NATO delikatne wobec Rosji

Artykuł
FLICKR/utenriksdept/CC BY-ND 2.0

Nadzwyczajne posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej, zwołane w Brukseli w związku z napiętą sytuacją na Krymie, zakończyło się po blisko pięciu godzinach obrad. Z nieoficjalnych źródeł wynika, że Pakt Północnoatlantycki będzie rozmawiał z Rosją o Ukrainie, ale tylko w "miękkich" słowach.

Rezultatem spotkania ambasadorów państw sojuszu będzie wspólne oświadczenie na temat działań militarnych Rosji na Krymie. Treść dokumentu zostanie opublikowana dopiero w najbliższych godzinach.

Z nieoficjalnych informacji, przekazywanych przez źródła dyplomatyczne, wynika jednak, że we wspólnym oświadczeniu znajdą się jedynie "miękkie" sformułowania. NATO ma wezwać UE i ONZ do większego zaangażowania się w rozwiązanie konfliktu oraz zaapelować do Rosji o "deeskalację napięć" a do Ukrainy o ochronę praw mniejszości.

Według źródeł dyplomatycznych jak na razie jest mało prawdopodobne, by sojusz podjął stanowcze decyzje w związku z kryzysem na Krymie, w tym aby zdecydował się na zamrożenie dialogu w ramach Rady NATO-Rosja (NRC). W 2008 roku, gdy rosyjskie wojska weszły do Gruzji, NATO zdecydowało się na zamrożenie kontaktów z Rosja, ale krok ten nie okazał się skutecznym środkiem nacisku wobec Moskwy. Współpracę w ramach NRC wznowiono po półtora kroku.

Posiedzenie Rady Północnoatlantyckiej nie odbywało się w trybie art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, czego chciały m.in. Polska i Litwa. Artykuł ten stanowi, że strony traktatu "będą się wspólnie konsultowały, ilekroć, zdaniem którejkolwiek z nich, zagrożone będą integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo którejkolwiek ze stron".

Portal telewizjarepublika.pl poprosił byłego wiceministra i p.o. ministra obrony narodowej Romualda Szeremietiewa o komentarz do braku stanowczej reakcji NATO.

- Słabością demokracji jest zawsze to, że stara się konflikty rozwiązywać łagodnymi argumentami, bez drażnienia agresora. Za wszelką cenę trzeba znaleźć kompromis, ale wiadomo z praktyki, że agresora da się zatrzymać stanowczymi krokami albo leci się po równi pochyłej - powiedział Szeremietiew.

 - Gdy Hitler doszedł do władzy, Polska zaproponowała Francji interwencję prewencyjną. Francja się nie zdecydowała. Podobnie w 1936 r., gdy Hitler zajął Nadrenię, Polska znów szukała sojuszu z Francją. A Francja nie kiwnęła palcem. W końcu doszło do tego, ze Hitler zajął Kłajpedę, Austrię i Sudety. I wszystko się skończyło masakrą i II wojną światową - dodał

- Boję się mechanizmów, w myśl których agresorowi się ustępuje, bo władze zainteresowanego państwa - w obecnej sytuacji to Ukraina- stają się przedmiotem, a nie podmiotem rozgrywki międzynarodowej. Boję się, że to porozumienie Rady Północnoatlantyckiej będzie kosztem Ukrainy - mówił dalej.

- Dziwię się też słabej reakcji USA. W końcu uchodzi za największego zwolennika ładu pojałtańskiego. Zobaczymy, czy starczy im sił, żeby ten ład utrzymać - komentował Szeremietiew.

Źródło: Telewizja Republika, pap, tvn24,

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy