Czas na niepodległościowe elity, czyli Ulica kontra Przedpokój!

Piotr Lisiewicz 12-04-2017, 14:01
Artykuł

Obozowi niepodległościowemu nie zaszkodzi tysiąc materiałów Jakuba Sobieniowskiego w TVN, sto okładek tygodników robiących wariata z Antoniego Macierewicza ani nawet decyzja szefów portalu Wirtualna Polska o tym, by w antypisowskich manipulacjach przebijać „Gazetę Wyborczą”. Zaszkodzić mogą mu tylko mięczaki, kapitulanci i dezerterzy we własnym obozie. Ostatnie tygodnie to ich mała ofensywa - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym numerze "Gazety Polskiej"

6 kwietnia Piotr Skwieciński napisał na portalu wPolityce.pl: „w wypadku PiS dla odwrócenia sondażowej dekoniunktury żadne, nawet najdalej idące i najboleśniejsze ograniczenie programowe, żadna, nawet najdalej idąca i najboleśniejsza korekta personalna, nie byłaby ofiarą przesadnie wielką”.
To jasne postawienie sprawy, wymagające równie jednoznacznej odpowiedzi.

Skwieciński zwalnia Macierewicza

Pomóżmy Skwiecińskiemu wyartykułować to, przed wypowiedzeniem czego wprost się powstrzymał: otóż uznał on za dopuszczalną – oczywiście dla dobra PiS – dymisję ministra obrony Antoniego Macierewicza, któremu zarzucił wcześniej „chaos emanujący z MON”. Zamknijmy na moment oczy i wyobraźmy sobie, jak wyglądałaby dziś Polska, gdyby na czele MON stał jakiś umiarkowany wybraniec Skwiecińskiego. Otóż nie mielibyśmy na czele kontrwywiadu i wywiadu ludzi, co do których mamy gwarancję, że reprezentują polskie interesy i świetnie znają cały repertuar metod Rosji, jak Piotr Bączek i Andrzej Kowalski. Zamiast nich kierowaliby tymi instytucjami nieznani bliżej oficerowie, których nominacje byłyby kompromisem pomiędzy nową władzą a WSI. Z tym że za parę lat okazałoby się, iż do Marka Dukaczewskiego było im zdecydowanie bliżej. Gdy chodzi o generalicję, zmiany polegałyby głównie na wzajemnym zamienianiu się stołkami. A nieliczne dymisje generałów minister odwołałby po liście Jerzego Owsiaka, w którym wskazałby on ich zasługi dla WOŚP. Obrona Terytorialna też by nie powstała, bo tworzenie tak przestarzałej formacji odradziliby ministrowi niemieccy fachowcy, a informacje „Gazety Polskiej” o tym, że zrobili to na prośbę rosyjskich kolegów, nie znalazłyby stuprocentowego potwierdzenia. Chaosu nie byłoby z pewnością. Spokój panowałby w wojsku. Można by rzec: grobowy.

Cykliczne operacje sondażowe

Sondaże – taki pretekst dla wysunięcia swoich postulatów podał Skwieciński. Miał pecha o tyle, że w kolejnych dniach po jego publikacji pojawiły się badania zaprzeczające spadkowi notowań PiS. Nie wiem, czy Skwieciński udaje, czy naprawdę nie wie, że sondażownie stanowią w III RP jedno z narzędzi kreowania polityki. Przecież ten schemat sondażowego ataku jest powtarzalny do bólu. Od czasu objęcia rządów przez PiS po każdym z ostrzejszych starć z opozycją pojawiają się sondaże, według których jedna lub druga z partii opozycyjnych już-już dogania PiS. A czasem nawet przegania – tak było już w grudniu 2015 r., gdy po pierwszej awanturze o TK pewna sondażownia ogłosiła, że wybory wygrałaby Nowoczesna, a najpopularniejszy polityk to Petru.
Mechanizm owej presji jest powtarzalny – skoro można przypuszczać, że notowania PiS po trudnym starciu spadną na przykład o 2 proc., to ogłaszamy, że spadły o 8 albo 10 proc. Po co? By wywołać efekt lawiny czy też kuli śnieżnej. Skoro Polacy zobaczą, że poparcie PiS leci na łeb, na szyję, to mają się przyłączyć do jej zawstydzonych byłych zwolenników. Jednocześnie doganiająca partię rządzącą PO lub Nowoczesna ma zyskać poparcie kosztem tej drugiej. Ani razu owa presja nie przyniosła dotąd skutku. Dlaczego? Głównie dlatego, że „pisowski lud” jest zdecydowanie mądrzejszy od Skwiecińskiego, gdy chodzi o rozpoznawanie manipulacji wroga. Poza tym nie wszystkie sondażownie zaangażowane były w akcję, szybko pojawiały się badania, w których PiS nadal miażdżył rywali, co nie sprzyjało powstawaniu lawiny.
Poza wszystkim wywód Skwiecińskiego ma tę wadę, że nie uwzględnia roli Antoniego Macierewicza jako odgromnika, dzięki któremu pioruny rzadziej trafiają w innych ministrów. Zapewne najwięcej dzięki temu zyskuje Zbigniew Ziobro, bo gdyby nie sytuacja w armii, to on stałby się celem numer jeden.

Elity, czyli spór zasadniczy

Siła naszego obozu po objęciu władzy przez PiS polega na tym, że udało nam się zrealizować ideę, którą na łamach „Gazety Polskiej” głosiłem od jej początków – sojuszu niepodległościowych i antykomunistycznych idei z interesem zwykłych Polaków, pokrzywdzonych w czasie transformacji. Opartego nie na demagogicznych pokrzykiwaniach tego czy innego lidera, wykorzystującego w aktualnym politycznym sezonie łatwowierność ogłupianego przez niego ludu. A odwrotnie – na cierpliwym, ewolucyjnym, ale bardzo konsekwentnym i przemyślanym upodmiotowianiu zwykłych Polaków.
Jego niezbędnym składnikiem jest odebranie przywilejów elitom III RP. W 2012 r. w tekście „Salon. Przedpokój. Ulica” pisałem w „Nowym Państwie” w kontekście Smoleńska: „To, co nazywano polskimi elitami intelektualnymi, jest wynarodowioną elitą posowiecką. To osoby, których nic nie obchodzą losy Polski i Polaków, a tylko własne kariery. Dopóki nie zdegradujemy ich, brutalnie nie upokorzymy ich tak, by poczuli, że są tu elementem obcym, produktem kolaboracji mniejszości narodu, Polska nie będzie niepodległa”. Gdy opublikowałem ten tekst, Jacek i Michał Karnowscy przeprowadzili wywiad z Janem Dworakiem, ówczesnym szefem KRRiT, który przeczytał im te dokładnie słowa i zadał pytanie: „Podoba się to panom?”. Karnowscy odpowiedzieli, jak wynikałoby z podpisu, chórem: „Nie. Tenże Lisiewicz właśnie równie brutalnie opisał naszego szefa Pawła Lisickiego i kolegę redakcyjnego Piotra Zarembę. Nie jesteśmy pewni, czy należy go traktować poważnie. A poza tym wszystkim – nie nasze to środowisko. (…) Ekstremizmy są wszędzie”.
Ten spór pozostaje wciąż aktualny. Skwieciński, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „wSieci”, pisze dziś o wojnie PiS z owymi „elitami”: „Znajduje się w tym konflikcie z przyczyn częściowo obiektywnych i strukturalnych. Powstało przecież jako partia radykalnej zmiany; establishment z definicji musi się radykalnej zmianie opierać”.
Dalej jest jednak coraz bardziej ciekawie, bowiem jego zdaniem PiS pozostaje w owym konflikcie „częściowo, już po wyborach 2015 – również i z przyczyn subiektywnych. Ewidentnie bowiem tzw. centralny ośrodek dyspozycji politycznej podjął wówczas strategiczną decyzję o nie ograniczaniu własnych ambicji, nie negocjowaniu zakresu zmiany z owymi szeroko pojętymi elitami, tylko odwrotnie – o dokonaniu próby miażdżącego przełamania na wszystkich frontach”. Skwieciński proponuje więc, by PiS – w najlepszym przypadku – zmienił się w AWS-bis, który właśnie takie kompromisy zawierał. Skutkiem tego było zniknięcie tego ugrupowania ze sceny politycznej.

WIĘCEJ W ŚWIĄTECZNYM WYDANIU TYGODNIKA "GAZETA POLSKA"

 

Źródło: Gazeta Polska

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy