Menele czy studenci, czyli...

Jerzy Jachowicz 21-05-2017, 08:43
Artykuł

To, co się stało we Wrocławiu na początku tego tygodnia, nie zrobił student. To mógł zrobić jedynie zwykły bandyta. Młody facet, który zabija nożem 50 – latka, swego sąsiada, tylko za to, że ośmielił się zwrócić uwagę wieczorem - było ok. 22 – bawiącym się, że imprezują za głośno. Podobno doszło do sprzeczki. I wtedy jeden z bawiących się – nie wiemy czy gospodarz mieszkania czy któryś z gości, sięgnął po nóż. A następnie zadał kilka śmiertelnych ciosów starszemu sąsiadowi. Nie znam szczegółów. Można zakładać wiele wersji - pisze na stronie sdp.pl Jerzy Jachowicz.

- Jaki student? – muszę zaprotestować po przeczytaniu kilka dni temu w większości mediów wstrząsającej informacji. To nie student, choć formalnie mógł się obnosić z takim statusem. Pewnie miał indeks. Prawdopodobnie chodził na jakieś zajęcia na jedną z wyższych uczelni Wrocławia. Ale to płytka powierzchnia jego osobowości. W gruncie rzeczy to nie był student. To nie był młody człowiek, którego życie skupione jest wokół zdobywania wiedzy, szlifowania postawy osoby, która ma aspiracje, by w niedalekiej przyszłości wejść na wyższy szczebel społecznej drabiny, gdzie obowiązuje spełnianie odpowiednich do tego miejsca standardów. To nie był młody mężczyzna, który w tym okresie dzieli czas między nauką a przyjemnościami i atrakcjami przynależnymi do jego wieku. W tym oczywiście, uczestniczeniem w spotkaniach i zabawach z udziałem dziewcząt i chłopców, z reguły zakrapianych alkoholem.  Wszystko to odbywa się jednak w powszechnie uznanych ramach cywilizacyjnych norm i zasad społecznego współżycia z innymi.

To, co się stało we Wrocławiu na początku tego tygodnia, nie zrobił student. To mógł zrobić  jedynie zwykły bandyta. Młody facet, który zabija nożem 50 – latka, swego sąsiada, tylko za to, że ośmielił się zwrócić uwagę wieczorem  - było ok. 22 – bawiącym się, że imprezują za głośno. Podobno doszło do sprzeczki. I wtedy jeden z bawiących się – nie wiemy czy gospodarz mieszkania czy któryś z gości, sięgnął po nóż. A następnie zadał kilka śmiertelnych ciosów starszemu sąsiadowi. Nie znam szczegółów. Można zakładać wiele wersji.

Dwaj zatrzymani do aresztu policyjnego broniąc się, będą prawdopodobnie podawali wersję dla siebie najbardziej korzystną. Być może, gdyż zwykle taka jest kolej rzeczy, będą ją wspierali pozostali uczestnicy imprezy, zeznający jako świadkowie. A najkorzystniejszy dla bandyty byłby przebieg zdarzenia, w którym działałby on w determinacji osoby zagrożonej. Gdyby ranił śmiertelne czy tez zabił, w obronie koniecznej. Brzmiałaby ona wiarygodnie, gdyby starszy sąsiad, z zawodu fotografik, pod drzwi mieszkania, w którym bawili się młodzi ludzie przybiegł na przykład z siekierą w ręku. Z kosą, kijem bejsbolowym, maczetą, nożem kuchennym albo sztyletem. Tak jednak nie było, gdyż wiedzielibyśmy o takiej wersji. Jej opis towarzyszyłby komunikatowi policyjnemu o tragedii, jak się wydarzyła.

Winni śmierci mogą więc lansować co najwyżej opowieść o niezwykle agresywnej postawie interweniującego sąsiada. W czymkolwiek by się ta agresja nie przejawiała i bez względu skalę jej wielkości i intensywności, nie usprawiedliwia to śmiertelnego dźgnięcia nożem. Nawet jeśli starszy sąsiad był rozjuszony w wyniku kłótni – mniej ważne przez którą ze stron wywołanej – przewaga liczebna uczestników zabawy pozwalała na wiele innych sposobów spacyfikowania interweniującego 50-latka. Bez uciekania się do bandyckiego odruchu. Sposobu załatwiania konfliktów, który króluje w środowisku zdegenerowanych alkoholem meneli. Nie studentów. Więc jaki to student?

Źródło: sdp.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy