Katastrofa hydroplanu u wybrzeży Malediwów. "Gdy ludzie próbowali uciekać, zobaczyli tylko plecy kapitana i jego załogi"

Artykuł

U wybrzeży Malediwów doszło do katastrofy. Hydroplan z turystami rozbił się podczas trzeciej próby startu.

Grupa 12 turystów, wśród nich 32-letniego Polaka, została porzucona na pastwę losu w wodzie. W tym czasie załoga hydroplanu, po rozbiciu maszyny, odpłynęła do brzegu pobliskiej wyspy.

– Piloci szarżowali, potem tylko zanurkowaliśmy w wodę. Gdy ludzie próbowali uciekać, zobaczyli tylko plecy kapitana i jego załogi. Przed odlotem powiązali ze sobą wszystkie bagaże i ułożyli je w samolocie tak, że zablokowali wyjście awaryjne. Krzyczałem do człowieka z tyłu, żeby otworzył drzwi - mówił w rozmowie z "The Sun" Thomas, brytyjski współtowarzysz pana Sebastiana.

Dopiero po upływie kilku minut udało się ludziom ewakuować z samolotu. Wskakiwali do wody bez kamizelek ratunkowych. Turyści pozwali przewoźnika Maldivian Airlines za postawę pracowników podczas katastrofy.

– Krzyczałem, żeby rzucali kamizelki. Jak dostałem swoją, to w rozmiarze dla dziecka. Widać, że były już używane. Niektóre miały certyfikaty ważne tylko do 2004 roku. To były jakieś kpiny. Żadnego protokołu bezpieczeństwa, żadnych instrukcji, co robić - skarżył się jeden z pasażerów.

Nikt nie został ranny. Części turystów udało się wdrapać na skrzydło samolotu. Po 20 minutach, z wyspy Dhoores dosłano łódź ratunkową.

Turyści próbowali się dostać na główną wyspę Male hydroplanem de Havilland DHC-6 Twin Otter  z 1969 roku. Podczas próby poderwania, samolot zawadził podwoziem i rozbił się o powierzchnię wody. Wszczęto już śledztwo i przesłuchano wszystkich pasażerów. 

 

Źródło: o2.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy