Baranowska: W liście prezesa do partii widać ocieplenie relacji z prezydentem

Artykuł
Kamila Baranowska, publicystka "Do Rzeczy"
Telewizja Republika

Dzisiejszymi gośćmi Rafała Ziemkiewicza w „Saloniku Politycznym” byli Kamila Baranowska z „Do Rzeczy”, Mariusz Gierej z „MPolska24” i Łukasz Warzecha z „Do Rzeczy”. – Od czasów Modzelewskiego i Kuronia to najsłynniejszy list do partii, który widzieliśmy. Jeśli do partii list pisze jej własny prezes to jest do jednak wydarzenie. Jarosław Kaczyński napisał list do członków PiS-u, który jest nawiązaniem do sprawy senatora Koguta. Pytanie – to pokaz siły Jarosława Kaczyńskiego, czy wręcz przeciwnie, pokaz tego, że już nie jest tak słuchany w Polsce? – przywitał swoich gości Ziemkiewicz.

– Traktowałbym to jako wyraz słabości, bo można powiedzieć, że senatorowie, którzy głosowali przeciwko zgodzie na areszt dla senatora Koguta, bo pamiętajmy, że nie chodzi o immunitet, mogli nie wiedzieć jakie są oczekiwania. To byłoby śmieszne tłumaczenie, linia Jarosława Kaczyńskiego i oficjalna linia PiS od dawna, nie tylko od początku tej kadencji, jest taka, że nie ma osób poza prawem i nawet naszych dociskamy. Prokuratura podlegająca ministrowi Ziobrze stawia zarzuty, więc trudno mieć wątpliwości, że oczekiwanie jest takie jakie jest. Senatorowie zrobili po swojemu, więc ten list odczytuję jako napomnienie w sytuacji, kiedy delikatny, ale jednak bunt nastąpił. Druga sprawą jest to, bo można zapytać – a co z immunitetami? Dlaczego Jarosław Kaczyński zapowiada, że będzie trzeba podpisać jakiś rodzaj lojalki związany z głosowaniem w takich sprawach, żeby znaleźć się na listach PiS, zamiast zapowiedzieć reformę immunitetu. Przecież PiS miał to w programie, kiedy był w opozycji. Co prawda był bardziej sceptyczny w tej sprawie niż PO, która też nic kompletnie nie zrobiła, a miała to w programie. Po tej sprawie widać, że to temat, który powinien znaleźć się na agendzie na zasadzie rozsądnego projektu. Zamiast mieć cyrk, jak z senatorem Kogutem, za każdym razem, jeśli prokuratura będzie chciała komuś postawić zarzuty z Kodeksu Karnego, to warto wreszcie pomyśleć o tym jak to zreformować – odpowiada Łukasz Warzecha.

– W tym liście jest fragment poświęcony immunitetowi i pada tam stwierdzenie, że to nie jest tak proste do zrobienia, bo immunitet ma swoje pewne zastosowania i chroni parlamentarzystów przed naciskami. Jak rozumiem Jarosław Kaczyński wymyślił coś w zamian, co będzie wymagał od swoich kandydatów na posłów i senatorów. Nie wiem, czy ten list jest wyrazem słabości. To raczej chęć zdyscyplinowania senatorów i pogrożenia palcem wszystkim parlamentarzystom, żeby tego typu sytuacje nie miały miejsca. Coś jak za rządów PO mieliśmy słynne „Donald się wściekł” przy każdej większej wpadce i aferze, tak tutaj mamy „Prezes się wściekł” – nieco inaczej sytuację ocenia Kamila Baranowska.

"To drugi przypadek, kiedy Jarosław Kaczyński zderzył się z pewną ścianą"

– Dobrze, że podałaś ten wątek, bo kiedy „Donald się wściekał” to wszyscy uznawali, że to jest pic, PR-owska zagrywka i być może ten list odczytać jako zagrywkę PR-owską – przerwał swojej redakcyjnej koleżance Rafał Ziemkiewicz.

– W tym przypadku nie uważam, że to jest ciche przyzwolenie, jednak Jarosław Kaczyński zawsze kładł na to duży nacisk. Biorąc pod uwagę, że PiS może przegrać tylko sam ze sobą, to wydaje się, że zauważył pewne zagrożenie, że rzeczywiście możemy być jak oni, postrzegani tak jak PO. Ten list ma też aspekt dotyczący zmiany w rządzie. To powtórzenie tego, co Jarosław Kaczyński powiedział na miesięcznicy smoleńskiej, że te zmiany były potrzebne na tym etapie. Jest podkreślona „wybitna” rola prezydenta Andrzeja Dudy w zwycięstwie w 2015 r. Tak więc jakieś ocieplenie z prezydentem Dudą jest widoczne. To sygnał dla elektoratu, że prezydent nie jest „Dudaczewskim” – dokończyła Kamila Baranowska.

– W kwestii zdarzenia w Senacie dostrzegam dwa elementy tego. To drugi przypadek, kiedy Jarosław Kaczyński zderzył się z pewną ścianą. Pierwszą był oczywiście Andrzej Duda, który powiedział – nie podpiszę, a teraz senatorowie dali swój głos. To głosowanie w pewien sposób zaprzecza narracji, że senat jest od podnoszenia rąk. W polityce podpisywanie tego typu dokumentów jest kompletnie mijające się z celem, to nie ma mocy prawnej, to mijanie się z celem – zakończył Mariusz Gierej.

Źródło: Telewizja Republika

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy