia, w którym były takie tezy, których do tej pory nie słyszałem w wypowiedzi żadnego rosyjskiego polityka i był to powrót do koncepcji tymczasowości państwowości ukraińskiej – relacjonował Klich. – Prezydent Putin przedstawił taką tezę, że 17 milionów Ukraińców, to tak naprawdę nie Ukraińcy tylko Rosjanie – dodał.

W tydzień po szczycie NATO w kwietniu 2008 r. szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow zapewniał, że Putin nie czynił zamachu na suwerenność Ukrainy podczas szczytu NATO w Bukareszcie.

Wyjaśnienia te Ławrow składał po rozmowach z ukraińskim ministrem spraw zagranicznych Wołodymyrem Ohryzką, który przebywał z roboczą wizytą w Moskwie. Wcześniej ukraińskie MSZ zażądało od Moskwy wyjaśnień w sprawie, jak to określiło, "ostatnich wypowiedzi przywódców Rosji na temat Ukrainy".

W marcu tego roku lider lojalnej wobec Kremla nacjonalistycznej Liberalno–Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) Władimir Żyrinowski z trybuny Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, zaproponował Polsce, Węgrom i Rumunii, by włączyły się do rozbioru Ukrainy.

Lider LDPR jest znany z kontrowersyjnych, nacjonalistycznych i wielkomocarstwowych wystąpień. Uważany jest za polityka bardzo dobrze wyczuwającego nastroje panujące na Kremlu, niektórzy analitycy uważają, że często mówi to, czego z różnych powodów powiedzieć nie może lub nie chce Kreml.

Według Żyrinowskiego "nadszedł czas, by nie tylko rosyjskie ziemie wróciły pod rosyjską flagę".

– Ziemie zachodniej Ukrainy w czasach reżimu stalinowskiego słusznie zostały przyłączone do Związku Radzieckiego. Chodziło o to, aby powstrzymać niemieckie armie jak najdalej (od granic ZSRR). Ale to nie były rosyjskie ziemie; to nie były ukraińskie ziemie – oświadczył.

– Teraz nadszedł czas, by zwrócić (te ziemie)". "Są to trzy kraje NATO – Rumunia, Węgry i Polska. Chodzi zwłaszcza o Polskę. W jej wypadku mowa jest o pięciu wschodnich obwodach. Zniknie wówczas pojęcie zachodnioukraińskiego nazizmu, faszyzmu i rasizmu. Niech Polacy się tym zajmują. I Węgrzy, i Rumuni – powiedział.

Tego dnia Duma Państwowa dyskutowała nad uchwałą izby "O sytuacji na Krymie", w której z zadowoleniem odniosła się do wyrażonej w referendum przez mieszkańców tego ukraińskiego półwyspu woli przyłączenia się do Federacji Rosyjskiej.

Prowadzący obrady przewodniczący Dumy Państwowej Siergiej Naryszkin, jeden z najbardziej zaufanych współpracowników prezydenta Władimira Putina, w żaden sposób nie zareagował na wystąpienie Żyrinowskiego.

Dwa dni później Duma Państwowa ratyfikowała traktat o przyjęciu Republiki Krymu do Federacji Rosyjskiej.

Źródło: PAP

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy