Gadowski celnie przedstawia tzw. Słownik kieszonkowego „demokraty”! ZOBACZ!

Artykuł

Na początek wyjaśnienie, dlaczego chodzi o „kieszonkowego”(nie mylić z kieszonkowcami) – jest ono proste, bo nic większego tam jeszcze nie urosło - pisze w najnowszym numerze "Gazety Poplskiej" Witold Gadowski.

Wyjaśnienia wymaga także sam termin „demokracja”. Jej kieszonkowi miłośnicy nie wyobrażają sobie bowiem, aby nie miała przed sobą jakiegoś przymiotnika. Za PRL-u kontentowali się dopełnieniem: „socjalistyczna”, teraz chętnie mówią o demokratycznej demokracji, w odróżnieniu od tej zwykłej, która jest dla nich nie do przyjęcia, nieodmiennie przywodzi im na myśl zwycięzców w wyborach A.D. 2015: Prawo i Sprawiedliwość oraz Andrzej Duda, a przecież nie o taką demokrację „Farmazon” Franciszek Jagielski, pułkownik Mazguła, czy „gienierał” Dukaczewski walczyli.
Na wątki wiodące w myśleniu demokratycznych demokratów najlepiej naprowadza pan senator Jan Rulewski, który kiedyś – bez ogródek – objaśniał, kim jest „nasz sędzia”. Podobnie demokracja nie może być puszczona samopas, ona musi być tak demokratyczna, że aż „nasza”, inaczej po prostu przestaje być demokracją.

Adam

„Nasz Adam”, czyli Michnik Adam. Nasz niezawodny przewodnik po skomplikowanych meandrach nadwiślańskiej ponowoczesności. Kiedy sam zapuszczał się w labirynt bezpieczniackich dokumentów, to było to „demokratyczne zapoznanie się z historyczną zawartością dokumentów zgromadzonych przez naszych honorowych przyjaciół z drugiej strony Okrągłego Stołu”. Gdy do akt zaczęli zaglądać inni, wówczas mieliśmy do czynienia już tylko z „dziką lustracją”, „polowaniem na czarownice”, „nienawiścią” i „tym okropnym IPN, który należy zlikwidować”.
Gdy organ „naszego Adama” obficie czerpał reklamy i fundusze ze środków publicznych – państwowych i samorządowych – Redaktor Naczelny pouczał wszystkich, jak należy uczestniczyć – z talentem – w grze rynkowej i że w Trzeciej RP każdy ma w tej grze równe szanse.
Kiedy jednak strumień łatwych pieniędzy zaczął wysychać i organ niezałożonej, acz istniejącej, partii Adama Michnika zaczął gwałtownie chudnąć i marnieć, jego Naczelny podnosi lamentacje nad „totalitaryzującą się Polską” i brakiem „demokracji”. Demokracja nad Wisłą istnieje bowiem tylko wtedy, gdy opluwani przez „GW” Polacy pokornie znoszą swoje daniny do stóp Redaktora.
Właściwie dziś trudno dociec, jak ten nudny – jak flaki z olejem – publicysta i działacz neomarksistowski zdobył tak wielki wpływ i popularność w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Raczej trudno jest ten fenomen wytłumaczyć bez sprzęgnięcia go z koncepcjami najsłynniejszych „honorowych meblarzy” ubiegłego wieku: panów Kiszczaka i Jaruzelskiego.

Alimenciarz

Uliczna, uwspółcześniona, wersja „Naszego Adama”. W odróżnieniu od pierwowzoru nie zajmuje się czytaniem i nie nosi „crocksów”. Znany jest z płomiennych wystąpień na wiecach, drogich skórzanych kurtek i awersji do regularnej pracy. W jego wypadku demokracja osiągnęła już takie wyżyny, że nie widać z nich niczego innego, w tym także obowiązku płacenia alimentów na własne dzieci. Właściwie to człek niezwykle sprytny, wynalazł bowiem nową formę zabiegania o swoje utrzymanie – oto „demokraci” muszą mu płacić alimenty. Trwają więc zbiórki społeczne, mające zdrowemu herosowi „demokracji” zapewnić środki na wyszukane papu i fikuśne ciuszki.

Bastiony

Bastionami „demokratycznej demokracji” miał być każdy „demokratyczny próg”. Jak to jednak zwykle bywa, bojownicy ostali się jedynie w kilku dziedzinach i instytucjach, skąd – ku sromocie powszechnej – są, barykada po barykadzie, systematycznie wykurzani. Padła już reduta Trybunału Konstytucyjnego, gdzie długo ostrzeliwał się „Ordon” Rzepliński. Pod naporem demokracji (a więc „niedemokracji”) padają kolejne sądy. Z niektórych zresztą najbardziej heroiczni bojownicy Trzeciej RP wyprowadzani są w kajdankach (jak w Krakowie). Trwa oblężony Sąd Najwyższy, Madame Gersdorf.
Topnieje w oczach opór Krajowej Rady Sądownictwa. Osamotnieni miotają się: sędzia Tuleja i profesor – consigliere Stokłosy – Ćwiąkalski, marnieje w oczach profesor Zoll.
W szyku pozostają niezlustrowane wydziały uczelni wyższych oraz pospolite ruszenie marcowych docentów, wywalonych z armii trepów i przemalowanej bolszewii – Cimoszewicz, Rosati, Kalisz et consortes.

 

CHCESZ WIĘCEJ KUP "GAZETĘ POLSKĄ"

 

Nr 52 z 27 grudnia 2017

Źródło: Gazeta Polska

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy