Terlikowska: Zawstydzacie nas swoją piękną miłością

Małgorzata Terlikowska 13-11-2016, 07:58
Artykuł
Telewizja Republika

Odpowiedzią na czarne protesty są mocne świadectwa osób, które wychowują chore czy niepełnosprawne dzieci.

Jest ich coraz więcej. Odważnie opowiadają o swoim życiu. Nie ma w nich lęku, ani wstydu. Bo i nie ma się czego wstydzić, choć świat próbuje ich zawstydzać na każdym kroku. Po co im to było? Dlaczego nie zgodzili się na aborcję, skoro była taka możliwość? Dlaczego odmówili badań prenatalnych? Kobietom, które wychowują chore czy niepełnosprawne dzieci, zadaje się takie pytania. Często obwinia się je za podjecie decyzji o urodzeniu dziecka. Wpędza się je w poczucie winy, jakby mało miały innych zmartwień. Zamiast pomocnej dłoni dostają mało pomocne słowa. Słowa, które chwilami mogą wręcz zabić, a na pewno bardzo głęboko ranią.

Oni się jednak nie dają, bo tym, czym się kierują, jest miłość. Prawdziwa miłość rodzica do dziecka, tym większa, bo ich dziecko wymaga znacznie większej troski, większej pomocy, większego zaangażowania niż dziecko zdrowe. Ostatnie tygodnie przyniosły kilka mocnych świadectw pokazujących, jak miałka jest retoryka czarnych protestów. I to świadectw osób z tak zwanego świecznika – polityków, dziennikarzy, artystów.

Oto bowiem rodzice chorych dzieci pokazali swoje twarze, publicznie powiedzieli, jaki dźwigają ciężar, publicznie przyznali, że nie jest łatwo, że ciągle się z czymś zmagają, ale nie potrafią swojego dziecka nie kochać. Z mównicy sejmowej głośnio mówiła o tym poseł Anna Milczanowska: „Jestem matką dziecka z zespołem Downa. Chciałam państwa zapewnić, że to nie jest cierpienie, że to nie jest krzyż, jak słyszałam wczoraj. To jest miłość”. Dołączył się do niej minister Patryk Jaki, który także ma syna z zespołem Downa: „Jesteśmy z żoną bardzo szczęśliwi. Są osoby, które uważają, że wychowanie dziecka niepełnosprawnego to obniżenie jakości życia. Ja tak nie uważam. Być może nie możemy wydać tyle pieniędzy, ile wydalibyśmy kiedyś na kino czy inne zabawy, ponieważ wydajemy je na rehabilitację dziecka”. Swoją historię opowiedziała była posłanka SLD Aleksandra Jakubowska: „Piotr ma 34 lata, 186 cm i do końca naszego życia będzie mieszkał z nami, bo jest niepełnosprawny intelektualnie. Uraz okołoporodowy, ale wtedy o tym nie wiedzieliśmy”.

W ciągu ostatniego miesiąca spotkałam bardzo wiele mam i ojców dzieci niepełnosprawnych. Zderzających się z systemem, zmęczonych biurokracją, liczących każdy grosz. Ale to, co było charakterystyczne, to fakt, że ludzie ci nie użalali się nad własnym losem, potrafili pogodzić się z trudną sytuacją i wyprowadzić z niej dobro. Bo, paradoksalnie, obecność chorego dziecka w rodzinie to także dobro, które trudno jednak zrozumieć tym, którzy nie patrzą na tę sytuację z Bożej perspektywy. W tym chorym dziecku widzą oni nie „kalekę”, która ciąży im niczym kula u nogi, a Boży dar, któremu winni są opiekę.

Często nam, rodzicom zdrowych dzieci, zarzuca się, że my nic nie wiemy, że nie mamy prawa się wypowiadać, ani komentować. Tym razem mówią ci, których sprawa bezpośrednio dotyczy, którzy na co dzień zmagają się z chorobą najukochańszej osoby. Którzy sami najlepiej wiedzą, ile potrzeba sił, pieniędzy i czasu, by zaspokoić choćby podstawowe potrzeby swojego dziecka. Jest jednak coś, co daje im siłę. Tym jest miłość. I choć zwolennicy aborcji wielokrotnie powtarzają, że przecież sama miłość to za mało, miłością dziecka się nie wyleczy, ani nie nakarmi, to zapominają, że miłość determinuje do działania, że miłość mnoży siły, kiedy tych zaczyna brakować.

Dlatego dziękuję Wam wszystkich za te mocne i piękne świadectwa. Oraz za lekcję prawdziwej miłości. Miłości ofiarnej, miłości ponad wszystko. Miłości, którą zawstydzacie nas na każdym kroku.  

Źródło: Telewizja Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy