Oto wszystkie FAKTY dot. katastrofy smoleńskiej. KONIECZNIE PRZECZYTAJ i nie daj się MANIPULOWAĆ !

Grzegorz Wierzchołowski 09-04-2017, 08:01
Artykuł

Grzegorz Wierzchołowski w nowej "Gazecie Polskiej" postanowił zebrać wszystkie FAKTY dot. katastrofy smoleńskiej i wszystkiego tego, co przyczyniło się do niej. Lektura obowiązkowa dla WSZYSTKICH.

PRZED KATASTROFĄ

9 kwietnia 2009 r.
MON podpisuje umowę dotyczącą remontu dwóch Tu-154. Przetarg wart jest ponad 69 mln zł, wygrywa go konsorcjum firm MAW Telecom i Polit Elektronik. Ta druga nie jest nawet zarejestrowana w KRS. Resort odrzuca ofertę poważnych kontrkandydatów, wśród nich Metalexportu-S i Bumaru. Właścicielem zakładów w Samarze, do których konsorcjum kieruje tupolewa, jest Oleg Deripaska. Był on przesłuchiwany przez zachodnich prokuratorów w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy i kontakty z mafią. Z kolei silniki tupolewów remontowane są w zakładach kontrolowanych przez Siergieja Czemiezowa, byłego agenta KGB, który od 1983 r. do 1988 r. pracował „pod przykrywką” w Dreźnie, mieszkając po sąsiedzku z Władimirem Putinem. Przy naprawie silników nie był obecny żaden przedstawiciel polskich służb.

1 września 2009 r.
W Sopocie spotykają się premierzy Polski i Rosji, Donald Tusk i Władimir Putin. Niespodziewanie udają się na półgodzinną rozmowę w cztery oczy na słynne sopockie molo (choć oficjalny plan przewidywał spotkanie w hotelu Sheraton). O czym dyskutowano? Notatek z tej rozmowy nie sporządzono, o jej treści nie została poinformowana ani opinia publiczna, ani prezydent Lech Kaczyński. Wkrótce Donald Tusk, murowany faworyt zbliżających się wyborów prezydenckich, rezygnuje nagle z kandydowania na wymarzone stanowisko. Tłumaczy to zamiarem utrzymania władzy premiera i niewielkimi uprawnieniami prezydenta. 31 marca 2010 r. Zyta Gilowska, komentując decyzję lidera PO, stwierdziła: „Taka wolta, na dokładkę niezbyt serio objaśniana żyrandolami, ma skrywany komponent, jakąś tajemnicę”.

23 grudnia 2009 r.
Z Rosji po remoncie wraca Tu-154M 101. Tego samego dnia szofer znajduje ciało Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego w Kancelarii Premiera. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty, także tajne. Ostatnią osobą, z którą Michniewicz rozmawiał w cztery oczy, był szef KP Tomasz Arabski. Fragment akt prokuratury: „Michniewicz 23 grudnia 2009 r. planował pojechać [...], aby z żoną i jej rodziną spędzić święta. Wszystkie jego zachowania podejmowane w ostatnich dniach, ale także i godzinach życia, wskazywały, iż plan ten chce wypełnić. Wskazuje na to sporządzony przez niego wniosek urlopowy, zakup prezentów czy też podejmowane jeszcze późnym wieczorem 22 grudnia przygotowania do wyjazdu. Niewątpliwie więc decyzja o popełnieniu samobójstwa podjęta została nagle pod wpływem impulsu”.

14 lutego 2010 r.
Do pracy w MSZ zostaje przywrócony były oficer Agencji Wywiadu i UOP Tomasz Turowski. Od razu trafia do Ambasady RP w Moskwie. Turowskiemu zostaje powierzone zadanie przygotowania wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu. W latach 1976–1985 Turowski był w PRL agentem najbardziej elitarnej, zakonspirowanej komórki komunistycznego wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie. Z kolei 17 marca szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski udaje się do Moskwy. Spotyka się tam w restauracji „Dorian Gray” z wicepremierem Rosji Igorem Sieczinem, a potem w cztery oczy z Jurijem Uszakowem z kancelarii Putina. Arabski wyprasza ze spotkania Justynę G., tłumaczkę i pracowniczkę ambasady. Zabrania jej też opowiadać ambasadorowi RP o prowadzonych tam rozmowach.

5 kwietnia 2010 r.
Następuje przerwanie pracy serwerów MSZ. Praca resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego zostaje na wiele godzin sparaliżowana. Jak się okazuje, w najnowocześniejszym budynku MSZ, tzw. szpiegowcu, mieszczącym m.in. serwery z tajnymi danymi, doszło do przerwania zasilania zewnętrznego. „Jestem w MSZ od wielu lat, ale czegoś takiego nie pamiętam” – opowiada 6 kwietnia 2010 r. tygodnikowi „Polityka” jeden z dyplomatów. 7 kwietnia 2010 r. na stronach internetowych Rządowego Zespołu Reagowania na Incydenty Komputerowe (CERT.GOV.PL) pojawia się komunikat o możliwych atakach ukierunkowanych na pracowników instytucji administracji publicznej w Polsce. 9 kwietnia „gigantyczna” (jak informowała wówczas telewizja TVN) awaria teleinformatyczna paraliżuje pracę największego polskiego banku PKO BP.


KATASTROFA

- Lista pasażerów
Z Warszawy o godz. 7.27 wylatuje Tu-154M nr 101 z 96 osobami na pokładzie, wśród nich jest m.in. prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, szefowie IPN i NBP oraz parlamentarzyści. Minister obrony Bogdan Klich zezwolił na uczestnictwo w locie najwyższym dowódcom polskiej armii. Zapewnił jednocześnie na piśmie, że sam „też się tam wybiera”. Niedługo przed lotem zrezygnował jednak z uczestnictwa w delegacji. MON nie zapewnił generałom WP ochrony Żandarmerii Wojskowej – do Katynia nie poleciał ani jeden żołnierz ŻW, choć taka ochrona przysługiwała generałom ustawowo. Dzień przed wylotem do Smoleńska Rosjanie cofnęli zgodę na to, by funkcjonariusze BOR, którzy mieli zabezpieczać wizytę prezydenckiej delegacji na miejscu, mieli ze sobą broń.

- W cieniu FSB
W pierwszych dniach kwietnia 2010 r. prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zmienił naczelnika FSB w Smoleńsku. Został nim płk Oleg Konoplew, wcześniej zastępca szefa FSB w Twerze, skąd pochodzi także znany z wieży w Smoleńsku płk Nikołaj Krasnokucki. Rok po katastrofie smoleńskiej Konoplew został awansowany na generała-majora. Wkrótce po tym, jak Tu-154 z prezydentem Polski uległ katastrofie w Smoleńsku, na miejscu pojawili się liczni funkcjonariusze FSB. To właśnie oni w porozumieniu ze „szpakowatym polskim dyplomatą” odebrali kamerę operatorowi TVP Sławomirowi Wiśniewskiemu. Na zdjęciach z 10 kwietnia widać też oddziały specnazu wojsk wewnętrznych, znane z udziału w krwawych operacjach specjalnych na Kaukazie Północnym. W raporcie MAK zatajono fakt obecności specnazu na miejscu tragedii.

- Łączenie z generałem
Ze smoleńskimi kontrolerami cały czas łączył się z Moskwy gen. Władimir Benediktow, szef sztabu i zastępca dowódcy wojskowego lotnictwa transportowego (BTA). „Towarzyszu generale, podchodzi do trawersu, wszystko włączone” – meldował płk Nikołaj Krasnokucki tuż przed katastrofą. Pracownicy wieży wyraźnie unikali wypowiadania nazwiska generała. Osobą, dzięki której przypadkowo je poznaliśmy, jest telefonistka, musiała ona przekazać jego nazwisko kierownikowi lotów, bo Krasnokucki akurat wyszedł. Jako pilot-snajper oraz jako dowódca Benediktow brał udział aż w trzech wojnach, m.in. w Afganistanie. W Czeczenii dowodził krwawymi akcjami „antyterrorystycznymi” i powietrznymi operacjami specjalnymi. Po katastrofie smoleńskiej, 7 stycznia 2013 r., Benediktow został awansowany na dowódcę BTA.

- 60 tys. części
Piloci Tu-154 otrzymali przed lotem od Rosjan karty podejścia lotniska zawierające błędne dane. Załoga samolotu była też źle informowana o położeniu na kursie i ścieżce, gdy w rzeczywistości samolot był ponad ścieżką i zbaczał z kursu. Płk Krasnokucki, dowodzący na wieży, nakazał kontrolerowi, który sugerował odesłanie samolotu na lotnisko zapasowe, by polecił polskiej załodze zejście do 100 m. „Doprowadzamy do 100 m, 100 m i koniec rozmowy” – powiedział. Gdy samolot znajduje się na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią, zanika zasilanie głównego komputera pokładowego i rejestratorów lotu. Polski Tu-154M jest wówczas ok. 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem. Samolot, spadając z wysokości parunastu metrów, ulega całkowitemu rozpadowi. Maszyna zostaje rozbita na ok. 60 tys. części.

- Niszczenie dowodów
Rosjanie już następnego dnia po katastrofie demolują wrak, tnąc go piłami i wybijając szyby w oknach. Podczas tych czynności wciąż znajdowały się tam szczątki ofiar. Na miejscu katastrofy w ciągu kilku dni po tragedii dokonano wielu manipulacji. Najbardziej uderzające jest przesunięcie lewego statecznika samolotu o 50 m w kierunku centrum miejsca katastrofy. Poza statecznikiem miejsce położenia zmieniło przynajmniej siedem innych fragmentów samolotu. Rosyjscy wojskowi i milicjanci kilka godzin po tragedii wymieniają reflektory i żarówki w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego. Rosjanie od razu wykluczają zamach, ale ograniczają Polakom dostęp do wraku. Pojawiają się też fałszywe informacje dotyczące czasu tragedii oraz rzekomo czterokrotnych prób lądowania polskiej załogi.

- Zaginione skrzynki
Na miejscu katastrofy nie odnaleziono rejestratora K3-63, zapisującego ważne parametry, takie jak gwałtowne przeciążenia, w tym tzw. twarde lądowania. Był on opancerzony i miał kilkadziesiąt centymetrów długości – powinien przetrwać. W niewyjaśnionych okolicznościach w Smoleńsku zaginął też TCAS II – pokładowy system zapobiegający zderzeniom samolotów i przechowujący dane o operacjach maszyny. Oryginalne rejestratory FDR (zapisujący parametry lotu) i CVR (nagrywający rozmowy w kokpicie) od samego początku są w rękach Rosjan. Polacy otrzymali z Moskwy jedynie budzące wątpliwości kopie zapisów obu rejestratorów. Istnieje np. co najmniej pięć kopii zapisów rozmów z kokpitu, każda o innym czasie trwania. Rozbieżności dotyczą także odstępów między tymi samymi wypowiedziami na różnych kopiach.




PO KATASTROFIE

kwiecień 2010 r.
Wiceszefowie Agencji Wywiadu Piotr Juszczak i Marek Stępień podpisują się pod decyzją o przekazaniu FSB danych osobowych rosyjskiego informatora, który zgłosił się do polskiej ambasady, twierdząc, że ma informacje o zamachu w Smoleńsku. Nie wiadomo, co później stało się z tym świadkiem. W tym samym czasie rozpoczyna się nieformalna i nielegalna współpraca Służby Kontrwywiadu Wojskowego z FSB. Jej ukoronowaniem jest zgoda premiera Donalda Tuska na taką kooperację w 2011 r. W tym samym czasie kierowana przez gen. Janusza Noska SKW prowadzi działania operacyjne wobec Marka Pasionka, który jest jednym z prokuratorów badających sprawę katastrofy smoleńskiej. Powodem śledztwa przeciwko Pasionkowi są jego kontakty z przedstawicielami służb amerykańskich, których prosił o... pomoc w wyjaśnieniu tragedii.

6 maja 2010 r.
Komorowski nadaje 20 Rosjanom odznaczenia państwowe za „wybitne zasługi i zaangażowanie w działania podjęte przez stronę rosyjską po katastrofie polskiego samolotu specjalnego pod Smoleńskiem”. Wśród odznaczonych byli m.in. rosyjscy lekarze medycyny sądowej, milicjanci i strażacy. Były też przeprosiny. 8 czerwca 2010 r. rzecznik rządu Tuska Paweł Graś przepraszał Rosjan za wypowiedź dotycząca kradzieży kart kredytowych Andrzeja Przewoźnika na miejscu tragedii. Graś obarczył bowiem odpowiedzialnością za ten postępek funkcjonariuszy OMON (rosyjskie siły specjalne), gdy tymczasem kradzieży dopuścili się rosyjscy żołnierze. „Funkcjonariuszom OMON smoleńskiego obwodu chcę powiedzieć: przepraszam. To był zwykły błąd. Życzę wam wszystkiego dobrego i szczęścia” – mówił skruszony Graś po... rosyjsku.

19 maja 2010 r.
MAK ogłasza wstępny raport w sprawie katastrofy. Wyklucza zamach i awarię, a odpowiedzialnością za tragedię obarcza załogę Tu-154. To efekt całkowitej służalczości Donalda Tuska wobec Rosjan i wybrania konwencji chicagowskiej jako podstawy badania katastrofy. Tego samego dnia wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew i prorektor UW prof. Tadeusz Tomaszewski podpisują porozumienie o programie stypendialnym. O stypendia będą mogli się ubiegać studenci zajmujący się relacjami polsko-rosyjskimi w dziedzinie gospodarki i historii. „To, co dobre dla Gazpromu, jest dobre dla całego świata” – mówi Miedwiediew podczas wykładu dla polskich studentów. Kilka dni wcześniej, 12 maja, „Gazeta Polska” publikuje artykuł „To mogła być eksplozja”. Jak się okaże, nasze ustalenia były bliskie prawdy.

8 lipca 2010 r.
Powstaje smoleński zespół parlamentarny pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Jako eksperci zespołu funkcjonować będą m.in. prof. Wiesław Binienda, dr Kazimierz Nowaczyk, dr Grzegorz Szuladziński i dr Wacław Berczyński. Ponadto swoich opinii udzielali zespołowi m.in. Harvey Kushner, dr Michael Baden, kmdr Wiesław Chrzanowski, Glenn A. Jørgensen. W posiedzeniach zespołu brał udział także por. Artur Wosztyl, pilot samolotu Jak-40, oraz rodziny smoleńskie. W ciągu najbliższych lat, przy współudziale niezależnych uczonych, zespół wypracował najbardziej spójną jak dotąd wersję zdarzeń z 10 kwietnia 2010 r. Samolot, błędnie naprowadzany przez rosyjskich kontrolerów, uległ zniszczeniu w wyniku eksplozji, a urządzenia pokładowe przestały działać jeszcze nad ziemią – wynika z prac zespołu.

lipiec 2010 r.
Bronisław Komorowski sam przyznał sobie nagrodę w wysokości 22 tys. zł. – za „ciężką pracę po katastrofie smoleńskiej”. To nie koniec zaszczytów. 11 listopada 2010 r. na stopień generała brygady zostaje awansowany płk Krzysztof Bondaryk, szef ABW. 11 listopada 2010 r. na stopień generała brygady awans dostaje płk Janusz Nosek, szef SKW. 11 listopada 2010 r. generałem brygady zostaje płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy. 16 listopada 2010 r. Radosław Sikorski odznaczył szefa BOR, gen. Mariana Janickiego, Odznaką Honorową Bene Merito – wyróżnieniem przyznawanym przez MSZ za „działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej”. W 2011 r. Marek Wośko, prezes firmy, która remontowała Tu-154, został odznaczony złotym medalem „Za zasługi dla obronności kraju”.

sierpień 2010 r.
Rozpoczynają się prowokacje na Krakowskim Przedmieściu. Podjudzana przez prorosyjskie i antyklerykalne media młodzież, a także – co wiemy dziś – inspiratorzy ze służb oraz dawni agenci komunistyczni oraz przestępcy wszczynają przepychanki, atakują ludzi modlących się pod krzyżem, profanują symbole religijne i szydzą z ofiar Smoleńska. Prowokacje mają dalszy ciąg: w kwietniu 2011 r. stołeczna straż miejska najpierw zabiera znicze stawiane ku pamięci 96 ofiar katastrofy smoleńskiej, a potem tulipany kładzione na chodniku na Krakowskim Przedmieściu (akcję zapoczątkowała „Gazeta Polska”) przez warszawiaków chcących oddać cześć śp. Marii Kaczyńskiej. Komendantem Warszawskiej Straży Miejskiej jest Zbigniew Leszczyński, kierowca i ochroniarz prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, jeszcze z czasów, gdy była ona prezesem NBP.

26 sierpnia 2011 r.
Samobójstwo popełnia 53-letni naczelnik FSB w obwodzie twerskim gen. Konstantin Moriew, który przesłuchiwał smoleńskich kontrolerów po katastrofie. W sierpniu 2010 r. Rosjanie, tłumacząc się względami formalnymi, jeszcze raz przesłuchują pracowników wieży. „Nowe” zeznania okazują się znacznie korzystniejsze dla strony rosyjskiej. 19 listopada polscy prokuratorzy wojskowi informują, że w śledztwie nie wykorzystają zeznań kontrolerów wieży z lotniska Siewiernyj złożonych tuż po katastrofie, lecz... późniejsze. Z „poprawionych” zeznań złożonych w sierpniu 2010 r. wynika, że lot Tu-154 był cywilny, a

Źródło: Gazeta Polska

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy