- Muszą pakować walizki, spokojnie, ale muszą wyjechać - mówił podczas wiecu w mieście Vicenza na północy Włoch Salvini, lider prawicowej Ligi, krytykującej od dawna dotychczasową politykę migracyjną władz w Rzymie jako zbyt pobłażliwą.

 

Organizacja pozarządowe, patrolujące Morze Śródziemne i zabierające migrantów na pokłady swych statków Salvini nazwał "wiceprzemytnikami" ludzi.

 

- Pracujemy nad kwestią organizacji pozarządowych, a ja mam swoje pomysły. Pewne jest to, że państwa muszą znowu postępować jak na państwa przystało, a żaden wiceprzemytnik nie może zawinąć do naszego portu - oświadczył Salvini.

 

- Jeśli ktoś ucieka przed wojną, będzie przyjęty, ale inni nie mogą wyruszać; a jeśli przybywają, to nie mogą pozostać we Włoszech - mówił. Zapewnił odnosząc się do fali migracyjnej: "Jeśli powróci u nas alarm, mam jasną koncepcję, jak przedstawić tę kwestię uwadze opinii światowej".

  

Zapowiedział, że w niedzielę uda się na Sycylię. - To nasza granica - dodał. Szef MSW ma być w porcie Pozzallo, do którego zawijają statki z migrantami zabranymi z łodzi i pontonów.

 

Salvini wyjaśnił też: "Chcę wzmocnić porozumienia z krajami, z których przybywają tysiące zdesperowanych ludzi; dla dobra naszego i ich". - Nie możemy pozwolić sobie na to, aby utrzymywać dalej setki tysięcy ludzi we Włoszech - zaznaczył.

 

W kampanii wyborczej i po wyborach z 4 marca Salvini wielokrotnie mówił, że należy odesłać do krajów pochodzenia pół miliona nielegalnych imigrantów.