Były szef kancelarii Komorowskiego wraca do Smoleńska. "Płacz, szok i świeczki przy pokojach"

Artykuł
WIKIPEDIA/ DOMENA PUBLICZNA

Jacek Michałowski były szef kancelarii Bronisława Komorowskiego w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiada o początkach swojej pracy i nastrojach jakie panowały tam po katastrofie smoleńskiej.

Współpracownik byłego prezydenta oświadczył, że po 10 kwietnia 2010 r. sytuacja w KPRP była „niezwykła”. – W kancelarii załamani, płaczący ludzie, szok, świeczki przy pokojach, zespół psychologów, których poprosiłem o pomoc – opowiada Michałowski. – A potem była historia z krzyżem smoleńskim – dodaje.

Zdaniem Michałowskiego przed Pałacem Prezydenckim dochodziło wówczas do profanacji krzyża „i to z jednej i z drugiej strony”. – Zarówno tych, którzy żądali pozostawienia go przed pałacem, jak i tych, którzy przychodzili naśmiewać się ze zwolenników krzyża. Jego przeniesienie było absolutnie potrzebne – podkreśla.

Były szef kancelarii Bronisława Komorowskiego przekonuje, że nie jest wrogiem Kościoła. – (…) Przeciwnie, czuje się częścią Kościoła. Błądzenie ludzi jest czymś naturalnym – i hierarchowie mogą się mylić – dodaje.

Pytany przez Dominikę Wielowieyską o mszę w intencji byłego prezydenta, która wywołała wiele protestów Michałowski stwierdził: „To bardzo przykre, tyle mogę powiedzieć, nie chcę nakręcać spirali oskarżeń”.

Michał zdradził również, że po odejściu z KPRP został prezesem Edukacyjnej Fundacji im. prof. Romana Czerneckiego (EFC), która zajmuje się przyznawaniem stypendiów dla ubogich dzieci z małych miejscowości. 

CZYTAJ TAKŻE: 

Lis o polityce zagranicznej Dudy: Lepiej byłoby ważyć słowa, dać się poznać, niż zacząć w stylu Lecha Kaczyńskiego od gromkich okrzyków 

Nałęcz o notatkach Komorowskiego: Są spotkania, które pozostają jedynie w głowach rozmówców

Źródło: Gazeta Wyborcza

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy