Czy jesteśmy sami we wszechświecie? "Wzajemne spotkanie się odległych cywilizacji jest abstrakcją"

Artykuł
Telewizja Republika

- O. Serafin Rose, prawosławny teolog, stawia tezę, że odkąd straciliśmy nadzieję na życie wieczne, odkąd straciliśmy Pana Boga, to zaczęliśmy w poczuciu samotności, bezsensu, szoku z tym związanego, szukać innych stworzeń, które zastąpiłyby nam Pana Boga - mówił Tomasz Terlikowski, rozpoczynając w "Starciu cywilizacji" dyskusję o tym, czy we wszechświecie jesteśmy sami. Goścmi programu byli ks. prof. Marek Tatar, kierownik Katedry Mistyki Chrześcijańskiej UKSW oraz Tomasz Rowiński, publicysta, historyk idei.

Czy zaczęliśmy szukać stworzeń, które zastąpiłyby nam Pana Boga? 

- Debata o tym, czy jesteśmy sami we wszechświecie, została otwarta przy okazji odkrycia planet oddalonych od nas 40 lat świetlnych, więc stosunkowo i względnie „niedaleko”. Te planety mają znajdować się w tzw. geosferze, czyli mieć warunki, które w pewnym stopniu mają przypominać warunki życia na Ziemi. Są dużo bliżej swojego słońca, ale jest ono wygasające i są to planety skaliste. To może zdaniem specjalistów sugerować, że znajduje się tam jakaś forma inteligentnego albo – w ogóle życia. Czy w ogóle są nam takie rozważania potrzebne? O. Serafin Rose, prawosławny teolog, stawia tezę, że odkąd straciliśmy nadzieję na życie wieczne, odkąd straciliśmy Pana Boga, to zaczęliśmy w poczuciu samotności, bezsensu, szoku z tym związanego, szukać innych stworzeń, które zastąpiłyby nam Pana Boga – powiedział Tomasz Terlikowski.

- W tej informacji był inny wydźwięk. Nie było jednak mowy o życiu, tylko o tym, że to potencjalne miejsca, gdzie ludzie mogliby się przenieść. Wychodziłbym od tego, że póki nie ma podstaw, by sądzić, że gdzieś życie istnieje, to można spokojnie zakładać, że jesteśmy sami we wszechświecie. Jeśli się okaże, że gdzieś coś znajdziemy, to pewnie coś będzie trzeba dopisać do traktatów. Wydaje mi się, że to też jest straszne science-fiction, bo problemem jest sama odległość, skoro 40 lat świetlnych lecielibyśmy milion lat, to powiedzmy że dotarcie tam jest abstrakcją. Zweryfikowanie wzajemnego istnienia takich cywilizacji byłoby praktycznie niemożliwe – zauważył Tomasz Rowiński, historyk idei.

Na jakiej zasadzie z nielogicznego przypadku miałby powstać logiczny układ? 

- Myślę, że to poszukiwanie życia wiąże się z głębokim przyjęciem jednej z wersji teorii ewolucji, ślepej ewolucji, która miała następować ślepo i w sposób niezaplanowany, przeciwnie wobec kreacjonizmu. Mamy taką teorię, która jest ateistyczna z założenia i według tej teorii, jeśli przypadek mógł doprowadzić do powstania tutaj życia inteligentnego to jest proste pytanie - dlaczego w nieskończonym wszechświecie nie mogłoby powstać życie gdzie indziej? – zastanawiał się Terlikowski


 

- Jeśli ci, którzy szukają życia pozaziemskiego, często są wyznawcami takiej ateistycznej teorii ewolucji, to w założeniu, że wszechświat jest pełen istnień żywych, jest przekonanie, że tak naprawdę jest jakaś struktura rzeczywistości, która sprawia, że do poczęcia życia we wszechświecie dochodzi. Jeśli mamy do czynienia tylko z niesamowitym przypadkiem, że na ziemi wytworzyło się życie i doszło do skomplikowanych jego form, to mamy coś takiego, że nie powinno wydarzyć się coś podobnego we wszechświecie. Jakby fizycznie to jest niemożliwe, krytycy teorii ewolucji mówią, że liczba wydarzeń we wszechświecie jest mniejsza niż prawdopodobieństwo powstania tak zaawansowanej istoty jak człowiek. Mamy więc tu do czynienia z czymś nieprawdopodobnym. Ja myślę, że to jest pewna sprzeczność, bo jeżeli to tylko przypadek, to wydaje mi się, że jesteśmy sami – zauważył Rowiński

- Ślepy przypadek jest przyjmowany i na tym rozbudowane są koncepcje ujęcia. To jest jednak tylko założenie. Opieramy się na pewnym założeniu, ale nie mam żadnych dowodów. Mamy założenie „big bangu”, ale co jest tego podstawą? Na jakiej zasadzie powstaje logiczny układ z nielogicznego przypadku? Ja postrzegam to jako sprzeczność samą w sobie – zaznaczył ks. prof. Marek Tatar.

"Jest w nas chyba potrzeba obcych" 

- Nawet jeśli jakieś „alieny” istnieją, to i tak zostałyby zbawione przez wcielenie Logosu, Syna Bożego w człowieka, co stawia znów człowieka w centrum historii Zbawienia – powiedział Tomasz Terlikowski. - Mamy jedną sektę, która wprost odwołuje się do istnienia alienów - scjentologię. W niektórych nurtach duchowości New Age pojawia się też element kontaktu z istotami pozaziemskimi. Jest w nas chyba jakaś potrzeba obcych, innych. W poprzednich wiekach zaspokajaliśmy ją kontaktem z aniołami – dodał gospodarz „Starcia cywilizacji”.

- To samo jest z pamięcią o zmarłych, która jest tutaj bardzo charakterystyczna i w katolicyzmie odgrywa ogromna rolę nie na zasadzie kultu zmarłych, ale świadomości istnienia. Liturgia to określa, że „życie Twoich wiernych Panie zmienia się, ale nie kończy” i gdy idziemy na pierwszy lepszy cmentarz, uderza mnie napis „los tak chciał”. Rodzi mi się pytanie, kto to jest los? - zastanawiał się ks. Marek Tatar. - Na jakim objawieniu opierają się scjentolodzy? Jakie mamy wyrazy objawienia? My opieramy się na czymś udowadnialnym, dziś tylko niepoważny naukowiec powie, że Jezus nie istniał. Co innego jest, że ktoś przyjmuje bóstwo Jezusa Chrystusa lub je odrzuca, ale tylko niepoważny historyk będzie dziś kwestionował historyczność Jezusa – dodał.


 

- Te kulty są podbudowane scjentystycznie. Mamy teorię, że życie na ziemi trafiło z kosmosu. Skoro trafiło z kosmosu, to nie musiało być to przypadkowe, ktoś je przyniósł i nasza planeta jest wielką hodowlą, eksperymentem i są superzaawansowani technologicznie kosmici, którzy tak potrafią się przemieszczać, że nic o nich nie wiemy. Wybierają tych, którzy mają mieć większą wiedzę- to taki model gnostycki. Ja oddzieliłbym naukowców, którzy odkryli te planety, od zjawiska ufologii w kulturze – podkreślił Rowiński.

"Ludzie poszukują pewnej formy życia, która da im poczucie zakorzenienia" 

- To dobrze, że planety są odkrywane i dobrze, że badamy wszechświat, choćby dlatego, że pięknie o tym mówi św. Paweł w pierwszym rozdziale listu do Rzymian: poznanie potęgi wszechświata, jego logiczności, matematyczności odsyła nas do racjonalności i wielkości Boga. Mnie nawet mniej interesuje debata naukowców, bardziej mnie interesuje, co dzieje się w kulturze, bardzo szeroko pojętej przestrzeni duchowości – mówił Terlikowski.

- W tym sensie ludzie poszukują pewnej formy życia, która daje im poczucie zakorzenienia. Gdy utracą poczucie obecności nadprzyrodzoności, to poszukują substytutów. Jest teraz moda na zamrażanie się. Ludzie moment po śmierci są wkładani do zamrażarki z nadzieją, że zostaną rozmrożeni wtedy, kiedy technologia pozwoli ich ożywić. To są pewne nurty tego samego myślenia - parareligijnego myślenia opartego na autorytecie nauki – zauważył Tomasz Rowiński.

- To mocno wynika z natury człowieka. Podoba mi się koncepcja prezentowana przez o. Jozafata Nowaka. On przedstawił to w trzech fazach. Mówi o religijności genotypicznej, to co generalnie określa się jako zmysł wiary. Nie ma dyskusji co do faktu religijności człowieka i ujawniającego się pragnienia odpowiedzi na pewne pytania dla niego ważne, ale które nie zamykają się do sfery doczesnej – wspomniał ks. prof. Marek Tatar. - Następnie mówi o religijności fenotypicznej, to jest coś, co czasami się przewija się jako stwierdzenie „urodziłeś się katolikiem, to jesteś katolikiem, gdybyś urodził się muzułmaninem, byłbyś muzułmaninem” - wpływ środowiska, kultury, wychowania. Jozafat Nowak mówi jednak, że de facto do rozwoju właściwej duchowości dochodzi wtedy, kiedy mamy do czynienia ze spotkaniem intra- i interpersonalnym. Mówi – to jest trzeci etap, niepokonywalny. Pytanie, czy charakterem religijnym żyjemy, czy tworzymy sobie religijność adekwatną do naszych potrzeb? Czy odwracamy księgę rodzaju, gdzie Bóg tworzy człowieka na swój obraz i podobieństwo i tworzymy Boga na swój obraz i podobieństwo? - podkreślił ks. Tatar.

- Mamy niebezpieczną tendencję do pandiabolizmu, pansatanizmu, co jest bardzo niebezpieczne. To często występuje w sektach. Kojarzy mi się to z niebezpiecznym trendem uwalniania, przenoszenia zła, to co nazywa się grzechem pokoleniowym, oddziaływaniem „złego, który może mi coś zrobić”. Zgoda na dobro i zło jest wynikiem wolnej woli człowieka – dodał ks. prof. Marek Tatar.  

Źródło: Telewizja Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy