Cara–kagiebieżnika mowa o Wielkiej Rosji

Antoni Trzmiel, naczelny telewizjarepublika.pl 18-03-2014, 22:02
Artykuł
twitter/@EuromaidanPR

W perfekcyjnie zrealizowanym, wielokrotnie przerywanym "spontanicznymi oklaskami" orędziu prezydenta Rosji otrzymaliśmy od niego wizję "Wielkiej Rosji".

„Wasze wieliczestwo”, na wstępie śpieszę donieść:

Akt podpisany i po naszej myśli brzmi. (…)

Stał się dziś faktem, czemu nie zaprzeczy nikt.

26 razy przemówienie Władymira Władimirowicza przerywano oklaskami. Kremlowska realizacja telewizyjna, jak zawsze – wszak słusznie zauważył Włodzimierz Ilicz „kino to najważniejsza ze sztuk” – była mistrzowska. Perfekcyjnie białe były bluzki dziewuszek podających dokumenty inkorporacyjne, które – oczywiście – zabezpieczają „bezepastnost” ich przyszłości. Czynownicy wybijali oklaskami rytm z żołnierską precyzją, a wybuchy radości i spontaniczne łzy kobiet nie udzielały się jedynie kremlowskim żołnierzom w mundurach carskich, który wnosili sztandary zadzierając przy tym najwyżej na świecie. Melodia hymnu – wszakże Putin, po jelcynowskich ekscesach, przywrócił Rosji dobrze znaną melodię ZSRR, zmieniając jedynie słowa – brzmiała i dumniej i pewniej.

Długośmy na ten dzień czekali

Z nadzieją niecierpliwą w duszy

Odkąd towarzysz Putin

bez słów na mapie strzałki ruszył…

Dlaczego czekaliśmy tak na tę mowę tronową? Bo dotąd wnioskowaliśmy po czynach „samoobrony” w mundurach bez oznaczeń, ale za to w panterce nowego wzoru wojsk rosyjskich. Teraz otrzymaliśmy coś ważniejszego – wizję. Wizję – jak ją wprost nazwał Putin – „Wielkiej Rosji”.

Nim się jej przyjrzyjmy, odnotujmy, że ona już staje się faktem. Na marginesie – parafrazowana ballada barda „Solidarności” nosi tytuł, nomen omen, 17 września. I wszelkie podobieństwo jest tu nie przypadkowe. Czym różni się „ochrona obywateli” „Zachodniej Ukrainy” i „Zachodniej Białorusi” przed „zagrożeniem faszystowskim” od „rezerwowania prawa do ochrony ludności rosyjskojęzycznej gdziekolwiek się znajduje” i nagrodzonego owacją zapewnienia Putina: „Krym jest i będzie Ukraiński, Rosyjski, Tatarsko-Krymski, ale nigdy nie będzie Banderowski”? Czym różni się ówczesna bierność Zachodu od dzisiejszej? Bowiem Abbeville ws. Krymu (o czym już pisałem wcześniej) stało się faktem, gdy nie wysłaliśmy sealsów i marines, SAS, formozy, gromu, wspólnego polsko-ukraińskiego batalionu i t.p., by otoczyli „zielonych ludków” otaczających ukraińskie bazy. Podwójne okrążenie było dobrym rozwiązaniem. Władze w Kijowie nie mogły do zielonych strzelać, bo tylko o tym marzyli kremlowscy stratedzy (patrz nagłe ćwiczenia i koncentracja wojsk wzdłuż całej granicy białorusko – rosyjsko – ukraińskiej). Natomiast otwarcie ognia do zaproszonego przez Kijów kontyngentu NATO, złożonego z obywateli polskich, brytyjskich i przede wszystkim amerykańskich, oznaczałoby wojnę, do której Rosja nie jest (jeszcze – ?) przygotowana. To była właśnie słynna „cienka czerwona linia”. Mało liczebne wojska wobec kozackiej nawały dowiodły swojej skuteczności podczas pierwszej wojny krymskiej i powstrzymały na blisko wiek (do 1944 r.) ekspansję Imperium na zachód. Na to – już prawie – za późno.

 

 

Rosja podnosi głowę i przełamuje historię

Dzisiejsze argumenty Putina miały żelazną logikę – historyczną (Krym to „święte miejsce”; podobieństwo do dumnej Rosji), prawną (kazuistyka kosowska obnażająca dwulicową moralność Zachodu, obficie cytowany przezeń zbiór definicji ONZ na każdą okazję), woli społeczną (referendum i wyniki badań w całej wielkiej Federacji – jak zauważył prezydent „zupełnie zbieżne”), oraz te najważniejszą – bezpieczeństwa.

Pierwszą wojną czeczeńską rozpoczął zatrzymywanie historii. Powstrzymywanie „największej tragedii XX w.” jakim dlań był rozpad ZSRR. Teraz, poprzez zajęcie Krymu , daje wyraźnie do zrozumienia, że inauguruje przełamywanie przezeń historii.

Bowiem Władimir Władimirowicz mówił wprost nie tylko o naprawianiu chruszczowowskich błędów i wypaczeń (jakim było dlań przekazanie Krymu z Rosyjskiej SRR do Ukraińskiej SRR). To w sumie detal. Chodzi mu o coś więcej. Wyraźnie powiedział, że nie chodzi mu tylko o niewielki półwysep. Podkreślał, że obywatele ZSRR oczekiwali jedynie przechrzczenia Sojuza we Wspólnotę Niepodległych Państw z jednolitą walutą, polityką zagraniczną, etc. To WNP miało być „nowym rodzajem państwowości”, nie zaś niepodległość Litwy, Łotwy, Estonii, Białorusi, Ukrainy i innych.

– To wszystko pozostało w ramach obietnic. A wielkiego kraju już nie było – przyznał ze smutkiem Putin. – Rosjanie kładli się spać w jednym kraju, a obudzili się za granicą. Rosja pochyliła głowę i pogodziła się z tym – dodał, jednoznacznie dając przy tym do zrozumienia, że teraz Rosja podnosi głowę. I to wysoko.

– Prezydent Federacji Rosyjskiej otrzymał od Dumy Państwowej prawo użycia sił zbrojnych na terytorium Ukrainy. Z tego prawa prezydent nie skorzystał. Póki co – zaznaczał prezydent Federacji Rosyjskiej wyraźnie akcentując słowo „paka”. Mówił też, że „suwerenność może być tylko i wyłącznie rosyjską”.

Tę myśl kontynuował parę godzin później ze sceny na placu Czerwonym – My bardzo martwimy się o to, co się dzieje na Ukrainie. Ale wierzę, że Ukraina przezwycięży wszystkie trudności. Nie jesteśmy tylko sąsiadami. Jesteśmy najbliższymi krewnymi. I nasz sukces w przyszłości zależy dla od nas. I od Rosji i od Ukrainy – podkreślał.

Wpływ na przyszłość Ukrainy już sobie zapewnił operacją krymsko – doniecką, choć rację ma p.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow mówiąc, że „cyniczna agresja trwa” (ew. détente tylko ją rozhula). Ale Putin może już odtrąbić sukces. Kijów nie może uznać aneksji Krymu, ale spór terytorialny jest formalnym powodem uniemożliwiającym przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO. Nikt tego zresztą na zachodzie na serio tego nie proponuje, a i dziś władze w Kijowie oświadczyły, że do NATO się nie wybierają.

 

 

Cel: NATO won od rosyjskiego płota

Deklarację padły najwyraźniej zbyt późno. Bo w swoim pięćdziesięciominutowym kremlowskim przemówieniu wyraźnie wskazał jedno kluczowe zagrożenie, które przesądziło Anschlussie.

– Proszę się zastanowić. W Kijowie mówi się o przyłączeniu do NATO. NATO-wscy wojskowi to byłoby zagrożenie dla południowej Rosji (…) Nie wyobrażam sobie, żeby na Krymie byli marynarze NATO. To skądinąd fajne chłopaki. Ale nie mogą być gospodarzami – prezydent Putin próbował żartować, ale ten kluczowy opis w jego wizji świata był jasny.

I nie ograniczał się jedynie do Ukrainy. Bo sformułował Putin ogólną zasadę: NATO nie może zbliżać się „do płota, w którym to my jesteśmy gospodarzami”.

W tym kontekście trzeba przypomnieć prosty fakt, że Polska jest członkiem NATO (podobnie jak Litwa, Łotwa i Estonia) i sąsiaduje bezpośrednio z Federacją Rosyjską. Dlatego nie ma racji premier Donald Tusk mówiąc iż „znaleźliśmy się w nowej sytuacji strategicznej na lata”. Sytuacja nie jest bowiem nowa. Ale ma rację, wskazując, że się nie zmieni. Pytanie, czy mamy to, czego nam teraz bardzo potrzeba – nową odpowiedź. Dotąd najważniejszy sojusz z Ameryką tandemowi Tusk – Sikorski nie wychodził (patrz Tarcza Antyrakietowa). Choć, jak to dumnie podkreślał dziś Biden, to państwo „wydające dziesięć razy więcej na armie niż kolejne dziesięć państw razem wziętych”. Pytaniem otwartym jest dziś, czy uzyskaliśmy od USA coś więcej niż czasową demonstrację w postaci obecności kilku dodatkowych F-16 U.S. Air Force?

– It’s a challenging time – rozpoczął znamiennie wystąpienie w Warszawie wiceprezydent USA. Joe Biden ma rację – to czas wyzwań. Choć nic nie wskazuje na to, byśmy potrafili im sprostać.

Przed paroma dnia obchodziliśmy 15. rocznicę wstąpienia do NATO, prezentowaną w TVP jako „koniec historii”. Teraz okaże się, ile warty jest Sojusz. Bo dotąd nasza obecność w Pakcie Północnoatlantyckim, jak i on sam, jest mocno, coraz mocniej deklaratywna. Choć można to odwrócić. Zmienić dotychczasowe faktyczne członkostwo drugiej kategorii – bo na naszym terytorium nie ma prawie żadnej bazy naszych sojuszników. Dokładnie tak, jak domagała przed 1999 r. Rosja. I domaga się tego coraz wyraźniej.

Przed kilkunastoma tygodniami w rozmowie ze mną na antenie Telewizji Republika, dr Grzegorz Kostrzewa–Zorbas podkreślał, że to zdecydowana zero – jedynkowa postawa Departamentu Obrony USA przesądziła o przyjęciu nas do NATO, gdy Departament Stanu (by nie drażnić Rosji) rozważał wałęsowskie „NATO-bis”. Zatem, de facto, strefę niczyją, czyli strefę gry dokładnie takiej, jaka toczy się od lat na Ukrainie.

 Warto także zauważyć, że Rosjanie nie chcieli wycofać się znad Wisły (Niemcy, by umożliwić wycofanie krasnoarmieńcom z DDR z pominięciem Polski, proponowali nawet łapówkę Czechosłowacji). A potem, gdyby nie szyfrogram premiera Jana Olszewskiego do przebywającego w Moskwie Lecha Wałęsy, prezydent podpisałby układ tworzący w sowieckich bazach spółki join-venture, co umożliwiłoby jeszcze bardzie swobodne operowanie FSB w Polsce niż to ma miejsce obecnie. Teraz Putin wskazał na wagę takich rozwiązań, podkreślając, że „żołnierze Rosyjscy nie wkroczyli na Krym. Oni już tam byli”. Dodał też, że „Rosja jest tam, gdzie groby rosyjskich żołnierzy”, którą to uwagę należałoby zadedykować Andrzejowi Wajdzie.

Sprzężenie obecnej sytuacji z początkiem lat 90. jest ogromne. Putin porównał zajęcie Krymu do zjednoczenia Niemiec i wypomniał, że Moskwa była „za” (oczywiście milcząc o tym, że przez pół wieku broniła się przed tym wszystkimi możliwymi sposobami, czego symbolem był Berliner Mauer).

Tymczasem Kanzlerin Merkel wykorzystała dziś okazję, by siedzieć cicho. A to do niej podczas kryzysu Ukraińskiego, jak wynika z zestawienia z opublikowanego niedawno w Internecie, niemal codziennie dzwonił Putin. Zatem milczenie Kanclerz Niemiec, która w swoim gabiniecie spogląda na portret carycy Katarzyny, jest znamienne. Milczenie jest przyzwoleniem. Słowa zapewne jeszcze padną. Władimir Putin przyjmie je ze spokojem. Wie, że liczą się czyny. Jak to ujął dziś Leszek Miller: „Prezydent Putin stanowi fakty, a zachód tylko oświadczenia”. Jednak mocna spóźniona diagnoza przewodniczącego sejmowej komisji spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny, iż „znaleźliśmy się w nowej epoce”, jest słuszna. Tyle, że to czyni mocno problematycznym strategiczne zwasalizowanie się obecnych władz w Warszawie wobec Berlina. Zwłaszcza, że prestiżowy Foreign Affairs tę nową sytuację nazwał w tytule analizy sprzed paru dni: „Powinniśmy się przyzwyczaić do niemiecko – rosyjskiej Europy”. Rzecz w tym, że Polacy, do czego jak czego, ale do tego nie mogli się przyzwyczaić.

Warto na koniec przywołać pointę cytowanego tu przeze mniej jako motto „Rejtana, czyli Raportu Ambasadora”. Opuszczam deskrypcję postaci Polski i Polaków, bo mowa wiązana Jacka Kaczmarskiego – i to stanowi o jego sile przekraczającej inspirację obrazem Jana Matejki – zawiera uniwersalne fragmenty tak dobrze przez niego rozumianej Rosji. Aktualne tak dziś, jak w 1980, gdy pisał tę pieśń, przybierając pasujący jak ulał kostium wydarzeń wieku XVIII.

Dlatego radzę: nim ochłoną ze zdumienia

Tą drogą dalej iść, nie grozi niczym to;

Wygrać, co da się wygrać! Rzecz nie bez znaczenia,

Zanim nastąpi europejskie qui pro quo!

 

Po Gruzji i Krymie Rosja właśnie to wie.

 

 

Źródło:

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy