Reporter TV Republika zaatakowany na Marszu Niepodległości. "Przerwałem relację. Po ludzku się bałem"

Bartłomiej Graczak, ap 12-11-2014, 12:35
Artykuł
Twitter@bgraczak

Non stop wybuchały petardy, miałem wrażenie, że tuż gdzieś obok mnie. Przeleciało mi coś kilkanaście centymetrów nad głową. Przerwałem relację w trakcie, pierwszy raz w życiu! Po ludzku się bałem, mówiąc do kamery nogi miałem z waty.

Zanim wszedłem na wieżyczkę na Moście Poniatowskiego zajrzałem do ogródka Muzeum Wojska Polskiego. Dziesiątki rodzin z dziećmi, kolorowe balony i pańska skórka. Wystawiony sprzęt wojskowy, żołnierze obecnej armii i rekonstruktorzy. Sielska atmosfera. Z pubu Wieżyca docierał zapach grilla. Pod parasolami niektórzy piją piwo. Zauważyłem też grupę kibiców, którzy w Wieżycy postanowili napić się wódki.

Na wieżyczkę Mostu wszedłem przed godziną 15. O 15:10 zacząłem dostrzegać marsz. O 15:30 zauważyłem bójkę między jakimiś dziwnymi ludźmi, a Strażą Marszu. Mam wrażenie, że po prostu spokojnie podeszli między czoło marszu, a czekających przy zejściu na stację PKP Powiśle członków Straży Marszu. Nagle Ci zamaskowani ludzie zaczęli bić Straż Marszu! Straż Marszu, podkreślam. Później rozmawiałem z motocyklistą z Rajdu Katyńskiego, który był wówczas na czele pochodu, był święcie przekonany, że słyszał bluzgi w kierunku narodowców. Mówił mi, że to antifa. Straż Marszu zainterweniowała wzorowo. Policji tu nie było, wybiegła dopiero po chwili z uliczki, poleciały racę, ale i tam Straż Marszu załagodziła sytuację. Oprócz huku wybuchających petard nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi. Aż do 15:45. Stanąłem przy kamerze, operator zapalił lampkę, chwyciłem mikrofon i.. zaczęło się.

Tłum na dole zaczął skandować „Jeb**, jeb** TVN!”. Zdaje się, że moje okrzyki w kierunku tłumu, że jestem z Republiki, gesty jednoznaczne z tym, że się mylą, nie poskutkowały. Część z tych okrzyków weszła chyba na antenę, mogłem użyć wulgarnego słowa. Jeśli tak, przepraszam! Emocje.

Gdy rozpocząłem relację na antenie w naszym kierunku (2 operatorów, 2 koleżanki z produkcji i ja, a także 2-3 operatorów Polsatu, bez reportera) poleciały race, butelki i Bóg wie co jeszcze. Non stop wybuchały petardy, miałem wrażenie, że tuż gdzieś obok mnie. Przeleciało mi coś kilkanaście centymetrów nad głową. Przerwałem relację w trakcie, pierwszy raz w życiu! Po ludzku się bałem, mówiąc do kamery nogi miałem z waty.

Wszyscy, jak jeden mąż schowaliśmy się do środka wieżyczki. Jedyną szkodą była pęknięta walizka ekipy z Polsatu. Jeszcze wszedłem na antenę, najpierw telefonicznie, a następnie, gdy sytuacja się uspokoiła, około godziny 16:40, gdy ostatni ludzie przechodzili obok nas. A tłum przechodził obok nas przez 1 h i 20 minut. Imponujący, wielotysięczny tłum przetaczał się przez centrum Warszawy. Zaczęliśmy pakować sprzęt i jadąc dosyć okrężną drogą dotarliśmy na Rondo Waszyngtona. W szeregi naszej ekipy wkradły się… nerwy.

Krajobraz, jak po wojnie. Tak od razu pomyślałem, gdy przetransportowaliśmy się w okolice Stadionu Narodowego. Kostki brukowe, pałki, race, naboje od broni gładkolufowej. Sceny, których nie byłem świadkiem, a które trafią pewnie rano na czołówki gazet rozegrały się podczas naszego przejazdu wozem. Podbiegłem z kamerą i operatorem do dwóch polewaczek, tam policja wciąż nacierała na grupę manifestantów, lała ich wodą. W kierunku policji, ale też wielu dziennikarzy, fotoreporterów i gapiów leciały kamienie. Operator dostał w nogę, ale nawet nie przerwał pracy. To był jego żywioł, kilka razy był na Majdanie, a później w strefie ATO. Co tam dla niego Marsz Niepodległości.

 

Źródło:

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy