O dobrej i złej pedofilii

Dawid Wildstein 12-09-2018, 12:24
Artykuł

„Gazeta Wyborcza” ogłosiła newsa. I, jak to zazwyczaj u niej bywa, news w godzinę okazał się fejkiem. Tym razem chodziło o tajną zmowę PiS i Kościoła, mającą na celu wykreślenie z rejestru pedofilów księży. Kłamstwo? Tak. Ale udało się „GW” sprowokować kilkugodzinny wylew najbardziej prymitywnego antyklerykalizmu. Zapewne tylko o to chodziło - pisze w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska" Dawid Wildstein.

Warto jednak zauważyć, że temat pedofili w Kościele regularnie wraca. I trzeba się nad tym pochylić. Rzeczywistość nigdy nie jest idealna. Zło zawsze znajdzie dla siebie miejsce. Czy Kościół jest wolny od pedofili? Niestety nie. Tak jak nie jest wolny od korupcji, złodziei itd. Dokładnie tak jak każda instytucja tego świata. Warto tylko znać proporcje. Niegdyś pewien kapłan dobrze to skomentował. Księża są jak samoloty – mówi się głównie o tych kilku, którzy upadli, a nie o tych dziesiątkach tysięcy, którzy nadal wykonują swoje zadania. Oczywiście konsekwencją tego jest też powinność Kościoła, bezpardonowa walka z czarnymi owcami. Ale cokolwiek by mówić o księżach potworach – krzywdzili oni dzieci nie w zgodzie ze swoją wiarą, lecz łamiąc jej najważniejsze zasady.
 
Tymczasem lewa strona, dziś tak ochoczo strojąca się w moralizujące szaty, ma w tej materii dużo więcej na sumieniu. To lewa strona potrafi nieść na swoich sztandarach postulaty, których realizacja de facto ułatwiłaby pedofilom życie. I nie chodzi tu o znane z naszego podwórka ostentacyjne przykłady hipokryzji – jak wielbiony przez „GW” Cohn-Bendit rozpisujący się swego czasu o tym, jak lubi erotyczne zaloty kilkuletnich dziewczynek, czy Hartman nawołujący do zmiany kryteriów oceny pedofilii. Mowa raczej o stale obecnym (chociaż najsilniej widocznym w czasie tzw. rewolucji seksualnej) nurcie detabuizacji kolejnych przestrzeni życia ludzkiego i rozpatrywaniu ich właśnie w kontekście seksualnym – oczywiście w imię rozbicia zniewalających naszą wolność przestarzałych norm obyczajowych. I pal licho, póki ten bełkot dotyczy dorosłych – niestety, jak bumerang powraca temat seksualności dzieci, tejże seksualności uwolnienia. Ponieważ postulowana rewolucja, zmiana świata, ma być wszechogarniająca. Niezależnie także od wieku człowieka. I wszystko,  co było wcześniej, było złe i jest do wymiany. Tyle że rewolucjoniści nie widzą lub nie chcą widzieć, że w ich nowej, wspaniałej rzeczywistości znikną bariery, które przez wieki chroniły ludzi – w tym dzieci. Ci sami, którzy tak piętnują Kościół, już nie chcą pamiętać, jakie były konsekwencje lewicowej rewolucji seksualnej – jak chociażby usankcjonowanie wśród wielu środowisk zachowań seksualnych względem dzieci. Oczywiście z czasem powrócił zdrowy rozsądek i nawet zachodnie społeczeństwa, na szczęście, okazały się niegotowe na zmiany postulowane przez lewicę. A Cohn-Bendit przestał rozpisywać się o tym, jak lubi, gdy małe dziewczynki głaszczą go po różnych częściach ciała. Ale warto pamiętać, do czego – gdy miała okazję – doprowadziła ta obyczajowa rewolta. Bo nasi rewolucjoniści w swoim szale destrukcji, zamknięci w intelektualnych banałach albo po prostu fałszach, wykorzystują prawdziwe przypadki okrucieństwa i niesprawiedliwości jako argument za światem, w którym to zło, z którym walczą, będzie miało jeszcze łatwiej.

 

CAŁY TEKST CZYTAJ W JUTRZEJSZEJ "GAZECIE POLSKIEJ"

Źródło: Gazeta Polska

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy