Piskorski: Mainstream już nie z Tuskiem

Artykuł
Paweł Piskorski, lider Stronnictwa Demokratycznego
Telewizja Republika

– Zamiatanie trudnych spraw pod dywan wychodziło rządowi dzięki życzliwości mediów głównego nurtu. Ale w tej chwili głównym frontem obrony Platformy i premiera 
są jedynie „Gazeta 
Wyborcza", „Polityka" 
i ich okolice, a to trochę 
za mało jak na 
obecną sytuację 
– twierdzi były polityk PO, 
szef SD Paweł Piskorski.

– Po stronie rządowej brak jest też tematu zastępczego, nad czym chyba bardzo usilnie pracują. Za to partie opozycyjne i media codziennie będą przypominały, co oni tam naopowiadali i jak to o nich świadczy. W rezultacie przez całe wakacje Polacy będą się utwierdzali w przekonaniu, że mamy do czynienia z poważnym kryzysem i niepoważnym rządem – powiedział Piskorski w wywiadzie z "Rzeczpospolitą".

Piskorski tłumaczył również, jak jego byli partyjni koledzy z Tuskie na czele rozegrali sprawę afery podsłuchowej.

– Na początku byli w panice i chcieli się odcinać od Sienkiewicza i innych. Potem Tusk zdał sobie sprawę, że to będzie łańcuszek dymisji wymuszonych kolejnymi nagraniami z nim samym na końcu. Zastosował więc niezwykle ryzykowny dla PO, ale jedyny dla niego wariant: „Idziemy w zaparte". Jak w „Misiu": „Ja jestem kierownikiem tej szatni i co pan mi zrobisz". Odwracają więc sprawę. Nieważne, co wynika z nagrań, państwo jest zagrożone przez zamach stanu, zorganizowaną grupę przestępców, pewno inspirowanych przez Rosję albo mafię. Trzeba ich złapać i to załatwi problem. Oczywiście to bzdury, ale na pewno jest kilkanaście procent Polaków tak bezkrytycznych wobec PO, że to przyjmą – wyjaśniał.

W jego ocenie dni tego rządu są policzone, a sezon wakacyjny w cale nie sprawi, że opinia publiczna zapomni o afererzystach u steru władzy.

– Taśmy uderzają w jego (Tuska, przyp. red.) centrum sterowania. I to w najgorszym momencie, bo przed wakacjami. Wbrew pozorom to wcale nie jest martwy sezon polityczny. Ze statystyk wynika, że zaledwie 15 proc. wyborców jest w danym momencie na wakacjach, a reszta śledzi informacje. Co gorsza, poważny temat w lecie jest bardziej słyszalny niż w normalnym okresie, gdy wydarzenia gonią wydarzenia. Donald dobrze to wie. W kampanii prezydenckiej 2005 roku przed wakacjami był siódmy w rankingach popularności. Po wakacjach, które przepracował, był już na pierwszym miejscu. Dlatego rozumie, że skoro cała sprawa zaczęła się na początku wakacji, to pod koniec lata jego wizerunek może być całkowicie zdewastowany. Ale nie ma wyjścia. Musi zyskać czas na oddech, stąd się wziął wniosek o wotum zaufania. Jednak to nie zakończy kryzysu – mówił "Rzeczpospolitej" Piskorski.

Źródło: rp.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy