Musimy podbić ... Amerykę!

Artykuł

Rita Cosby powiedziała mi wprost, że Donald Trump wie, iż to głosy Polaków przesądziły o jego zwycięstwie w kluczowych stanach – tak wiceszef MSZ Jan Dziedziczak opowiada o swojej rozmowie z czołową amerykańską dziennikarką. Jerzy Bogdziewicz, który pracował w kampanii Trumpa, wspomina: – Opowiedziałem mu o tym, jak polski rząd musi radzić sobie z ciągłymi atakami mediów. Wtedy Donald Trump się zaśmiał, mówiąc: „W tym akurat to mamy doświadczenie” - piszą w "Gazecie Polskiej" Piotr Lisiewicz i Maciej Kożuszek.

Co tak ważnego dla Polski stało się w czasie kampanii Donalda Trumpa? Iwo Bender, ekspert od polityki międzynarodowej, absolwent Columbia University, odpowiada jasno: – Po raz pierwszy w historii Ameryki głosy Polaków w wyborach prezydenckich stały się ważne.
Jak wyjaśnia, dotychczas niewielki wpływ Polaków na amerykańską politykę wynikał z tego, że ich wielkie skupiska znajdują się w stanach takich jak Nowy Jork i Illinois, gdzie zawsze, niezależnie od postawy polskich wyborców, wygrywają demokraci.
Tym razem znaczenia nabrały inne skupiska Amerykanów polskiego pochodzenia. Choć nie są dostępne oficjalne dane na temat ich głosów, trzeba zauważyć, że wchodzą oni w skład dwóch grup, których głosy mogły mieć wpływ na przechylenie szali zwycięstwa na korzyść Donalda Trumpa.

Po pierwsze, Polonia stanowi dużą część populacji tzw. swing states, w tym stanów tzw. pasa rdzy, które w wyborczych prognozach z góry przyznawane były Hillary Clinton, a które Donald Trump zdołał wygrać, często bardzo niewielką przewagą głosów. Po drugie, większość Amerykanów polskiego pochodzenia to katolicy, a w tej grupie Trumpowi udało się uzyskać dużo więcej głosów, niż wielu zakładało przed wyborami. 

Wpływ na zmianę preferencji wyborczych Amerykanów polskiego pochodzenia mogło mieć zjednoczenie środowisk polonijnych i powstanie Polish American Advisory Council for Trump, ciała doradczego przy sztabie Donalda Trumpa, na czele którego stanęła dr Łucja Świątkowska-Cannon. Jak mówi w rozmowie z „Gazetą Polską” Jerzy Bogdziewicz, który koordynował działania Polonii wspierającej Trumpa na Florydzie, kluczowym momentem kampanii było złożenie przez kandydata republikanów deklaracji dotyczących wspierania Polski podczas spotkania zorganizowanego 28 września w Chicago. 

W liście obwieszczającym powstanie Polish American Advisory Council for Trump jego założyciele podkreślali, że Polska jest lojalnym sojusznikiem USA w ramach NATO i wyrażali poparcie dla postulowanej przez Donalda Trumpa współodpowiedzialności za losy Sojuszu. „Spośród 28 członków NATO Polska jest jednym z pięciu krajów, które wypełniają postulat Donalda Trumpa o balansowaniu budżetu Sojuszu, przeznaczając minimum 2 proc. PKB na obronność” – pisała w liście dr Łucja Świątkowska-Cannon. Eugene Pasymowski, współprzewodniczący polskiego komitetu, odpowiedzialny za stan Pensylwania, zwracał w liście uwagę, że Polska pozostaje lojalnym sojusznikiem USA. 


Wydaje się także, że po stronie Donalda Trumpa i osób z jego najbliższego otoczenia chęć zbudowania dobrych relacji z Polską jest realna. Jerzy Bogdziewicz, który był na pokładzie samolotu republikańskiego kandydata podczas naprędce zorganizowanego spotkania na lotnisku w Palm Beach 26 października, mówi w rozmowie z „Gazetą Polską”, że Trump, a także Rudy Giuliani, byli bardzo żywo zainteresowani sprawami Polski i Amerykanów polskiego pochodzenia (Trump rozpoczął spotkanie od okrzyku „I love Polish people. I love Poland” – kocham Polaków, kocham Polskę). – Tłumaczyłem Donaldowi Trumpowi, jakie zmiany są dokonywane w Polsce przez rząd Prawa i Sprawiedliwości – mówi Jerzy Bogdziewicz. – Mówiłem też o tym, jak polski rząd musi radzić sobie z ciągłymi atakami mediów. Wtedy Donald Trump się zaśmiał, mówiąc: „W tym akurat to mamy doświadczenie”.

Jak podkreśla Iwo Bender, nie była to deklaracja na wyrost: – Napaści na Trumpa były absolutnie porównywalne z tym, co dzieje się w polskich mediach. Tylko że ich autorzy nie brali pod uwagę, że robią Trumpowi reklamę, atakując za rzeczy, które akurat wyborcy chcieli usłyszeć.

Jak mówi Matthew Tyrmand, wiele osób w otoczeniu kandydata Partii Republikańskiej zdawało sobie sprawę, że relacje z Polską i przekonanie do siebie Amerykanów polskiego pochodzenia może okazać się kluczowym sojuszem dla Donalda Trumpa. – Szef Breitbart.com Steve Bannon, który był jednym z kluczowych architektów sukcesu w ostatnich wyborach i jest bliskim doradcą Donalda Trumpa, po jego zwycięstwie poprosił mnie, bym pisał o Polsce dla Breitbarta – mówi Tyrmand. – Bannonowi zależało na tym, by także amerykański odbiorca miał możliwość zdobycia wiedzy o polityce nowego polskiego rządu, bez konieczności opierania się na zmanipulowanym przekazie liberalnych mediów – dodaje. To także z jego inicjatywy udało się zorganizować w polskich mediach (TVP i Telewizja Republika) emisję filmu Petera Schweizera „Clinton Cash”, który w tych wyborach odegrał niezwykle ważną rolę, bo dzięki niemu wielu wyborców ujrzało prawdziwe oblicze Hillary Clinton. 
(...)
Mimo że w ostatecznym rozrachunku Trump wygrał większą przewagą głosów elektorskich (otrzymał ich 306, a nie 290, jak wynikało z początkowych obliczeń), jego zwycięstwo nie byłoby możliwe, gdyby nie wygrana w kilku kluczowych stanach, zaliczanych do tzw. pasa rdzy (rust belt), takich jak Pensylwania, Wisconsin, Michigan czy Ohio. 
Na łamach „Wall Street Journal” opublikowano analizę poświęconą właśnie temu regionowi USA, pod znamiennym tytułem „The Places that made Donald Trump President” (miejsca, dzięki którym Donald Trump został prezydentem). „Pas rdzy, który boryka się z kryzysem przemysłu, malejącą populacją, wzrostem imigracji i zachwianiem tkanki społecznej, zdecydowanie opowiedział się za kandydatem republikańskim i jego przesłaniem narodowego odrodzenia” – piszą autorzy analizy. 
– Świadomość tego, że będzie możliwe wygranie przez Trumpa stanów w tzw. pasie rdzy podczas tych wyborów, pojawiła się w jego otoczeniu dosyć wcześnie – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską” Matthew Tyrmand. – Przy każdej okazji gdy byłem proszony o radę, starałem się podkreślać kluczową rolę głosów amerykańskiej Polonii w tych stanach – dodaje. 
(...)
Co istotne, ostatnim republikańskim kandydatem, któremu udało się wygrać w Wisconsin, był Ronald Reagan, a było to w 1984 r. Ostatnie republikańskie zwycięstwo w Pensylwanii miało miejsce w 1988 r. Daty te są ważne, bo właśnie w 1984 i 1988 r. republikańskim kandydatom (odpowiednio Ronaldowi Reaganowi i Georgowi Bushowi seniorowi) udało się uzyskać większość głosów amerykańskiej Polonii. Biorąc pod uwagę niewielką przewagę, jaką w obu tych stanach uzyskał Donald Trump, nawet nieznaczna zmiana w rozkładzie głosów Polonii mogła dać mu zwycięstwo. 

Zdaniem Matthew Tyrmanda hipoteza, że w stanach takich jak Ohio, Wisconsin czy Pensylwania, dokonała się zmiana preferencji wyborczych Amerykanów polskiego pochodzenia, jest bardzo prawdopodobna. – Trump w swojej kampanii bardzo mocno koncentrował się na tych stanach. To jest region USA, który bardzo mocno stracił na globalizacji i deindustrializacji. Hasła Trumpa trafiały tam na niezwykle podatny grunt – mówi Tyrmand. – Polacy w tych stanach głosowali tradycyjnie na demokratów, bo zawsze mocne były tam amerykańskie związki zawodowe (Workers Unions), w których lewica miała silne wpływy – dodaje. – W tych wyborach Trump był jednak jedynym kandydatem, który otwarcie mówił o konieczności zadbania o interesy amerykańskich pracowników i klasy średniej.

Głos katolików
Olbrzymi wpływ na wyborcze decyzje Polonii, która mimo że w historii często głosowała na demokratów, w przeważającej części pozostała konserwatywna i wierna wierze katolickiej, miało zajęcie przez Trumpa jasnego stanowiska w sprawie aborcji. Jerzy Bogdziewicz wskazuje, że ogromne znaczenie miała akcja „Catholic vote”, w ramach której rozdawano ulotki informujące wyborców, jakie jest stanowisko dwójki kandydatów w kwestiach kluczowych dla wierzących katolików. – Oczywiście księża w kościołach nie mogli agitować, zachęcać do głosowania na konkretnego kandydata – mówi Bogdziewicz. – Ale dzięki akcji „Catholic vote” dla wielu stało się jasne, że wybór Hillary Clinton oznaczałby promocję ideologii, na którą wielu katolików nie mogłoby wyrazić zgody – dodaje.
Trump w życiu osobistym nie jest wzorem moralności i przed wyborami z góry zakładano wygraną Clinton wśród katolików (Obama zdobył w poprzednich wyborach 50 proc. głosów tej grupy, przy 48 proc. głosów oddanych na Mitta Romneya). Wynik wyborów zaprzeczył jednak sondażom, Trump uzyskał 52 proc. głosów katolików, 45 proc. głosowało na Clinton.

(...)

CAŁOŚĆ CZYTAJ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA "Gazeta Polska"

ss

Źródło: Gazeta Polska

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy