Syryjscy ekstremiści przeniosą swój dżihad do Europy?

Artykuł
flickr/FreedomHouse/CC BY 2.0

Wywiad USA ostrzega, że pochodzący z Zachodu bojownicy są szkoleni w Syrii jako terroryści, by móc zaatakować USA. Francja obawia się powrotu do kraju młodych ludzi, którzy udali się na wojnę w Syrii. W. Brytania w ogóle nie zezwala takim ochotnikom na powrót.

Wywiady krajów europejskich oceniają, że na wojnę w Syrii wyjechało z Europy Zachodniej około 2 tys. osób, zastrzegając, że dane te są zapewne zaniżone. Niektórzy z tych ochotników wracają. Do Wielkiej Brytanii z syryjskiego frontu przyjechało z powrotem około 50 osób, do Francji blisko 80. To oni najbardziej martwią służby wywiadowcze i antyterrorystów.

Szef wydziału Scotland Yardu zajmującego się walką z terroryzmem Richard Walton powiedział ostatnio, że jest "niemal nieuniknione", iż zahartowani w bitwach i przeszkoleni przez islamskich radykałów dżihadyści wrócą do Europy po to, by organizować tu zamachy terrorystyczne - podaje czwartkowy "Washington Post".

W środę koordynator służb wywiadowczych USA James Clapper powiedział przed komisją Senatu USA ds. wywiadu, że działający w Syrii Front al-Nusra chce zaatakować USA. Ugrupowanie to, tak jak inne powiązane z Al-Kaidą organizacje, tworzy obozy szkoleniowe, w których przygotowuje przybyłych do Syrii cudzoziemców do tego, by wrócili do swych krajów i organizowali tam zamachy terrorystyczne.

Minister spraw wewnętrznych Francji Manuel Valls powiedział w połowie stycznia, że na wojnę w Syrii udało się z Francji około 700 osób. Większość z nich ma od 18 do 28 lat; są rekrutowani przez media społecznościowe.

70-80 osób wróciło z syryjskiego frontu do Francji. – Musimy ich odszukać, ustalić ich tożsamość (...), a to będzie trudne – powiedział w rozmowie z "Le Figaro" anonimowy przedstawiciel francuskiego wywiadu. Valls oświadczył w połowie stycznia, że powracający do Francji dżihadyści "to największe zagrożenie dla kraju w nadchodzących latach".

Według francuskich służb specjalnych radykalne ugrupowania islamistyczne walczące w Syrii zbudowały prawdziwą "machinę rekrutacyjną" – podaje "Le Figaro".

– Mamy teraz do czynienia z rekrutacją na masową skalę, która nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądał nabór do Bośni czy Afganistanu, który zaciągał kilkadziesiąt osób rocznie. Dziś to jest fabryka rekrutacyjna (...), bardzo dobrze zorganizowana i świetnie finansowana – wyjaśnia rozmówca "Figaro".

Wśród Europejczyków walczących w Syrii najwięcej jest Francuzów, Belgów i Niemców - podaje francuski dziennik. Według "Washington Post" samych Brytyjczyków jest w Syrii kilkuset.

– Najwięcej bojowników z Europy zdają się przyciągać dwa radykalne ugrupowania, najbliżej powiązane z Al-Kaidą: Front al-Nusra i Islamskie Państwo Iraku i Lewantu – poinformował Waszyngtoński Instytut ds. Polityki Bliskowschodniej.

Telewizja CBS podaje na swych stronach internetowych, powołując się na brytyjski instytut badający zjawisko religijnej i politycznej radykalizacji muzułmanów (ICSR), że większość europejskich ochotników nie dołącza w Syrii do umiarkowanej, wspieranej przez Zachód opozycji, lecz do ekstremistów.

– To najbardziej mobilizująca islamistów i dżihadystów wojna od 10 czy 20 lat (...). Z Europy rekrutuje się teraz więcej ludzi niż podczas wszelkich zagranicznych konfliktów łącznie, które zdarzyły się w ostatnich 20 latach – powiedział w rozmowie z CBS szef ICSR Peter Neumann, powołując się na ustalenia wywiadu.

Perspektywy, że na Zachód wrócą przeszkoleni przez związane z Al-Kaidą organizacje terroryści, gotowi czekać na sposobną chwilę, by przypuścić atak, "budzą powszechny niepokój wśród służb wywiadowczych w stolicach Europy i w Waszyngtonie" – pisze "WP".

– Ale Europa jest bliżej i jest też łatwiejszym celem – dodaje CBS i podkreśla, że liczba ochotników udających się do Syrii szybko rośnie.

– Widzimy to codziennie. Setki ludzi jadą do Syrii i jeśli tam nie zginą, to stają się ekstremistami – powiedział w rozmowie z londyńskim "Evening Standard" Walton.

Ekspert z ICRS Shiraz Maher ostrzega, że nawet ci ochotnicy, którzy na front w Syrii udali się "z nudów" i nie są zwolennikami Al-Kaidy, mają duże szanse na to, że staną się ofiarami religijnej "indoktrynacji, połączonej z agresywną antyzachodnią ideologią".

Szef brytyjskiej dyplomacji William Hague powiedział w BBC, że Brytyjczycy nie powinni udawać się do Syrii, a ci, którzy pojechali tam, by walczyć, nie muszą "zawracać sobie głowy" powrotem do kraju, jeśli chcą uniknąć śledztwa i zarzutów o terroryzm.

– Wojna w Syrii przyciąga nie tylko Europejczyków arabskiego pochodzenia; wielu ochotników to młodzi ludzie nawróceni nagle na islam, którzy tak naprawdę na temat tej religii myślą "piramidalne głupoty, nie mówią po arabsku i nie czytali Koranu – wyjaśnia w rozmowie z "Figaro" były szef wywiadu Dyrekcji Generalnej Bezpieczeństwa Zewnętrznego (francuska agencja wywiadu wojskowego) Alain Chouet.

Profil tych europejskich dżihadystów powinien być badany przez psychiatrów. – Są to samozwańczy muzułmanie, rekrutowani przez imamów wahabitów (...) szukający romantycznej, zewnętrznej wojny i walki z opresją – dodaje Chouet.

Tacy samozwańczy radykałowie są "koszmarem służb antyterrorystycznych", bo wywodzą się ze środowisk, które trudno podejrzewać o islamistyczne zacięcie. Czasem, nawet jeśli są to młodzi europejscy muzułmanie, są to ludzie znakomicie zasymilowani ze swym otoczeniem. Nie muszą też być bezrobotnymi nieudacznikami – pisze "WP", przytaczając przykłady wielu Brytyjczyków, którzy zostawiają za sobą "bezpieczną i wygodną egzystencję".

"New York Times" przytacza jednak wypowiedź byłego żołnierza holenderskiej armii, który ruszył na wojnę w Syrii, a teraz zapewnia swych krajan, że ani on, ani inni bojownicy nie mają zamiaru wracać do Europy jako terroryści. Choć przyznaje, że walczy o powstanie państwa islamskiego w regionie.

Źródło: pap

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy