Gdy zbraknie łez, jest jeszcze krew... Jan Romocki. Poeta Batalionu "Zośka"

Anna Piotrowska 18-08-2014, 00:10
Artykuł
Jan Romocki Bonawentura
Wikipedia/ Domena Publiczna

Jan Romocki "Bonawentura". Młody, początkujący poeta. Żołnierz harcerskiego Batalionu Armii Krajowej "Zośka". Jego literacka spuścizna zamyka się w zaledwie dwudziestu utworach. Więcej napisać nie zdążył. 19-letnie życie "Bonawentury" brutalnie przerwała nawałnica bomb nieprzyjacielskich, które 18 sierpnia 1944 roku spadły na powstańczy szpital przy ul. Miodowej 23.

Jaka szkoda, że mam tylko siedemnaście lat,
że mnie nie chce brać na serio caluteńki świat...

Dorobek poetycki "Bonawentury" to ledwie zapowiedź, namiastka tego, co mógłby napisać, gdyby jego losy potoczyły się inaczej. W oryginale nie zachował się żaden z wierszy. Ocalał jedynie zeszyt, na kartach którego  zapisała je matka Janka, opatrując datami. Pierwszy pochodzi z listopada 1940 roku, ostatni napisany latem roku '43. Wczesna poezja to młodzieńcze żale, dylematy chłopca wkraczającego w życie, pytania na które szuka odpowiedzi. Z czasem nabrała jednak innego charakteru - stała się prawdziwą poezją Żołnierza Polski Walczącej. Niewielu z nas wie, że przywoływana niejednokrotnie „Modlitwa”, towarzysząca powstańcom w najtrudniejszych chwilach, która uzyskała miano anonimowej, jest właśnie jego autorstwa.

Janek urodził się 17 kwietnia 1925 roku w rodzinie Pawła i Jadwigi z domu Niklewicz. Od 1936 roku uczęszczał do Prywatnego Liceum Towarzystwa Ziemi Mazowieckiej, które ukończył - już na tajnych kompletach - w maju 1941 roku zdając egzamin maturalny. W tym właśnie roku za sprawą swego starszego brata Andrzeja zaangażował się w działalność konspiracyjną wstępując do samokształceniowej organizacji "Pet" czyli "Przyszłość". Uczestniczył wówczas w akcjach małego sabotażu wykonywanych w ramach współpracy "Pet-u" z Wawrem.

Dłoń nabiegniętą siecią żył
Gorącą od purpury
Chcemy zacisnąć z wszystkich sił
I straszną wznieść do góry

Kiedy w 1942 roku organizacja do której należał weszła w skład Grup Szturmowych Szarych Szeregów, Janek został członkiem drużyny "Sad 400" ("Sabotaż i Dywersja") Hufca Południe. W trakcie tego etapu swojej pracy przeszedł podstawowe szkolenie wojskowe i dywersyjne. W okresie od września 1943 r. do maja 1944 r. uczestniczył w II turnusie wojennej podchorążówki - Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty "Agrykola".  Ukończył ją z lokatą 17, uzyskując stopień plutonowego podchorążego. W nocy z 4 na 5 kwietnia 1944 r. wziął udział w akcji wysadzenia mostu kolejowego na rzece Wisłok koło wsi Tryńcza, realizowanej w ramach szerszej operacji o kryptonimie "Jula", która była z kolei częścią działań związanych z Akcją "Burza".

"Bonawentura" był jedną z najbardziej lubianych osób w "Zośce". Bogdan Deczkowski wspominał, że choć nie był tak przystojny jak Andrzej, miał w sobie ogromne pokłady energii, pogody i czaru, którymi zdobywał serca. - Był zupełnie inny od Andrzeja. Brat-łata. Przystępny, otwarty, pełen niefrasobliwego humoru, razem z Baczyńskim tworzyli niezrównany duet w dowcipach. Obydwaj byli po prostu uśmiechem naszej kompanii - mówił.

A kiedy Ci zabraknie kul
-
Na szalę ciśnij serce

1 sierpnia 1944 r. Jasiek został mianowany podharcmistrzem. Wychodząc na barykady stolicy powiedział tylko: "Tak trzeba, Mamusiu"... W powstaniu wziął udział jako dowódca 1 drużyny I plutonu "Sad" kompanii "Rudy" Batalionu "Zośka". Już 4 sierpnia wyróżnił się waleczną postawą. Kiedy na pozycje "Sad-u" ulicą Ostroroga wjechała niemiecka kolumna samochodowa, Janek zdecydowaną i czujną postawą poderwał żołnierzy swojej drużyny do ataku na niemieckie wozy, którzy błyskawicznie ostrzelali je i obrzucili granatami. W wyniku natarcia oddział nieprzyjaciela został rozbity. Zdobyto także 4 samochody ciężarowe, broń, amunicję i kilkunastu jeńców. Z udział w rozbiciu niemieckiej kolumny samochodowej, w czasie którego został lekko ranny, otrzymał Krzyż Walecznych.

Do 12 sierpnia przeszedł cały dotychczasowy szlak bojowy kompanii "Rudy", walcząc na Woli, Muranowie, Stawkach. Tego właśnie dnia o godz. 16.20 Andrzej Morro poprowadził żołnierzy plutonów "Alek" i "Sad" do ataku, którego celem było zdobycie szkoły i magazynów na Stawkach. Krwawe walki przy ul. Stawki pochłonęły życie znacznej części III plutonu kompanii "Rudy". Choć drużynie Janka udało się zdobyć teren magazynów, to w natarciu tym on sam odniósł rany. Tym razem bardzo poważne. Trafił do powstańczego szpitala przy ul. Miodowej 23. Aleksander Kamiński opisał w swojej książce poświęconej żołnierzom "Zośki" i "Parasola", spotkanie braci Romockich właśnie w tym szpitalu, kiedy Andrzej przyszedł do rannego brata w odwiedziny:

"Bonawentura leżał z Michałem, z kompanii Giewonta. Było czysto i dużo miejsca. Andrzej Morro wniósł zapach dymu. Miał osmoloną twarz przez wybuchy "szafy", spalone brwi, obandażowaną głowę. - Cześć bohaterom - powiedział rześko, kładąc chłopcom na kołdrze po złocistej pomarańczy. Doktor Brom (Zygmunt Kujawski - red.) pocieszał go, że stan Jaśka poprawia się".

Było to ich spotkanie ostatnie. Już następnego dnia huraganowy ogień nieprzyjaciela pojawił się przy ul. Miodowej. Na szpital padły bomby... Kazimierz Kodym, także żołnierz "Sadu", który leżał na jednej szpitalnej sali z Jankiem, w liście do Barbary Wachowicz pisał: "Jasio leżał na jednym boku, twarzą do mnie i rozmawialiśmy sobie... (...) Uśmiechnął się i zaczął coś mówić, ale tego już nie usłyszałem. Huk. Błysk. I ściana położyła się na nas. Bomba runęła na nasz szpital". Janek spadł z pierwszego piętra. Nie przeżył. 21 sierpnia przyznano mu pośmiertnie order Virtuti Militari V klasy z uzasadnieniem: "za wyjątkową odwagę osobistą wykazaną w walkach i za bohaterskie, pełne poświęcenia prowadzenie natarcia na nieprzyjaciela w rejonie Powązek".

Niech się Mamuśka nie niepokoi. Będzie dobrze. Wszyscy jesteśmy zdrowi...

23 sierpnia Andrzej pisał do matki: "Kochana moja Mamuśku! Nie wiem kiedy się wszyscy zobaczymy, bo plany nasze i przypuszczenia lekko nawaliły, ale niech się Mamuśka nie niepokoi. Będzie dobrze. Wszyscy jesteśmy zdrowi. Jasiek tez pisał, ale adresował na dawny adres. Chłopcy się świetnie spisują". Wiedział już wówczas o śmierci brata. Matka z kolei nie wiedziała, że obu synów nie zobaczy już nigdy. Wróciła do Warszawy w lutym 1945 roku. 17 lutego, dzięki Witoldowi Morawskiemu - ostatniemu dowódcy "Rudego" - odnalazła grób Janka na prowizorycznym cmentarzu w okolicy powstańczego szpitala, w którym zginął. Pogrzeb poety Batalionu "Zośka" odbył się 13 marca. Chowano go wraz z ciotecznym bratem - Stanisławem Leopoldem - żołnierzem Batalionu "Parasol" - który "wciągnął" obu braci Romockich do konspiracji. Według wspomnień Jadwigi Romockiej, miały być to dwa pierwsze powstańcze pogrzeby na działce, która stanowi dziś Kwaterę "Zośki".

12 marca 1947 roku Powstańcza Matka w pamiętniku, na karty którego przelewała niewyobrażalny ból, napisała: "Jasieńku - dwa lata od Twego pogrzebu! Co zrobić, żeby móc o tym myśleć spokojnie? Każda minuta tych dni jest tak żywa. I Twój głos taki wyraźny w okrzyku >> mamo, nie ruszajcie << - idzie za mną i może mnie do Ciebie doprowadzi. Ale Synu, kiedy?".

 Modlitwa
Od wojny, nędzy i od głodu
Sponiewieranej krwi narodu
Od łez wylanych obłąkanie
Uchroń nas Panie!

Od nieprawości każdej nocy
Od rozpaczliwej rąk niemocy
Od lęku przed tym, co nastanie
Uchroń nas Panie!

Od bomb, granatów i pożogi
I gorszej jeszcze w sercu trwogi
Od trwogi strasznej jak konanie
Uchroń nas Panie!

Od rezygnacji w dobie klęski
Lecz i od pychy w dzień zwycięski
Od krzywd, lecz i od zemsty za nie
Uchroń nas Panie!

Uchroń od zła i nienawiści
Niechaj się odwet nasz nie ziści
Na przebaczenie im przeczyste
Wlej w nas moc, Chryste!


 

CZYTAJ TAKŻE:

Andrzej Romocki. Ten, który wycisnął piętno na Batalionie "Zośka"

Romoccy. Nikt im iść nie kazał | Telewizja Republika

Źródło:

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy