Lech Kowalski o "szafie Kiszczaka": IPN boi się tego, co przejął

Artykuł
dr Lech Kowalski, historyk wojskowości
TELEWIZJA REPUBLIKA

Już prawie od 20 lat krążę po domach różnych generałów i byłbym zdziwiony, gdyby w mieszkaniu Czesława Kiszczaka nie było żadnych ważnych dokumentów – oświadczył w programie "W Punkt" dr Lech Kowalski, historyk wojskowości.

– Podczas mojej pracy zauważyłem jedną prawidłowość. Ludzie, do których trafiałem, nigdy nie posiadali teczek dotyczących swojej przeszłości, ale usytuowanych oczko wyżej ich przełożonych – podkreślił Kowalski, dodając, że pion prokuratorski Instytutu Pamięci Narodowej "nie robi nic", by je odzyskać.  

– Oczywiście wszyscy oczekujemy od IPN szybkiej publikacji tych dokumentów – oświadczył z kolei Adam Borowski, działacz opozycji antykomunistycznej. – One (dokumenty - red.) były wszędzie i we wszystkich generalskich domach należało przeprowadzić rewizję. Podejrzewam, że te teczki zostaną wkrótce poupychane gdzieś po innych mieszkaniach rodzinnych. Teraz stało się jasne, że archiwa znajdują się nie tylko w ich domach, ale również w Moskwie – dodał.

Potrzebna presja społeczna

Zdaniem Kowalskiego, po spotkaniu z Marią Kiszczak władze IPN są wystraszone. – Oni się boją tego, co przejęli i nie wiedzą, co zrobić. Prezes Łukasz Kamiński jest tuż przed wyborami kierownictwa Instytutu, dlatego ta sprawa nie jest mu na rękę. Poziom prokuratury w IPN jest taki, że jak próbowano postawić zarzuty gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu, to po 20 minutach spotkania z jednym z prokuratorów IPN wiedziałem, że w konfrontacji z Jaruzelskim ten człowiek zostanie zwyczajnie połknięty – podkreślił.

W ocenie Borowskiego, presja społeczna na IPN będzie w tej sprawie ogromna. – Po tym, co Wałęsa zrobił ws. debaty dotyczącej swojej przeszłości, instytut może chcieć się wykazać – zaznaczył. Zdaniem Kowalskiego, posiadana przez IPN teczka TW "Bolka" wystarczy, by pogrążyć byłego prezydenta. – Teraz mają już wszystko – dodał. 

Teczka "Bolka"

O agenturalnej przeszłości byłego prezydenta piszą w książce pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk. Historycy podkreślają, że gdy Wałęsa został prezydentem, starał się zatuszować działalność z lat 70-tych zabierając ze swojej teczki akta dotyczące "Bolka".

Według autorów, Wałęsa miał rozpracowywać osoby zaangażowane w Grudzień'70 oraz prowadzić działalność prewencyjną wobec osób organizujących od stycznia 1971 r. wiece, protesty i strajki w Stoczni Gdańskiej. Zdaniem historyków, pierwszy przewodniczący "Solidarności" przekazywał SB cenne informacje, za które otrzymał w sumie 13100 złotych.

"Wszyscy podpisywali i ja podpisałem"

Sam Wałęsa wielokrotnie zaprzeczał wszelkim zarzutom, a oskarżenia o współpracę z SB nazwał "esbecką bajeczką". W 2011 roku w programie "Kropka nad i" o kontakty z komunistyczną bezpieką pytała byłego prezydenta Monika Olejnik. – Wszyscy podpisywali i ja podpisałem – odpowiedział Wałęsa, zastrzegając, iż zrobił to "nie z myślą, że kiedykolwiek przejdę na tamtą stronę, że zdradzę".

Chodziło o to, by - jak mówił laureat Pokojowej Nagrody Nobla - "przygotować się i ograć" agentów SB. – Podjąłem taką decyzję, że więcej zrobię, więcej uchronię, tak właśnie postępując. Gdybym miał powtórzyć moje życie, powtórzyłbym tak jak robiłem to, ze wszystkimi, nawet z tymi kontaktami z bezpieką i tak dalej, dlatego że tylko tak można było ich ograć – przekonywał Wałęsa.


CZYTAJ TAKŻE:

Co kryje "szafa Kiszczaka"? Gmyz: Zdjęcia z Magdalenki i dwie teczki TW "Bolka"

Wojciech Szewko: Gra teczkami jest konsekwencją niedokończonej lustracji

 

 

Źródło: Telewizja Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy