Koniec świata znowu przełożony, czyli globalne klimakterium

Jacek Liziniewicz 03-07-2019, 13:41
Artykuł

W Polsce przygrzało, a my po raz kolejny zadajemy sobie pytanie, czy padnie temperaturowy rekord Polski z 1921 roku z Prószkowa na Opolszczyźnie. Napędzani temperaturą i słońcem aktywiści natychmiast też ruszyli w lud przekonywać, że Ziemia stoi na krawędzi. To już trzecia dekada tej histerii – pisze w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

Mówi się, że 23 czerwca 1988 roku stał się dniem, w którym w ludzkości dokonał się przełom, jeśli chodzi o postrzeganie kwestii klimatu. Początek astronomicznego lata w Waszyngtonie był wyjątkowo upalny, a temperatura dochodziła do 37 stopni. Jak relacjonuje Naomi Klein, tego dnia w Kongresie w sali pełnej spoconych ustawodawców, którzy cierpieli dodatkowo z powodu niedziałającej klimatyzacji, James Hansen powiedział, że „z 99-procentową pewnością” wierzy w „tendencję do ocieplenia” związaną z działalnością człowieka. Naukowiec ten pełnił wtedy funkcję dyrektora Goddard Institute for Space Studies przy NASA, a słowa padły podczas przesłuchania przed komisją. Od tego momentu dyskusja poszła lotem błyskawicy. „Zagrożona Ziemia” trafiła na okładkę tygodnika „Times”. Po raz pierwszy zebrało się ciało mędrców ONZ Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC), które doradza rządom w kwestiach zagrożeń klimatycznych. Od tamtej pory upały, huragany, powodzie służą lewicy do wieszczenia końca ludzkości i Ziemi, jaką znamy. No i ciągle koniec świata jest przekładany.

 

CZYTAJ RÓWNIEŻ: 

Twarde dane ujawniają hipokryzję niektórych krajów! Zobacz kto najbardziej niszczy klimat emitując CO2

Czerwiec od kilku lat to jeden z najcieplejszych miesięcy w Polsce. Nie inaczej jest w tym roku. Smażąc się w biurach, już mało kto pamięta, że pierwsza połowa minionego maja była najzimniejsza od 40 lat, a przez 30 dni nie mieliśmy ani jednego gorącego dnia, który objąłby całą Polskę. W czerwcu jednak pogoda zaczęła odrabiać, co oznacza, że znów zaczęliśmy dyskutować nad problemem zmian klimatycznych. Dodatkowo atmosferę podgrzał premier Mateusz Morawiecki, blokując pomysł Unii Europejskiej, która chce do 2050 roku osiągnąć neutralność klimatyczną. Co ciekawe, pojęcie to jest najprawdopodobniej zaciągnięte wprost od… prof. Jana Szyszko. To właśnie nasz były minister środowiska podczas szczytów klimatycznych walczył o to, aby projektując politykę świata, oprócz strony emisyjnej patrzeć również na pochłanianie CO2 przez lasy i włączyć je tym samym do handlu.

 

CAŁY ARTYKUŁ CZYTAJ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA „GAZETA POLSKA”

 

 

Źródło: Gazeta Polska

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy