Środowe koszenie: Nie taki Tusk straszny jak go malują?

Mateusz Kosiński 19-04-2017, 17:20
Artykuł
Mateusz Kosiński

Dzisiejszy przyjazd Donalda Tuska wywołał u mnie pusty śmiech. Nazwisko Tuska było w ostatnich miesiącach odmieniane przez wszystkie przypadki, a wizja powrotu „niezwyciężonego Donalda”, który odbędzie się tuż przed wyborami prezydenckimi, miała wywoływać blady strach na obozie rządowym.

Tymczasem dzisiejszy przyjazd do Warszawy na białym koniu w Pendolino, wyszedł po prostu żenująco.

Tusk jawił się jako polityk znajdujący się w politycznej Lidze Mistrzów. Facet, który był silnym graczem jeszcze w Polsce, politykiem teflonowym, z niezwykłym wyczuciem tego, co mówią słupki sondażowe, po dwóch latach przebywania na politycznych salonach, miał stać się kimś, kto klasą i wyczuciem smaku zje nieudolnych liderów opozycji. Bez popijania. Tymczasem dzisiejszy przyjazd wyglądał dużo gorzej niż PRL-owskie kabarety w stylu powitania Kim Ir Sena czy Breżniewa. Nie mówiąc już o zapowiedziach, w których porównywano przyjazd Tuska do przyjazdu Piłsudskiego w 1918 r… Piłsudskiego witał książę Zdzisław Lubomirski i skromne grono oficerów POW, Tuska – Ewa Kopacz, Stefan Niesiołowski, skompromitowany Kijowski i tłum fanatyków KOD-u. Jaki gość, taki komitet powitalny…

Właśnie w kwestii tego KOD-u… Osobiście nie lubię się znęcać nad tą formacją. Na liderach, wierchuszce – jak najbardziej, ale przeciętny zwolennik KOD-u nie budzi u mnie wielkiej nienawiści. Każdy ma prawo do swoich poglądów, kto chce niech maszeruje sobie do woli, byle ulice były jako tako przejezdne. Podobnie nie boli mnie już hiperinflacja znaczenia pewnych ważnych pojęć, chyba przyzwyczaiłem się do tego, że nieważne co będą robić przeciwnicy opozycji – będzie to łamaniem demokracji, faszyzmem, dyktaturą. Trudno, można i w ten sposób prowadzić „walkę polityczną”.

Jednak ludzie, którzy witali dzisiaj Tuska, to taka forpoczta KOD-u. Najbardziej fanatyczni, dostępni zawsze, na każde zawołanie. Krzykliwi, widoczni regularnie, przy różnych okazjach i w różnych częściach stolicy. W poniedziałek bronimy konstytucji, we wtorek gotujemy z Makłowiczem, w środę tańczymy z Caracalem na głowie, w czwartek protestuję pod domem dyktatora, w piątek bronię macicy. Do tego od trzech miesięcy prowadzimy strajk głodowy, mimo że nie chudniemy wcale. Dla normalnego przechodnia – takie nieco niegroźne świry. Najlepszym przykładem członka forpoczty KOD-u jest kobieta, która dzisiaj z wpinek KOD-u zrobiła sobie coś na kształt hełmu lub kominiarki… Istne wariactwo. Nie twierdzę – wszędzie są wariaci, w każdej opcji politycznej, ale w forpoczcie trudno szukać normalnego…

I ten światowiec Tusk, ten nad-polityk, na tym białym koniu w Pendolino, przyjeżdża do Warszawy, w zasadzie robi największy, polityczny pokaz swojej siły po wyjeździe do Brukseli, i co? Wita go Ewa Kopacz, Niesiołowski, alimenciarz i kilkuset odrzucających fanatyków.

Panie, wstąpiłeś Pan w tłum wariatów, a na koniec poprowadziłeś ich na spacer po Warszawie. Dla mnie dzisiaj nie haratasz w Lidze Mistrzów, a na kartofliskach. Jako osoba, która raczej sympatyzuje z rządem, a nie z opozycją, drżę doprawdy przed tą krucjatą.

Źródło: Własne

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy