– W każdym państwie, które jest demokratyczne, jest władza, jest opozycja, jest debata, jest dyskusja taka, siaka, ostra, bardziej ostra. Proszę zobaczyć, co się dzieje w brytyjskim parlamencie, jak tam wygląda debata. Te dyskusje polityczne w większości krajów są dyskusjami ostrymi, zażartymi, są podziały, są napięcia. No są – taka jest ludzka natura, taka jest natura demokracji – ale powtarzam jeszcze raz: z mojego punktu widzenia jako prezydenta najważniejsze jest to, żeby szukać tych wspólnych punktów - powiedział prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla TVP Historia.
Andrzej Duda udzielił wywiadu TVP Historia w Pałacu Prezydenckim, w związku z jubileuszem 10-lecia istnienia kanału. Inauguracji, 3 maja 2007 roku, patronował prezydent Lech Kaczyński.
Prezydent Bronisław Komorowski miał taką koncepcję radosnego patriotyzmu. Mówił, że teraz mamy złoty wiek, cieszmy się tym, co mamy. To trochę przypominało takie podejście właśnie z gatunku wybierzmy przyszłość.
Może i tak, natomiast ja nigdy nie jestem zwolennikiem koloryzowania i opowiadania, jaką to mamy wspaniałą sytuację, bo zawsze jest bardzo wiele do zrobienia. I w dzisiejszej Polsce też jest bardzo wiele do zrobienia. Ogromnie się cieszę, że na przestrzeni tych niecałych dwóch lat i rządowi Prawa i Sprawiedliwości, i mnie jako Prezydentowi udało się już zrobić tak wiele rzeczy, co do których zobowiązywaliśmy się i które przede wszystkim miały znaczenie propaństwowe i prospołeczne – bardzo się z tego cieszę, ale mam pełną świadomość, jak wiele jest jeszcze do zrobienia i absolutnie nie powiem, że Polska jest dzisiaj państwem, które uważam za idealne, i wypełniliśmy przestrzeń naszej wolności. Nic z tych rzeczy! Do wypełnienia przestrzeni wolności jeszcze bardzo dużo nam brakuje.
Ciągle się mówi o Konstytucji. Ja bym chciał, żeby Konstytucja w Polsce naprawdę była przestrzegana przede wszystkim przez tych, którzy najwięcej krzyczą na temat jej przestrzegania. Choćby ostatnio mieliśmy w Pałacu Prezydenckim spotkanie związane z polityką integracji osób z niepełnosprawnościami. Dyskusja na ten temat i podawanie konkretnych przykładów pokazują, jak pusty cały czas ‒ niestety w dużym stopniu – jest choćby art. 32 Konstytucji mówiący o niedyskryminacji. Jak pusty jest art. 52, który mówi o prawie do swobodnego wyboru miejsca zamieszkania.
Natomiast w tym aspekcie, również i konstytucyjnym, ta nasza polityka historyczna jest niezwykle ważna i chcę tę rolę prezydenta Lecha Kaczyńskiego cały czas podkreślać, bo ona rzeczywiście miała tutaj znaczenie fundamentalne – że głowa państwa tak mocno powiedziała o sprawach ważnych. Ta polityka przywracania pamięci – przypominam: pan prezydent i jego ówcześni współpracownicy, choćby pani Barbara Mamińska, dyrektor Biura Kadr i Odznaczeń w Kancelarii Prezydenta, prowadzili niezwykle ważną politykę przywracania pamięci. To były odznaczenia dla prawdziwych bohaterów naszej wolności – zarówno okresu walki po 1945 roku o rzeczywistą wolność Rzeczypospolitej, czyli tych, których dzisiaj nazywamy Żołnierzami Niezłomnymi, czyli tych, których nazywamy drugą konspiracją, drugim podziemiem niepodległościowym, jak i tych, którzy walczyli przeciwko komunie już w latach 60., 70., 80. A jakoś ta Rzeczpospolita po 1989 roku w ogóle o nich zapomniała i splendory dostała pewna grupka, która się szybko ustawiła w polityce. A o tych, którzy rzeczywiście walczyli, cierpieli, często byli zwalniani z pracy – zapomniano. I to prezydent Lech Kaczyński…
Przywracał ich pamięci! On ich nie odkrywał, oni byli. Tylko po prostu zostali przykryci jakąś warstwą niepamięci. I on ich przywracał.
Po prostu musimy o niej mówić. Popatrzmy, jak robią to chociażby nasi sąsiedzi. Czy my się zgadzamy z tym, czy się nie zgadzamy, mamy często zastrzeżenia, bo uważamy, że nie pokazują historii w sposób prawdziwy, czyli ‒ krótko mówiąc ‒ przeinaczają fakty historyczne, deprofilują je, ale prowadzą bardzo zdecydowaną politykę historyczną, która niestety nie zawsze jest dla nas korzystna. W związku z tym my prowadźmy naszą politykę historyczną – o tym mówiłem w znaczeniu ofensywności. Pokażmy prawdę taką, jaka ona była z naszego punktu widzenia jako Polaków. Jak myśmy postrzegali II wojnę światową, niemiecki czy sowiecki terror w czasie II wojny światowej? Jak Polacy rzeczywiście ratowali Żydów w czasie II wojny światowej? W jakich warunkach się to działo? Że byliśmy tym jedynym krajem, w którym za pomoc Żydom groziła kara śmierci – jedynym obszarem terytorialnym, można powiedzieć, bo przecież Polski jako kraju wtedy nie było. I stąd takie pojęcia jak właśnie „polskie obozy koncentracyjne” są pojęciami fałszującymi historię, absolutnie nieprawdziwymi ‒ i naszym obowiązkiem jest z tymi pojęciami walczyć, pokazując, jaka była prawda, kto był rzeczywiście twórcą obozów koncentracyjnych, kto za to odpowiadał, kto odpowiadał za ludobójstwo i kto się w tamtym czasie jak zachował. To jest niezwykle ważne z punktu widzenia naszych interesów, a tego do tej pory w zasadzie nie było. To była cały czas jakaś pedagogika wstydu. Właściwie do czasu prezydentury profesora Lecha Kaczyńskiego patriotyzm był niemodny, prawda historyczna była niemodna. Proszę wziąć gazetę, przypomnieć sobie, co wtedy pisano o patriotyzmie, właśnie o polityce historycznej. Cały czas: wstyd, wstyd, Polacy tacy, siacy… Przepraszam uprzejmie, my mamy z czego być dumni i powinniśmy być dumni. To inni mają się czego wstydzić, a nie my.
Tak, ale ja – panie redaktorze – uważam to w jakimś sensie właśnie za odreagowanie tej wspomnianej pedagogiki wstydu, którą nam wciskano. Przede wszystkim młodzieży wciskano przez całe lata 90., że my, jako Polacy, powinniśmy się wstydzić i powinniśmy mieć w związku z tym jakieś kompleksy. Fałszowano nasz obraz w nas samych – to po prostu jakaś kompletna aberracja! I to, że dzisiaj młodzież wychodzi, że jest dumna ze swojego pochodzenia, że jest dumna z tego, że pochodzi z Polski, że się urodziła w Polsce, że tutaj mieszka, że mówi w polskim języku, że ma tę wielką polską historię – to jest wspaniałe zjawisko i cieszę się, że w ten sposób zaprzeczamy tamtemu, co wtedy było realizowane, nie wiem po co.
Po to, żeby łatwiej było nad nami zapanować w ramach jakichś wielkich organizmów narodowych? Żebyśmy byli pokorniejsi w ramach Unii Europejskiej? Nie wiem, po co to robiono. Ale fakt jest taki, że robiono. Dzisiaj będą temu oczywiście zaprzeczali, ale mówię: jeżeli ktoś chce sobie przypomnieć, niech przeanalizuje, co pisano wtedy w najbardziej poczytnych gazetach, zwłaszcza w gazetach codziennych. Jak przedstawiano polską historię, jak przedstawiano nas jako Polaków, jak pisano o tych, którzy o patriotyzmie wtedy mówili: że to ciemnogród, że to w ogóle jacyś dziwacy, aha, oczywiście ‒ że to faszyści, bo ktoś mówi o tym, że mamy biało-czerwone barwy, że powinniśmy być dumni jako naród, że chcemy silnej Polski – to faszysta, chce silnego państwa, to faszysta!
No właśnie. Nie uważa Pan Prezydent, że trochę za mało mówimy o tej polskiej nowoczesności, o tym, co się wydarzyło, co nam się udało osiągnąć w dwudziestoleciu międzywojennym? Może za mało jest w panteonie bohaterów narodowych takich, którzy są wielkimi odkrywcami, wspaniałymi naukowcami, polska szkoła matematyczna – może to trzeba by mocniej akcentować w polskiej polityce?
Wracając do Żołnierzy Wyklętych, bo tutaj ta ofensywność polityki historycznej Pana Prezydenta jest najbardziej widoczna. Bardzo mocno uczestniczy Pan zarówno we wszystkich działaniach Instytutu Pamięci Narodowej, które zmierzają do odnalezienia choćby śladów miejsc pochówku, pogrzeby, które Pan Prezydent współorganizował ‒ to rzeczywiście bardzo mocny element polityki historycznej, ale on napotyka też bardzo silny opór. Wyraźne są też głosy krytyki, że może powinniśmy bardziej niuansować tę ocenę Żołnierzy Wyklętych. Jak Pan się odnosi do tych głosów krytyki?
No właśnie, Żołnierze Wyklęci, a może tak naprawdę to jest spór o to, żebyśmy wreszcie odcięli to, co nas łączy z PRL-em. Mamy np. w tej chwili spór o to, czy PRL był państwem totalitarnym, czy nie.
Ten zwykły szeregowiec, często chłopak bez wykształcenia, który został wywieziony na Wschód czy który był na tym obszarze, który nie znalazł się w granicach Polski po 1945 roku ‒ z Wołynia, z innych miejsc ‒ który chciał wolnej Polski. I chwycił za broń tam, gdzie to było możliwe – no akurat taka mu się sposobność trafiła. Bardzo często miał pełną świadomość tego, że przecież był Katyń i były te inne wydarzenia, ale trzeba pokonać Niemców, przede wszystkim trzeba pokonać Niemców! To było to, co oni mieli przecież cały czas gdzieś z tyłu głowy. Przede wszystkim trzeba pokonać Niemców! Jakoś to będzie. I czy można ich nazwać PRL-owską czernią, dlatego że byli w armii, która później stanowiła Ludowe Wojsko Polskie? Nigdy bym się z tym nie zgodził. Oni dzisiaj leżą na cmentarzach, przeszli wtedy, przepędzając Niemców z terytorium Polski, zginęli – zginęli pod Warszawą, zginęli w Warszawie, przecież też w trakcie Powstania ci żołnierze Berlinga, którzy nieliczni przepłynęli na ten brzeg rzeki, czy w Siekierkach nad Odrą, czy w innych miejscach leżą żołnierze, którzy walczyli o wolną Polskę. I absolutnie nie pozwolę kalać ich imienia tylko dlatego, że byli w armii, która później stała się Ludowym Wojskiem Polskim. Ale oprócz tego byli jeszcze inni. Tak więc mówię: to nie jest jednobarwne i nie można wszystkich wrzucić do jednego worka.
Są elementy wspólne, nie mam co do tego wątpliwości. Pamiętajmy, że 100 lat Polski i 100 lat niepodległości to w tym także i część PRL-u ‒ i na pewno o tym również będziemy dyskutowali. I o tym, co mówię: że PRL też nie jest jednobarwny. Władza oczywiście była ludowa i była sterowana z Moskwy, co do tego nie ma wątpliwości. Byli ci polityczni, którzy również byli sterowani z Moskwy, i byli zdrajcy, byli ci, którzy służyli ustrojowi, systemowi, a więc w efekcie także Moskwie, i też nazwiemy ich dziś zdrajcami, ale oprócz tego było mnóstwo normalnych, zwykłych ludzi ‒ czy zdecydowana, absolutna większość zwykłych ludzi ‒ którzy po prostu chcieli żyć. Po prostu chcieli żyć! Szli na różne kompromisy, różne sytuacje się zdarzały, części z tych kompromisów na pewno nie odbieramy dziś dobrze, na pewno odbieramy je źle, ale często trzeba na to spojrzeć z pewną wyrozumiałością i z pewnym zrozumieniem. Nie każdy był budowniczym tamtego systemu, nie każdy był rzeczywistym przedstawicielem sowieckiego państwa w Polsce. Choć powtarzam jeszcze raz: byli tacy i należy ich piętnować w sposób absolutny, bo oni rzeczywiście byli zdrajcami.