Jest mnóstwo roboty dla ... nowego Piłsudskiego!

Artykuł

Piłsudski pojmował narody romantycznie – jako indywidualności, które mogą się rozwijać, tworzyć, realizować jakąś misję albo wegetować, niszczyć, pożerać własne ojczyzny i zdychać z głodu. To właśnie teraz robimy - mówi w rozmowie z Iwoną Galińską z miesięcznika "Wpis" dr Bohdan Urbankowski.

Iwona Galińska: W obecnych, tak bardzo spauperyzowanych moralnie czasach, w dobie powszechnego relatywizmu i upadku wartości postać Marszałka Józefa Piłsudskiego jest wyjątkowym drogowskazem. Czy dałoby się w kilku zdaniach przekazać, jaki testament zostawił on swoim rodakom?

Dr Bohdan Urbankowski: Można przekazać to nawet w jednym słowie: niepodległość. To ona stała najwyżej w jego hierarchii wartości, dla niej narażał życie, cierpiał na Sybirze i w więzieniach, wyrzekł się pogoni za materialnymi dobrami – co w czasach powszechnie obowiązującego konsumpcjonizmu może wydać się niepoprawne politycznie.

Niepodległość jako wolność jednostki?

Także zbiorowości, jako „wartość wartości” umożliwiająca ich realizację. Bez niej nie ma rozwoju innych wartości, więc nie ma rozwoju człowieczeństwa. Bez niej ludzie z twórców zmieniają się w niewolników. Piłsudski pojmował narody romantycznie – jako indywidualności, które mogą się rozwijać, tworzyć, realizować jakąś misję albo wegetować, niszczyć, pożerać własne ojczyzny i zdychać z głodu. To właśnie teraz robimy. I Rzeczpospolita miała do wykonania misję, miała pracę historyczną i to nadawało jej tożsamość: cywilizacja i obrona ziem Przedmurza, to znaczy zamienianie tych ziem w ojczyznę. II Rzeczpospolita nawiązywała do tej misji, natomiast III RP nie wiedziała po co istnieje. Z wyjątkiem paru cwaniaków, którzy pożerali ośmiorniczki.

Czy rzeczywiście Piłsudski poświęcił życie tej jednej sprawie? Był kochankiem i był dobrym mężem oraz kochającym ojcem. Miał też krąg oddanych przyjaciół, co wśród polityków jest rzadkością.

Tak, ale tuż przed Bitwą Warszawską robi nocną wyprawę do Bobowej – żegna się z kochanką, całuje córeczki i jedzie walczyć o niepodległość.

Ale dla pierwszej żony zmienił nawet wyznanie.

Przejściowo, ale nie porzucił działalności w PPS. Do katolicyzmu powrócił w legionowych okopach. On naprawdę całe życie walczył o Polskę. Pomijając działalność w „Spójni”: 5 lat Sybiru, 20 lat w PPS, 5 lat Organizacji Bojowej, która była konspiracją w konspiracji, 5 lat w ZWC i jeszcze w związkach strzeleckich, 5 lat na wojnie, 16 miesięcy w więzieniu Magdeburgu… Gdyby to wszystko zsumować, wychodzi więcej niż jedno życie. To materiał na kilka pięknych życiorysów.

A wszystko dla niepodległości.

Tylko trzeba pamiętać, jak szeroko Piłsudski tę niepodległość pojmował. Najpierw intuicyjnie – jako brak. Urodził się w rodzinie ziemiańskiej, ojciec był komisarzem rządu narodowego w 1863 r. Wieczorami czytywano w domu wieszczów i „Śpiewy historyczne” Niemcewicza. Ale przecież odczuwał, że ta domowa niepodległość jest zakazanym owocem, że Polacy są w okowach nie tylko politycznej, ale i kulturowej niewoli. Dlatego działa w „Spójni”, organizuje tajną bibliotekę. Potem, już w PPS, wydaje tajną, ale niepodległą gazetę „Robotnik”, organizuje wydawnictwo. Bardziej zalecał bojowcom czytanie Sienkiewicza niż Marksa, tłumacząc, że Marksem się nie da zabić ani jednego rosyjskiego żołnierza, a z Sienkiewicza można nauczyć się walczyć. Piłsudski upominał się o niepodległość kulturową, organizował na przykład obchody mickiewiczowskie, ale w artykułach o carskich gwałtach w Krożach upominał się o niepodległość religijną.

Mimo że socjalista?

To nie była internacjonalistyczna SDKPiL, to była walcząca o Polskę PPS. Walka z bronią w ręku to był jeden z wymiarów tej walki. Konieczny – ale nie wystarczający. W artykułach analizujących rosyjskie zagrożenia Piłsudski wskazywał, jak w walce z polskością wykorzystywany jest alkohol, rozpijanie Polaków – zwłaszcza, że dochody z monopolu spirytusowego szły na utrzymanie wojsk rosyjskich. We wstępie do Memoriału Imeretyńskiego pokazywał, jak Rosjanie wykorzystują oświatę do rusyfikacji, nawet poprzez zakładanie w Królestwie szkół wyższych – ale tylko technicznych. Bo politechnika wychowywała takich lepiej wykształconych robotników, a o tożsamości decyduje kultura. To dopiero za Tuska zaczęto lansować model Polaka, który zaczyna się poniżej pasa i siedzi pod kranem z ciepłą wodą. Oczywiście Piłsudski mocno podkreślał też znaczenie niepodległości gospodarczej…

Ale pozytywistyczną pracę organiczną głosiła też Narodowa Demokracja.

Tak. Ale oni nie wystawiali głów poza horyzont nakreślony przez pozytywizm. A jak się kończy działalność ekonomiczna bez niepodległości? Jest tego symbol: ulica Stalowa w Warszawie. Tam była huta, lepsza od rosyjskich, jej sukcesy można porównać do zwycięskich bitew. A jak była za bardzo zwycięska – Rosjanie wywieźli ją wraz z kadrą, żeby pracowała dla nich. Niepodległość musi być kompletna – albo jest niewiele warta. Jak cnota, że odwołam się do staropolskiego powiedzonka. Zniewolony militarnie naród nie jest w stanie ani tworzyć kultury, ani z niej korzystać, zniewolony kulturowo – będzie głupio używał i gospodarki i armii, a nawet samej kultury. Trwa to długo – do tej chwili mamy jedyne chyba takie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które finansuje instytucje nastawione na niszczenie tej kultury, potulnie rezygnuje z tworzenia i wspierania własnej elity narodotwórczej, nie ma nawet odwagi czy zdolności, by stworzyć własne narzędzia porozumiewania się z Polakami, własną gazetę, własny tygodnik kulturalny – zostawiając nie tylko twórczość, ale i selekcję tej twórczości, promocje określonych dzieł i wartości – w rękach różnych grup interesów. Więc pederaści i neomarksiści to prawie ta sama grupa, lansują swoje wartości, łapówkarze popierający a to islam, a to Sorosa, wciskają Polakom, co każą im ich mocodawcy – brak jednak programu dla wspólnoty. A ten powinien zacząć się od oczyszczenia społeczeństwa zgodnie z hasłem Piłsudskiego, które widzę, że muszę przypomnieć: bić kurwów i złodziei.

No to wróciliśmy do Piłsudskiego. Wciąż podkreślasz, że Piłsudski zmienił nastawienie Polaków: z cywilnego na militarne.

Tak, choć brzmi to niepoprawnie: militaryzacja ducha polskiego była jedną z największych zasług Piłsudskiego. W czasach jego młodości Polacy byli narodem niemal chorym psychicznie, zrozpaczonym, spotykającym się na pogrzebach, świętującym rocznice klęsk. Władzom carskim udało się zatomizować społeczeństwo, wojskowość była nam obca, nie mieliśmy w polszczyźnie własnych komend wojskowych. Ten naród trzeba było przerobić – i Piłsudski był właśnie takim rzeźbiarzem, twórcą który na nowo lepi Polaków. W 1903 r. wprowadził zasadę „rozporządzalności” (dyspozycyjności) i taktykę „drobnych manifestacji”. W 1904 r. ogłasza taktykę walki czynnej, rok później tworzy Szkołę Bojową PPS. Od 1907 r. powstają Koła Milicyjne PPS. Te „drobne manifestacje”, „akcje dwuminutowe” nazwalibyśmy dziś treningiem psychologicznym. Pepeesowcy wbiegają w tłum, rozwijają sztandar, wykrzykują parę haseł i znikają. Niby niewiele, ale dzięki temu przestają się bać – i tłum też przestaje się bać. Piłsudski wysyłał czasem większą niż było potrzeba liczbę bojowców na zbrojne akcje. Mieli się wyzbyć lęku, oswoić z bronią. A w 1918 r. to oni będą rozbrajać Niemców. Mówię to w skrócie, ale właśnie taki skrót pozwala docenić drogę: od społeczeństwa cywilnego, zatomizowanego, wystraszonego do wspólnoty żyjącej według etosu rycerskiego. Oczywiście nie cały naród był taki, ale etos elit II Rzeczypospolitej to odbudowany przez piłsudczyków etos rycerski. Dlatego możliwe było zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej. To była bitwa całego narodu.

 

 Jest to tylko początek artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

Źródło: e-wpis.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy