Sosnowski: Kara za bluźnierstwo musi być! A dobro nie jest właściwością bierną.

Adam Sosnowski 21-02-2017, 17:52
Artykuł

Jeżeli dobro ma zwyciężyć, należy się aktywnie do tego przyczynić. I muszą to zrobić ci, dla których słowa Chrystusa są wartością – nikt nas tutaj nie wyręczy. Zło trzeba nazwać złem, piętnować i karać, gdyż jest ono – jak mówił św. Augustyn – brakiem dobra, a nie właściwością istniejącą niezależnie i samą dla siebie - pisze Adam Sosnowski z miesięcznika "Wpis".

Między Izraelitami znajdował się syn pewnej Izraelitki i Egipcjanina. Syn Izraelitki pokłócił się z pewnym Izraelitą w obozie. Syn Izraelitki zbluźnił przeciwko Imieniu i przeklął je. Przyprowadzono go do Mojżesza. (...) Umieszczono go pod strażą, dopóki sprawa nie będzie rozstrzygnięta przez usta Pana. Wtedy Pan powiedział do Mojżesza: „Każ wyprowadzić bluźniercę poza obóz. Wszyscy, którzy go słyszeli, położą ręce na jego głowie. Cała społeczność ukamienuje go. Potem powiesz Izraelitom: Ktokolwiek przeklina Boga swego, będzie za to odpowiadał. Ktokolwiek bluźni imieniu Pana, będzie ukarany śmiercią. Cała społeczność ukamienuje go. Zarówno tubylec, jak i przybysz będzie ukarany śmiercią za bluźnierstwo przeciwko Imieniu”.

Księga Kapłańska 24, 10-16

 

W czasach Starego Testamentu i Mojżesza sprawa była jasna – karą za bluźnierstwo była śmierć. Wraz z przyjściem Jezusa na świat i zawarciem Nowego Przymierza wiele praw zostało zaktualizowanych, inne porzucono, pojawiły się nowe, a naukę Swoją Chrystus streścił jednym zdaniem: będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem oraz będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.

I choć te słowa wydają się tak proste, jednak nikt wcześniej ich tak nie formułował. I choć proste, wcale niełatwo według nich żyć.

Dzisiaj ponownie przekonaliśmy się, jak trudno zastosować się w naszych czasach do tej Chrystusowej reguły, kiedy przeczytałem doniesienia o plugastwie wystawionym w warszawskim Teatrze Powszechnym. Obraziło to bowiem mnie jako chrześcijanina, gdyż obraziło to, co dla mnie najdroższe i najważniejsze. W pierwszej reakcji chciałem – nie ma tu co ukrywać – pojechać do Warszawy, by dać po pysku „twórcom” oraz aktorom tej sztuki. Jak ważą się w ten sposób zbezcześcić Krzyż?! Jak śmią w taki sposób traktować św. Jana Pawła II, którego dotychczas szanowali nawet ateiści? Zagotowałem się ze wzburzenia, ale to chyba naturalny odruch. W końcu – toutes proportions gardées – św. Piotr w chwili pojmania Pana też w napływie złości odciął ucho słudze arcykapłana.

Po chwili namysłu, szklance wody i uspokojeniu oddechu stwierdziłem jednak, że byłaby to tylko zemsta. Nie dość, że dla niej nie ma miejsca w chrześcijaństwie, to jeszcze niewiele by ona dała. Warszawski „spektakl” jest bowiem nie tylko bluźnierstwem i ohydztwem, ale również prowokacją. Oni wprost czekają na to, aby ktoś ich zaatakował, najlepiej fizycznie, by mogli się potem wykreować na ofiarę polskiego faszyzmu i fanatyzmu religijnego.

Kiedy dalej myślałem o tym spektaklu oraz uczestniczących w nim aktorach, przyszedł mi na myśl fragment Pisma Świętego, od którego zacząłem ten tekst. Dlaczego? Czy uważam, że karą za bluźnierstwo powinna być śmierć? Nie. Pismo Święte należy czytać całościowo, ze zrozumieniem odnośników wewnątrz samej Biblii, a także czynników zewnętrznych. W przeciwnym razie w tak obszernym dziele można by znaleźć zdanie na potwierdzenie każdej tezy.

Tym niemniej chciałem tu zwrócić uwagę na problem bluźnierstwa oraz odpowiedniej kary za nie. Bo właśnie z owych kilku zdań Księgi Kapłańskiej wynika całkiem jasno: za bluźnierstwo należy się kara. A to oznacza, że chrześcijanie powinni natychmiast reagować, jeżeli publicznie krzyżem wyciera się czyjeś krocze albo uprawia seks oralny figurą św. Jana Pawła II. To nie jest sztuka nawet w przybliżeniu. To w gruncie rzeczy wielka pogarda dla sztuki. To celowe obrażanie uczuć największej grupy religijnej świata - chrześcijan. To szyderstwo i zniesławienie. To ohyda.

Episkopat w krótkim komunikacie stwierdził dzisiaj, że na to nie może być zgody, a naszą odpowiedzią powinna być modlitwa oraz własny, dobry przykład w myśl słów bł. ks. Jerzego Popiełuszki: zło dobrem zwyciężaj.

Podpisać się pod tym należy obiema rękami. Odpowiedzią chrześcijanina zawsze powinna być modlitwa, gdyż ona oznacza rozmowę z Bogiem, a nikt niczego lepszego niż Bóg nie wymyśli. Papież Jan XXIII w swym słynnym Dzienniku Duszy pisał, że codziennie się modlił przynajmniej przez godzinę, chyba, że akurat był bardzo zajęty i nie miał czasu – wtedy modlił się przez dwie godziny.

 


 

Ale czy postawa według sentencji „zło dobrem zwyciężaj” oznacza, że mamy się poddać siłom złego, rozłożyć bezradnie ręce, wrócić do naszych rodzin i tam, w zaciszu własnego domostwa, wieść życie dobrego, skromnego chrześcijanina? Nie wydaje mi się. Choć życie rodzinne jest fundamentem dla każdego chrześcijanina, to jednak zbyt często w dyskusjach na temat chrześcijaństwa i postawy wyznawców Chrystusa zakłada się, że dobro jest właściwością bierną. A przecież nie taki przykład dał nam Chrystus, który aktywnie żył pośród całego ludu, pouczał, nauczał i karał. Także karał. Nie taki przykład dał współcześnie ks. Jerzy poprzez Msze św. za Ojczyznę. Jakże to jaskrawy kontrast wobec wybryków warszawskich ohydnych efekciarzy z Teatru Powszechnego... Z jednej strony męstwo, z drugiej – tchórzostwo.

Jeżeli dobro ma zwyciężyć, należy się aktywnie do tego przyczynić. I muszą to zrobić ci, dla których słowa Chrystusa są wartością – nikt nas tutaj nie wyręczy. Zło trzeba nazwać złem, piętnować i karać, gdyż jest ono – jak mówił św. Augustyn – brakiem dobra, a nie właściwością istniejącą niezależnie i samą dla siebie. Zachęca nas do tego także Chrystus, gdy mówi:

Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków, oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. (Mt 18, 15-17) A więc godzien surowej kary.

Kara bowiem ma sens i może być oznaką miłości wobec mojego bliźniego. Ojciec karzący swe dziecko nie jest sadystą, ale zatroskanym o przyszłość swej pociechy rodzicem. Rozsądna kara jest wynikiem jego miłości oraz znakiem jego autorytetu. Równocześnie jednak kara i autorytet są słowami dzisiaj bardzo niemodnymi, szczególnie w wychowaniu dzieci, jakby zakazanymi. Efektem tego są pozbawione jakichkolwiek granic moralnych i estetycznych jednostki jak owe niemiłe zgrywusy z Teatru Powszechnego.

Odpowiedzią na ich bezbożne popisy powinna być zatem kara, ale nie tylko w wymiarze kodeksu karnego – choć to też! – ale również solidarnej postawy chrześcijan, którzy przecież dalej są najbardziej wpływową grupą w całym kraju. Człowiek poważnie traktujący swoją wiarę nie powinien już więcej do tego teatru zajrzeć. Nie powinien głosować na polityków, którzy tego typu „spektakle” finansują. Nie powinien oglądać innych sztuk z tymi aktorami. Powinien namawiać do tego innych, uświadomić swoich bliskich i bliźnich, że na tej scenie dzieje się zło. I zresztą nie tylko na tej scenie. „Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie! Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 21-22). Namawiał do tego już św. Paweł.

 Adam Sosnowski

Autor jest redaktorem prowadzącym miesięcznika „Wpis”.

wpis_22017_okladka_150dpi_670

Źródło: Miesięcznik "Wpis"

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy