Intelektualna histeria historyka ... Daviesa

Leszek Galarowicz 22-01-2017, 21:31
Artykuł

Nie trzeba było długo czekać na kolejny propagandowy spektakl tygodnika Tomasza Lisa. Po opisywanym przeze mnie występie „kwartetu celebrytów” przyszła pora na wytoczenie dużo cięższych armat. W najnowszym „Newsweeku” jako recenzent władzy występuje Norman Davies – historyk honorowany orderami, odznaczeniami i nagrodami - pisze Leszek Galarowicz w "Gazecie polskiej Codziennie".

Walijski historyk nie tylko fundamentalnie błądzi w diagnozach dotyczących obecnej władzy, ale też mimowolnie przypisuje jej akurat te cechy, które są znakiem rozpoznawczym dzisiejszej opozycji: „Polska wpadła w ręce zadziornych, zaczepnych ludzi, którzy uważają, że mają absolutną rację. Jedną, słuszną, prawdziwą i niepodlegającą żadnej dyskusji, a przede wszystkim nieliczącą się ze zdaniem innych”.Niedopasowana teza

Diagnoza jak ulał pasuje, ale do innej formacji. Tej, która wywodzi się jeszcze od Unii Wolności. To jej członkowie i wyborcy byli przeświadczeni, że mają absolutną rację. Dogmatyczne myślenie jest zresztą do dziś zakorzenione w jej spadkobiercach, czyli PO. Nie można dyskutować nad Smoleńskiem, nie można podważać legendy Wałęsy, nie można krytykować UE...

Wiele można zarzucić obecnej władzy, ale twierdzenie, że rządzący „nie mają żadnego własnego pomysłu, żadnego pozytywnego programu, a ich jedynym programem jest negacja”, to przykład kompletnego niezrozumienia sytuacji w naszym kraju. Można dyskutować, czy pomysły pomocy rodzinie, obniżenia wieku emerytalnego czy reformy edukacji nie spowodują negatywnych skutków dla finansów państwa. Zresztą rozmawiać trzeba. Jednak absurdalna jest krytyka braku pozytywnego programu. Znany historyk nie chce dostrzec, że negacja to dziś twarz opozycji. Im większy chaos, im więcej destabilizacji, tym lepiej dla „obrońców demokracji”, a najlepszym tego przykładem była schizofrenia PO i Nowoczesnej wobec programu 500+, kiedy najpierw byli przeciw, a potem zarzucali władzy, że rozdaje za mało.

Mityczny wyborca PiS u

Diagnozy Daviesa oddalają się od rzeczywistości, gdy kreśli wizerunek typowego wyborcy PiS u: „W Polsce PiS popiera jedna trzecia społeczeństwa i ta mniejszość udaje, że jest całym narodem. Uzurpuje sobie prawo do wyrażania woli narodu”. Można zgodzić się z nim co do określenia skali poparcia, ale już kuriozalne są tezy, że wyborcy PiS u cierpią na manię nieomylności i stawiają się w roli wybrańców. Toż to wypisz, wymaluj opis dzisiejszej opozycji, która zdemoralizowana przez lata kolejnych wyborczych sukcesów pielęgnowała poczucie wyższości wobec odmiennie myślących. Skala intelektualnych uproszczeń, którymi posługuje się Davies, jest zastraszająca. Odsłania ją m.in. fragment, w którym mówi: „Ten element narodu, który ciągle czuje się pokrzywdzony lub niezadowolony. A wśród tych niezadowolonych jest bardzo dużo kleru” (!).

Diagnoza kondycji Kościoła w naszym kraju to osobny rozdział. Dowiadujemy się, że to KK jest współodpowiedzialny za obecną sytuację. I tu gubi Davies resztki racjonalności, twierdząc np.: „Wolna Polska miała być jedną wielką teokratyczną parafią, w której wójt pije herbatkę z plebanem i wszystko załatwia na plebanii” albo „Niezadowolenie, które wyniosło PiS do władzy, zaczęło się w Kościele”.

Tworzenie wrogów

Trudno znaleźć racjonalne wyjaśnienie tezy historyka, na przedstawienie rządzących jako tych, którzy kreują się na męczenników. Bo i trudno wskazać w historii wolnej Polski okres, w którym władza stałaby się przedmiotem tak bezwzględnego ataku. Fałszywe są u Daviesa i diagnoza, i przyczyny: „Robi to (władza – red.), aby mieć pretekst do obrony, czyli podkładkę do swoich działań skierowanych przeciwko fikcyjnym wrogom”.

Działania KOD u, opozycji parlamentarnej, ataki mediów dawno przekroczyły granice merytorycznej krytyki, a stały się działaniem, o którym można powiedzieć, że zmierza do obalenia rządu.

Intelektualna histeria pobrzmiewa także w tezach Daviesa dotyczących rzekomej mistyfikacji historii: „Ta dziwaczna falsyfikacja Solidarności, gdy nagle okazuje się, że panowie Kaczyńscy są ważniejsi niż Lech Wałęsa. Albo ta herezja smoleńska – przecież to nie służy niczemu innemu, jak tylko nowemu podziałowi społeczeństwa na swoich i wrogów”. O czyjej wizji opowiada Davies, pozostanie chyba jego tajemnicą. Historyk, podobnie jak część elit, przyjmuje legendę Wałęsy jako prawdę objawioną. A przecież obecna wiedza nie odbiera przywódcy Solidarności wszystkich zasług, nakazuje jedynie na jego rolę spojrzeć inaczej. Znamienne jest użycie sformułowania „herezja smoleńska”, tak jakby wszyscy, którzy mają wątpliwości co do katastrofy, wkraczali w sferę dogmatu jakiejś wiary. „Kto dogmatowi się sprzeciwia, chce wyłącznie dzielić społeczeństwo” – zdaje się mówić.

Davies opisuje polski parlament jako „instytucję fasadową, w której tyrania większości tłumi jakąkolwiek dyskusję”, a partia rządząca „chce odgrywać przewodnią rolę narodu. To powrót do PRL u”. Karmi nas wizją, którą doskonale znamy z wizji aktorów celebrytów. Historyk też się obawia, bo „rządzący wpędzają Polskę w stan zagrożenia”. Kropkę nad „i” stawia, gdy w usta Józefa Piłsudskiego wkłada to, co sam by postulował, tylko jakby obawiał się głośno wyrazić: „Takich ludzi jak Kaczyński i jego otoczenie Piłsudski wsadziłby do więzienia”. Nie „ja”, tylko „Piłsudski” by tak uczynił. Mniejsza o to, za co, paragraf się znajdzie.

Bez argumentów

Nie można odmawiać nikomu prawa do krytyki, ale uczciwość nakazuje, by była ona sensownie uzasadniona. Nie wystarczą tytuły, zasługi, nazwisko, by ferować odbiegające od rzeczywistości diagnozy i oceny. Jeszcze raz się okazało, że gdy „autorytety” zabierają się do oceny obecnej władzy, zaczynają doświadczać intelektualnej histerii w miejsce racjonalnego myślenia. Zachodzę w głowę, z jakiego powodu Davies włączył się do chóru krytyków, zastępując rzetelną krytykę argumentami o powrocie do PRL u, tworzeniu wrogów czy wsadzaniu ludzi do więzień.

Po raz kolejny się okazuje, że nawet najbardziej znaczące tytuły nie są usprawiedliwieniem dla wywodów sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem. Jak to się dzieje, że nawet umysły, które powinny być odporne na manipulacje i powinny być ostrożne w formułowaniu sądów, cierpią na rodzaj intelektualnego szaleństwa? Czyżby Davies, podobnie jak część europejskich elit, wpadł w pułapkę uprzedzenia? Genezę zjawiska trafnie skomentował w jednej z debat o Polsce w PE profesor Ryszard Legutko, który jako źródła tego umysłowego zafiksowania wskazał właśnie niewiedzę i uprzedzenie lewicowych europosłów.

Tekst pochodzi z "Gazety Polskiej Codziennie"

Źródło: "Gazeta Polska Codziennie"

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy